sobota, 31 grudnia 2016

KOLEJNY ROK!

Z okazji Nowego Roku (już 2017 ) załoga SPG życzy Wam wszystkiego co najlepsze, niekończącej się weny i spełnienia wszystkich waszych marzeń! 

Pamiętajcie dziś o swoich zwierzakach i o tym, że one nie znoszą fajerwerek!  


Znalezione obrazy dla zapytania psy w sylwestra


~~~Alfa i Beta SPG :33

piątek, 30 grudnia 2016

Luna jest w ciąży!

Luna i Delgado spodziewają się szczeniąt! :D

Matka: Luna
Ojciec: Delgado
Liczba szczeniąt: 7 (5 piesków, 2 suczki)
Rasa szczeniąt: owczarek niemiecki
Data narodzin: 5-7 stycznia
Lekarz prowadzący: Lastrada

Od Luny

Dni mijały szybko. Delgado po swoich przeżyciach już ochłonął. Ja za to odkryłam że mam smykałkę do hiszpańskiego. Słyszałam jak ludzie w Pyskowicach liczą po hiszpańsku do 20 - chwilę powtarzali i się nauczyłam.
Wyruszyłam na spacer.
- Zima nie jest moją ulubioną porą roku ale wtedy są najpiękniejsze krajobrazy. - powiedziałam do siebie.
Spacerowałam po sforze już dobrą godzine. Nagle ktoś we mnie rzucił śnieżką. Zaczęłam lepić śnieżkę i wyszukiwać sprawcę. Usłyszałam znajomy chichot.
- Deli, wyłaź.
- Nie możesz mi rozkazywać. - powiedział i znowu rzucił śnieżką.
- Ej,to nie fair.
- Nie starasz się Luna. Myślałem że wiesz o mnie wszystko.
- Powiedz czy jesteś wysoko czy nisko.
- Okay, wysoko.
Popatrzyłam się na drzewa i tam zobaczyłam Delgada.
- Złaź stamtąd, Deli.
- Dobra, schodzę.
Nie zobaczył że naszykowałam dużą śnieżkę i zaraz jak zszedł z drzewa rzuciłam w niego i uciekłam do domu ile sił w nogach. Po bokach widać było tylko śnieg.
Byłam już w domu i piłam herbatę. Ktoś zapukał, był to Delgado.
- Doigrasz się Luna.
- A kto zaczął?
- No... Ja.
- Właśnie. Chcesz coś ciepłego do picia?
- Okay, na dworze jest zimno, więc to miła odmiana.
Wypiliśmy herbatę i rozmawialiśmy. W końcu zrobiło się ciemno.
- Mogę u ciebie przenocować?
- A co, w domu nie masz łóżka?
- Mam, ale lepiej będzie jak zostanę tutaj. Na dworze jest ciemno i zimno, jeszcze na jakiś korzeń wpadnę.
- No skoro chcesz.
- Dzięki, Luna.
- Spoko. Jutro też bitwa na śnieżki?
- Jak chcesz to może być.
- No to dobranoc, Delusiu-Lalusiu.
- Ej, pani Lusia-Smarkusia nie pozwala sobie czasem na za wiele?
- Dobra, koniec tych głupstw.
- Dobranoc.
- Dobranoc, pchły na noc.
- Karaluchy pod poduchy.
- A szczypawki na huśtawki.

XxX

Obudziłam się rano i zaczęłam budzić Delgada.
- Deli, wstawaj!
- Chwilę... - odpowiedział mi zaspany głos.
Zrobiłam śniadanie i dopiero wtedy Delgado wstał.
- Witaj, panie śpiochu-żarłoku.
- No weź, koniec tego.
Zjedliśmy i zgodnie z planami udaliśmy się na plac gdzie wczoraj trwała bitwa na śnieżki. Nagle...
- Ałć!
Krzyknęłam i upadłam na ziemię.
- Nic ci nie jest Luna?
- Tylko brzuch mnie mocno boli.
- Dasz radę dojść do szpitala?
- Nie wiem.
- Wstawaj, pomogę ci dojść.
- Dzięki, kochanie.
No i poszliśmy tam. Ja ledwo co trzymałam się na nogach i Deli pomagał mi wejść do środka.
- Alex! Geris! Lastrada! - krzyczał Delgado.
- Co się stało Delgado?! Nie wydzieraj się na cały szpital. - zza drzwi wyszedł Alex.
- Z Luną coś nie tak, mówi że ją brzuch mocno boli i nie wie co jej jest.
- Spokojnie, Deli. Nie krzycz tak i chodź za mną. Z Luną oczywiście. Tam mi powiesz co się stało.

Na miejscu

- No więc słucham, Delgado.
- Byliśmy na dworze robić bitwę na śnieżki i gdy dotarliśmy, Luna krzyknęła i upadła na śnieg.
- Ok. Ty możesz iść do domu, bo to trochę zajmie, a nie potrzebujemy nikogo do pomocy.
- Wrócę za dwie godziny, Luna!
- Dobrze, Delgado.

Later

- Minęło już 1,5 godziny a ich dalej nie ma. - myślałam na głos i w tym momencie drzwi się uchyliły i do środka pomieszczenia wszedł Alex z wynikami badań.
- No i co?
- Dobra wiadomość.
- Czyli?
- Zostaniesz mamą!
- Ile szczeniaków?
- Jeszcze nie wiadomo.
Naszą konwersację przerwał Delgado
- (D)Hej Luna! Hej Alex! No i jakie wyniki?
- (L) Będziemy mieli dzieci, kochanie.
- (A) Potwierdzam.

(Delgado? Wreszcie się odezwałam.)

poniedziałek, 26 grudnia 2016

Wyniki konkursu na gammę sfory!

Uwaga, uwaga!

Ogłaszamy wszem i wobec, że nową gammą Sfory Psiego Głosu (po długich przemyśleniach)

.
.
.
.
.
.
.
.
.
Nie był to łatwy wybór, ponieważ zarówno Delgado jak i Lastrada zrobili kawał pięknej roboty, ale....
.
.
.
.
.
.
Nową gammą zostaje...
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.

Lastrada!

Gratulujemy Wam obu, dziewczyny ♥ spisałyście się, a wybór wcale nie był oczywisty. 
DZIĘKUJEMY WAM I PRZYWITAJMY NOWĄ SAMICĘ GAMMA!

Imię: Lastrada
Płeć: Suczka.
Wiek: 3 lata.
Rasa: Border Collie czarny.
Stanowisko: Lekarka.
Partner: Cóż, musisz ją bardzo zauroczyć.
Młode: ... - 
Rodzina: Ech... Zapomnijmy o tym.
Urodziny: 1 dzień zimy.
Sektor: Avendeer, Fioletowa Rzeczka.
Cechy: Lasta to bardzo zraniona suka. Pod rozpaczliwą maską wredoty kryje się smutna dusza, która jednak umie się bawić i żartować, ale tylko z osobami dobrze znajomymi. 
Historia: Urodzona... na ulicy. Matka miała w miocie faworyta - największego brata - i Lassie, krótko mówiąc, została wywalona na bruk. To zdarzenie wywarło na niej silny wpływ. Raz jadła ze śmietnika, to coś upolowała, czasem po prostu leżała. Miasto jednak nie było tym, czego szukała. 
Orzekła, że w Sforze Psiego Głosu może wyleczyć i na nowo rozwinąć skrzydła.
Nick na howrse.pl i/lub mail: Tajemnica*

niedziela, 25 grudnia 2016

Od Nigera - CD historii Roxolanne

Słowa wypowiedziane przez aussie rozbrzmiewały echem w głowie psa. Zostaniesz tatą... Nigdy wcześniej sobie tego nie wyobrażał. Spodziewał się wszystkiego, ale nie szczeniąt.
Ogarnęło go przerażenie. Nie poradzi sobie, nie ma szans. Nigdy w życiu nawet nie pilnował żadnego szczeniaka, no może poza Acartem, jednak był to już kilkumiesięczny psiak, dosyć obyty ze światem. Jak mialby temu podołać?
Ale jet przecież Roxo, powiedział sobie w duchu. Dobrze wiedział, że jego ukochana jest lepiej obeznana w tym temacie i powinna mu pomóc...
- Niger! - suczka niemalże krzyknęła. Pomachała tollerowi łapą przez oczami. Dopiero wtedy Niger zdał sobie sprawę, że od kilku minut stał z rozdziawionym pyskiem, wpatrując się nieprzytomnym wzrokiem w jakiś odległy punkt. W tym czasie wszyscy obecni zdążyli się spojrzeć się na niego z niepokojem. Wszyscy naraz.
- Aaa... Sorry. - wymamrotał pies. Zgromadzeni, udając, że nic się nie stało, zabrali się do jedzenia i dalszych rozmów.
Roxolanne uniosła podniosła jedną brew do góry.
- Cieszysz się? - spytała, a na jej pysku odmalował się niepokój.
- Tak. - dopiero odpowiadając partnerce, zorientował się, że to, co powiedział, jest prawdą. Mimo wszystko naprawdę się cieszył. - Aaa... wiesz, ile ich będzie?
Aussie spuściła wzrok i uśmiechnęła się pod nosem.
- Trzynaście. - odparła. Spojrzała mu w oczy i uśmiechnęła się szeroko, na co on odpowiedział tym samym.
Trzynaście. Trzynaście piszczących, puchatych kuleczek, krzątających się po jaskini. Nie wyobrażał sobie tego, co miało nastąpić już niedługo. Przed oczami pojawił mu się obraz z dzieciństwa, kiedy sam był taką kuleczką.
Mimo, że powinny być do dobre wspomnienia, z powodów znanych bardziej doświadczonym członkom Sfory, nie chciał do tego wracać. Wojna zmieniła jego życie o sto osiemdziesiąt stopni. Był szczęśliwy, że jego dzieci wychowają się dopiero po zakończeniu tych walk.
Jeszcze długo zostali na wigilii. Rozmawiał chyba tylko z Roxo. Opowiadali sobie nawzajem o swoich planach związanych z taką ilością młodych. Był to szok dla ich obojga, ale i olbrzymi powód do radości... Niger nie mógł wymarzyć sobie lepszego prezentu.
Po zakończeniu "imprezy" wyszli na zewnątrz. Śnieg sypał mocno, obrzucając ich wyjątkowo wielkimi płatkami. Nagle tollerowi wpadł do głowy pewien szalony pomysł. Uśmiechnął się pod nosem.
- Ej! - wrzasnęła Roxo, gdy pies rzucił w nią śnieżką. Ulepiła z białego puchu dwa razy większą kulkę i rzuciła nią w Nigera. Przez prawie pół godziny bawili się jak szczeniaki, skacząc po śniegu i zanurzając się w nim. Na gwieździstym niebie wisiał księżyc oświetlający im drogę do domu.
Wybrali drogę na około. Ścigając się, dotarli nad Odbicie zimowe, gdzie zatrzymali się na wysokiej skale.
- Wygrałaś. - wydusił Niger.
- Wygrałeś. - wymamrotała w tym samym czasie Roxo.
Oboje wybuchli śmiechem.
Niger nachylił się do swojej partnerki i pocałował ją w nos.
- Wesołych świąt, Roxo. - wyszeptał jej do ucha. - Kocham cię.

Roxo? ♥ Wybacz, że takie krótkie i tak późno, naprawdę nie mam czasu...

Nowa suczka w Sforze - Alfa!

W ten świąteczny dzień do SPG dołączyła Alfa! Powitajmy ją serdecznie!

Imię: Alfa
Płeć: Suka
Wiek: 6lat
Rasa: Husky syberyjski
Głos: Violetta: "Aprendí a Decir Adiós"
Stanowisko: Szpieg
Partner: Oj,nie. Jej charakter na to nie pozwala.
Młode: Może kogoś przygarnie?
Rodzina:
Matka - Caylet±*(Kajlet)
ojciec - Francesco±
Bracia - Rex±,Max,Kieł,Falco±,Lucky
Siostry - Fausta,Maya,Lusia, Snowy±
Nikt nie jest w SPG
(* Znak ± oznacza że tamta osoba nie żyje.)
Urodziny: 15 dzień jesieni
Sektor: Avendeer - Okolice końskiej plaży
Cechy: Alfa - co tu mówić? Jest godna zaufania,czasem się wywyższa,jest silna,miła,nie zachowuje się jak szczeniak( Chyba że dobrze coś zaplanujesz),raczej nie zdobędziesz jej serca - jest tam duża szczelina której nie da się zagoić. Lubi dzieci,ma dobry węch,mocne szczęki,bardzo cicho chodzi i tylko dlatego przeżyła, wyróżnia się umaszczeniem-jedyna w rodzinie ma taki kruczo-czarny kolor sierści z białymi łatami typowymi dla psów Husky.
Historia: Urodziła się na Alasce,była psem zaprzęgowym. Wszyscy z rodziny ją cenili. Ocaliła wiele zaprzęgów dzięki jej mocnej budowie ciała. Na jej twarzy zawsze był uśmiech. Poznała malamuta Eltrina- pięknego,czekoladowo białego psa. Kochali się,lecz miało się to zmienić. Tata jej mówił że to się stanie,powiedział to parę dni przed jego śmiercią. W końcu to się stanie - w wieku 5 lat,ludzie zabijają Husky gdy jest ich dużo,żeby nie mogły się rozmnażać. Opłakiwałam go lecz w końcu o tym zapomniałam. Potem to samo stało się z mamą. Po czterech latach przyszła kolej na mnie. Ale ja się nie poddała i uciekłem im razem z rodzeństwem i Eltrinem,tylko Rex tam został. Trafiliśmy na ciężarówkę która woziła 5-cio letnie Husky. Załadowano nas tam i dopiero po wielu godzinach podróży,gdy byliśmy na miejscu ludzie zauważyli że nie ma znas na liście psów. Wygnano nas z tamtego miejsca. Podróż była dosyć krótka bo zaczął padać śnieg,wichura była tak mocna że Snowy i Falco polegli. Śnieg był taki gęsty że się zgubiłam. Nie wiedziałam gdzie oni są. Okazało się że byłam w Pyskowicach i zostałam przygarnięta przez rodzinę ludzi. Byłam smutna i właśnie przez te nieszczęścia powstała ta dziura-zostałam sama. Gdy minęła zima ludzie mnie puścili. Dotarła do lasu i gdy tak wędrowałam natknełam się na SPG. Dalej mam nadzieję na odnalezienie Eltrina i rodziny.
Nick na howrse.pl i/lub mail: Horsehorse123
Inne zdjęcia: 1
Gdy miała pół roku : 

czwartek, 22 grudnia 2016

Od Delgada - Opowiadanie Konkursowe

Święta już wszystkich wciągneły,wszystkich oprócz mnie. Pudła dalej smętnie leżały i czekały aż się zabiorę za pakowanie.
- Muszę spakować...
Moje rozmyślania przerwało pukanie
- Kto tam?
- Ja
- Czyli?
- Luna,mogę wejść
- Jeżeli chcesz zobaczyć prawdziwy tajfun to tak.
- Drzwi się zablokowały!!!
- Czekaj,są zawalone pudłami
Powiedziałem i odrzuciłem pudła na bok
- Dzięki
- Co chcesz,jestem zajęty
Powiedziałem zirytowanym głosem
- Przyszłam porozmawiać
- O czym i ile to zajmie.
- O... W sumie nie wiem o czym,normalnie porozmawiać
- OK
- To co tam?
- Dobrze a tam?
- Też dobrze, Dobra koniec takiego gadania.
- Nooooo,kto zaczął tę rozmowę?
- No dobra,przyznaję się
- To co cię tu sprowadziło? KOTKU
Powiedziałem żeby ją rozzłościć.
- RRRRRRR. PRZESTAŃ ALBO BĘDZIE Z TOBĄ ŹLE!
- Okay,okay
- Więc Chcę się zapytać czy pamiętasz żeby w święta przyjść do mnie z prezentami także dla Amber i Merlina,wiesz jak mi na tym zależy.
- A! Dzięki Luna, właśnie zapomniałem dla kogo jeszcze prezent na szykować.
- No dobra,ja muszę iść jeszcze dla ciebie coś spakować.
Powiedziała otwierając drzwi i wychodząc.
- Tylko pamiętaj przyjść Delgado!
- Dobra.
No więc co tu teraz zrobić dla Luny? W domu niczego nie mam.
Postanowiłem udać się do Pyskowic. Może tam coś znajdę? Nie wiem.
Skakałem przez krzewy i zapomniałem o zimie. Nie wyszło mi to na dobre bo za jednym krzakiem było zamarznięte jezioro. Bolało.
Mimo to dalej szedłem w stronę Pyskowic. Gdy tam byłem zacząłem szukać niemal od razu,niemal od razu też zrobiłem się głodny.
- Mam nadzieję że sklep mięsny otwarty.
Powiedziałem do siebie,lubią kiedy przychodzę i dają mi mięso.
Gdy byłem już najedzony kiełbasą poszedłem szukać materiałów,może tak jakiś kamień błyszczący? Najpierw muszę go znaleźć. Tylko gdzie? Może w diamentowym lesie? Słyszałem że wilki znalazły tam parę kamieni.
Zamierzałem w stronę diamentowego lasu gdy nagle coś na mnie "napadło". Ktoś złapał mnie do worka,próbowałem się wydostać ale mi się nie udało. Poddałem się wiedząc że w końcu ten człowiek mnie wypuści. Mimo mojej nadziei,bałem się. Co on może chcieć że mną zrobić? Czy kiedyś jeszcze wrócę do SPG? Jak się będzie czuła Luna,sama i smutna... no tak,ma Amber i Merlina. Zazdroszczę jej rodziny,ja ją straciłem.
Nagle zasnąłem,nie wiedziałem co się dzieje,gdzie jestem... nie wiedziałem nic. Obudziłem się dopiero gdy usłyszałem szczekanie psów. Już myślałem że jestem w SPG lecz była to klinika weterynaryjna. Brrrrr. na samą myśl o strzykawce robiło mi się niedobrze. Ale wreszcie miałem okazję uciec! Jednak nie będzie to takie łatwe. Człowiek,jak się okazało znajomy, wreszcie mnie wypuścił,ale drzwi były zamknięte na klucz. Nagle drzwi się otworzyły,to była moja szansa, lecz... Drzwi jak na złość się zamknęły. I na dodatek przyszedł weterynarz z... STRZYKAWKĄ. Wziął mnie i zaniósł do sali zabiegów,był tam buldog francuski. Mieszkał tutaj. Zacząłem rozmawiać
- Hej,jak się nazywasz.
- Campy.A ty?
- Delgado,zostałem złapany i tu zabrany. Na ogół jestem dzikim psem. Który kiedyś był psem z hodowli
- Oj, dostaniesz szczepienie na wściekliznę ale lepiej dostać szczepienie niż na nią zachorować.
- O NIE! Miałem szczepienie na wściekliznę z... 1,5 roku temu.
- Szkoda że nie możesz tego powiedzieć. A masz mikroczip?
- Mikro co?
- Mikroczip, skoro jesteś z hodowli to go chyba posiadasz. - A! Mam go i mam tam dokument że zostałem wypuszczony. I mam tam też potwierdzenie że byłem szczepiony. Ale co to ma do rzeczy.
- To że mój pan najpierw sprawdza czy masz mikroczip. W ten sposób uzyskuje o tobie informacje.
- Aha,dzięki że mi powiedziałeś.
- Spoko,po to tu jestem.
- To twoja praca?
- Oczywiście. A co?
- Nie nic. A jaką masz "wypłatę"
- codziennie dużą kość. Oczywiście dla mnie dużą.
- No wiem. Jesteś o 3-4 razy mniejszy.
- No właśnie. Zaraz cię zabiorą,iść z tobą?
- Ale gdzie?
- Do sali gdzie się sprawdza mikroczipy
- No dobra,a pozwolą ci tam wejść?
- Pewnie że tak,tam jest moje leżenie więc jestem tam kiedy chcę.
- No dobra,może sami tam już pójdziemy?
- Okay
No i poszliśmy. Szybko to minęło lecz znowu człowiek mnie wziął lecz nie do worka tylko na ręce. Pożegnałem się z Campy'm i koniec,znów w aucie.
Byłem w ich domu,a bardziej w ich garażu gdzie miałem czekać aż do gwiazdki. Lecz Amelia,bo tak nazywała się dziewczynka która miała mnie dostać. Dostała swój prezent przed tym wydarzeniem. Ja dzień po tym. Gdy byłem w ogródku i zapinali mi obrożę,ja uciekłem i przeskoczył płot. Co z tego że płakała. Ja też byłem smutny że nie mogę być w MOIM domu. Zachaczyłem o diamentowy las gdzie znalazłem 3 duże kamienie - czerwony,zielony i turkusowy.
Czerwony dla Merlina,zielony dla Amber i turkusowy dla Luny.
I pomyśleć że minęły już trzy dni odkąd mnie złapano,tylko trzy dni a tyle przygód.
Wróciłem spokojnie do domu,i nagle przypomniałem sobie że DZISIAJ SĄ ŚWIĘTA.
Szybko spakowałem prezenty do pudełek i opakowałem kolorowym papierem.
Zdążyłem na ostatnią chwilę.
- Delgado,gdzie ty byłeś przez te trzy dni!
- Długo opowiadać
- To w skrócie.
- Szukając prezentu sam zostałem prezentem.
- Aha. Chodź bo zaraz otwieramy prezenty.
- Już idę Luna
Prezenty były super.
Dostałem od Luny piękne pudło z przegródkami. Powiedziała że dzięki temu będę wreszcie miał porządek,zgodziłem się z tym.
Amber przygotowała mi wazon,akurat mi się zbił dzisiaj jak się szykowałem, ten był ładniejszy.
Merlin przygotował mi poduszkę,nie wiem skąd ją wytrzasnął ale była ładna.
Gdy zobaczyli prezenty ode mnie,bardzo się ucieszyli.
Święta się skończyły i wszystko wróciło do normy. Luna pomogła mi robić porządki i wreszcie było dobrze posprzątane. Gdyby na świecie nie było kobiet,świat stał by się śmietnikiem.
Dobrze że wreszcie się to skończyło.

środa, 21 grudnia 2016

Stream odchodzi...

Z przykrością informuję, że Stream odchodzi z SPG. Mam nadzieję, że jeszcze do nas wrócisz!



Imię: Stream
Płeć: Suczka
Wiek: 3 lata
Rasa: Chart Perski (Saluki)
Stanowisko: Strażnik Navydeer
Partner: Szuka
Młode: Chce mieć.
Rodzina: Nie należy do sfory.
Urodziny: 18 dzień wiosny
Sektor: Navydeer, Las wrzosowy
Cechy: Stream jest suczką miłą, lubiąca towarzystwo innych, przyjacielską, unikającą konfliktów. Jeśli spotka nieznajomego, zaczyna warczeć i wypytywać o wszystko. Lubi spacery i nawiązywać przyjaźnie,jest odważna w pewnym stopniu, gdyż boi się dużych ras psów takich jak Owczarek Niemiecki, Doberman. Uważała zawsze te psy za groźne i unikała kontaktu z nimi. Do reszty nastawiona normalnie. Czasami jest szalona i z chęcią dzieli się swoją pozytywną energią, a czasem woląca rozmyślania w samotności. Jednym słowem, jej charakter jest bardzo zmienny.
Historia: Została porzucona przez swoją rodzinę,której kompletnie nie pamięta. Błąkała się po różnych sforach, aż znalazła się w Sforze Psiego Głosu.
Nick na howrse.pl: Hanowerska

Od Lastrady - Opowiadanie konkursowe

Niedawno spadł śnieg. W jej okolicy nie było wiele psów, więc większa część śniegu nie została jeszcze rozdeptana. Niedawno przygarnięty szczeniak, Raphael, mobilizował ją do polowań, więc można powiedzieć, że Lastrada wywiązywała się z nowych obowiązków. Od pewnego czasu pracowała też nad prezentem dla malca. Święta dawały o sobie znać, jednak suczka nie planowała hucznego przyjęcia. Była spokojna. Dni mijały tak rozkosznie przewidywalnie i bezpiecznie, że Lass czuła się czasem, jak otulona słodkim snem i ciepłym kocykiem.
Nagle, wszystko się zmieniło. Niewielki szczeniak, i wielki kłopot.
Raphael, jej małe słońce, zniknął.
Lastrada prosiła wielu o pomoc, jednak prawda była dobijająca - mały, szary szczeniak zniknął z terenów SPG. Suce nie pozostało nic poza szukaniem go dalej.
Zdecydowała się na Pyskowice. Czy to dobry strzał, nie wiedziała, ale wiedziała jedno. Że się nie podda.
Spakowanie się zajęło roztrzęsionej suni cały dzień. Następnego ranka była więc gotowa do drogi.
Doszła do jakiegoś zielonego prostokąta z białymi znakami. Tuż za nim zaczynało się miasto.
- Dla Raphaela. - mruknęła suczka bez przekonania, wchodząc dalej.
- Dla Raphuuuusia... - usłyszała cichy szept.
- To tylko przesłyszenia... Muszę iść dalej. Dla Rapha.
- Niezależnie, kogo szukasz, nikogo tu nie znajdziesz. Nieważne, z czym przychodzisz, możesz to tylko zgubić. Jeśli nie wyrwiesz się stąd szybko, stracisz nawet samą siebie... zwłaszcza samą siebie. - koło niej pojawił się wilk.
Z gardła Lassie wydobył się przerażony wrzask.
- Nie... Proszę... - szepnęła cicho.
- Nie martw się... Nic ci nie zrobię. Straciłem siebie i wszystkich, których kochałem. Z tego oceanu nie można wypłynąć. - westchnął smutno.
Suczka położyła mu łapę na barkach.
- Chodź ze mną. - wyszeptała. - Razem... Razem łatwiej.
Wilk spojrzał na nią z niedowierzaniem. Kiwnęła głową.
- D... Dobrze.
Uśmiechnęła się.

*Later*

- Okej... Rysopis twoich zaginionych.
- I tak ich nie znajdziemy. - burknął jej towarzysz.
- Cóż... - coś jej się przypomniało. - Jak masz na imię, pesymisto?
- Nikt go nie używa, ale brzmi Bruce.
Zastanowiła się chwilę. Bruce brzmiało wyjątkowo.
- Jest. Hm. Ciężko to określić...
- Powiedz od razu: beznadziejnie.
- Wstydziłbyś się! - ofuknęła go Lastrada. - Jest piękne.
- A ty? Twoje imię?
- Lastrada. - odparła. - To JEST dziwne.
- Piękniejsze niż moje.
- Nie zgadzam się.
- A ja się zgadzam! Zgadzam się ze wszystkim, co powiesz, ciociu! - zawołało coś cienkim głosikiem.
Suka uniosła głowę, nie mogąc w to uwierzyć.
- R... Ra... Raphael!
- Tak, ciociu! - zapiszczał szczeniak.
- To moja zguba. - Lass obróciła się do Bruce'a.
- Cóż... Więc ja, nie będę Ci przeszkadzał. - westchnął wilk.
- Przeszkadzać mi będzie, jak odejdziesz. - mruknęła suczka.
- Ciociu Lassie, kto to jest? - spytał szczeniak.
Psy spojrzały po sobie.
- Hm...
- Cóż...
- Pomagał mi cię szukać. - wymyśliła Lasta.
- Aha. - mruknął maluch.
Zapadła noc. Raphael szybko zasnął, jednak dorosłe psy tylko czekały na moment do rozmowy.
Okazja się nadarzyła.
- Bruce...
- Hę? - burknął pies. Od kiedy znaleźli szczenię, stawał się coraz bardziej oschły.
- Nie chcę, żeby osoba, która w trudnych chwilach mnie wspierała, po prostu odeszła.
- Więc co chcesz ze mną zrobić? Wstawić do domu jako ozdobę?
- Jesteś zbyt inteligentny. Bruce, proszę, zostań w pobliżu SPG.
- SPG? - zaciekawił się pies.
- Żyję na jej terenach. Jestem jej częścią. Czy też chcesz tam być?
- Ja? - wyśmiał pomysł wilk. - Nigdy. Ale zostać mogę, czemu nie...
- A więc... Dziękuję Ci, Bruce. - niegdyś tak bardzo silna suczka miała ochotę się popłakać.
- Żegnaj. - samiec gwałtownie się obrócił, i, nim zdążyła coś jeszcze powiedzieć, pognał przed siebie.
- BRUCE! - zawyła. - No ładnie, i co ja zrobiłam... - zalała się łzami.
- Co się stało? - spytał rzeczowo malec.
- I jeszcze ty. - westchnęła przez łzy.
- Ale co ja zrobiłem?
- Do domu. - warknęła. Wstała i z furią skierowała się prosto, przed siebie.
Na szczęście była to dobra strona, bo Lastrada zatrzymałaby się dość daleko. Weszła do domu.
Ochłonęła po kilku godzinach. Wtedy też przypomniała sobie o Raphie.
- Raph?
- Tu jestem... - dobiegło cichutko. Obróciła się. Malec siedział obok.
- Wybacz... - szepnęła i znów zaczęła płakać.
Na domiar złego rozległo się pukanie do drzwi.
- Kto tam. - burknęła.
Coś podszeptywało jej, że może to być Bruce, ale nie chciała słuchać tego cichego głosiku. Nie chciała robić sobie nadziei.



<Ktokolwiek...>

wtorek, 20 grudnia 2016

Od Horizona C.D. historii Nuti

Gdy tylko wadera wybiegła, osunąłem się na ziemię. Straciłem przytomność. Gdy otworzyłem oczy, nade mną stał lokaj i biała suczka.
- Kiedy zemdlałem? - zmarszczyłem czoło łapiąc się za głowę.
- Jakieś siedem minut temu, sir. - oświadczył pracownik.
- Nie mów do mnie sir. - zganiłem go podnosząc się do góry.
- Gdzie Nuti i Mumtaz? - popatrzyłem na Kathie.
- Wybiegła za nią. Pójdę jej szukać.- chciała wychodzić, ale ją zatrzymałem.
- Nuti doskonale wie co robi. Znajdzie ją. - zapewniłem kiwając głową. - Nie masz się czego bać o swoją córkę.
- To też jest Twoja córka.
- Ta. Musisz dać mi czas. Przyzwyczaję się.
Czekaliśmy na nich około dwudziestu minut w ciągu których zdążyłem się już zestresować, ale żeby nie zarazić tym matki mojego dziecka, z zewnątrz pozostawałem twardy. Gdy drzwi się otworzyły, oboje natychmiast wstaliśmy.
Najpierw do środka wbiegła łaciata krówka pędząc w moją stronę, a zaraz za nią, ujrzałem moją partnerkę. Mała podbiegła do mnie i przytuliła.
- Cieszę się, że jesteś moim tatą. - oznajmiła.
- Ja też się bardzo cieszę. - wyznałem.
Mam córkę. Na dodatek taką dużą...

**********************************************

Gdy dwie suczki opuściły naszą jaskinię, razem z waderą poszliśmy do salonu.
- Jak to jest mieć dziecko? - zagadnęła wilczyca.
- Nie wiem. Dziwnie. Ale jednocześnie się cieszę.. Nie wiem jak to ująć.
- Po tej małej zobaczyłam, że byłbyś wspaniałym ojcem. - uśmiechnęła się w moją stronę.
- Roxo jest w ciąży. Trzynaście szczeniaków. - uniosłem jedną brew.
- Trzynaście?! - jestem pewien, że gdyby Nuti teraz coś jadła, to by się zakrztusiła. - Matko jedyna! Jak oni je wychowają?!
- Jakoś dadzą radę. Wyobraź sobie teraz taką... no.. dziesiątkę biegającą po naszym domu... - uśmiechnąłem się w jej kierunku, co odwzajemniła.
- Nie umiem sobie tego tak dokładnie wyobrazić. Takie małe mieszanki, kolorowe wilki po tatusiu. - zaśmiała się.
- Ta. - spojrzałem na nią i dopiero uświadomiłem sobie co właśnie powiedziała.
Miałbym pełnić taką samą rolę, jaką pełnił Alex wychowując naszą piątkę? Całe życie w roli ojca przeleciało mi przed oczami. To by dopiero było...

Nuti? ♥

czwartek, 15 grudnia 2016

Od Nuti C.D. historii Horizona

- N...nie!- Zaprzeczyła, uporczywie starając się uciec wzrokiem jak najdalej ode mnie.
- Ona na to zasługuje.- Przybliżyłam się jeszcze bardziej.  Dziecko powinno znać prawdę. Gdyby dowiedziała się potem, byłyby większe kłopoty.A i bolało by bardziej widząc, że własna matka okłamywała ją przez tyle czasu. Czy ona tego nie rozumie? Tak, jest jej matką i chce dla niej jak najlepiej. - jest mądrym szczeniakiem! Na pewno zrozumie...doceni, że powiedziałaś jej teraz.
- Znienawidzi mnie. Tyle czasu wmawiałam jej, że ojciec odszedł, że nie wróci. A teraz mam to tak szybko zmienić?
- Lepiej teraz, niż później - odezwał się Horizon. - Nuti ma rację. Jest niezwykle inteligentnym dzieckiem.
Suczka w zastanowieniu położyła łeb na stół, wzdychając głośno. W międzyczasie, posłałam Bringowi delikatny, pokrzepiający uśmiech, co odwzajemnił. Wznowiłam obserwowanie białego owczarka. Nie była pewna co do niczego. Czy ją rozumiałam? W połowie. Nigdy nie miałam szczeniąt, więc być może nie rozumiem jej uczyć, dla tego kieruję się swoimi.
- Jeśli nie zrobisz tego sama... Pomogę ci. - szepnęłam w końcu, napotykając ich zdziwione spojrzenia. Oaza spokoju? W duchu miałam ochotę wybić połowę zwierzęcej populacji. Ale każdy wie, że i tak by mi się to nie udało, poza tym, nie będę robić awantury przy dziecku, bo tak się spraw nie załatwia. Kathie kiwnęła głową, odchodząc od kawałka drewna, jednocześnie posyłając mi prowadzące do góry spojrzenie. Poszłam więc za nią, zostawiając Horizona samego. Ale i on chciał to zobaczyć, więc dołączył do nas.

- Mumtaz, kochanie...- zawołała suczka, a mała od razu pojawiła się tuż przed nami. Za nią, stał padający na łapy lokaj. Kiwnął jedynie głową, oddalając się.
- Tak? - uniosła na nas swój zaciekawiony wzrok.
- Bo wiesz...pamiętasz jak mówiłam o twoim tacie?
Zostaw ich...to przecież nie twoja sprawa. Pomyślałam. Nie chciałam, jednak może warto słuchać intuicji?
- Zostawię was.- Szepnęłam, oddalając się w kierunku salonu. Nie wiedząc, ile takie...przywitanie może trwać, rozłożyłam się na kanapie w celu drzemki.

~*~

mój odpoczynek nie był długi. Przerwał go czyjś szloch, oraz delikatny krzyk. Zmrużyłam oczy i wstałam, zaglądając do pokoju na samej górze. Przez małą szparkę dało się zauważyć córkę i matkę, które najwyraźniej głośno rozmawiały o tej sprawie. Z cichym westchnięciem pokonałam większość schodów, aż pod moimi łapami przebiegła nakrapiana postać.
- Mumtaz!- Krzyknęła Kathie, lecąc za nią, a w międzyczasie posyłając mi rozgniewane postacie.
- Co się stało?- spytałam, widząc smutnego Horizona. Ten tylko ukradkiem posłał mi zawiedzione spojrzenie.
- Najwidoczniej...nie zrozumiała tego, jak byśmy chcieli.- Wzruszył bezsilnie ramionami i razem zeszliśmy razem. Suczka, panicznie biegała po dworze, krzycząc imię swego szczeniaka. Zaniepokojona tą postawą, ponownie spytałam, o co chodzi.
- UCIEKŁA! I co?! "Ona zrozumie"?- wydarła się, powarkując- a jeśli coś się stanie? To będzie moja wina!- Tym razem złość dała miejsce płaczowi. Nie bardzo wiedząc co robić, poradziłam swemu partnerowi by z nią został. A sama ruszyłam biegiem, za nawet najcieńszą wonią małej suczki. Śnieg na nowo zaczął padać, co było utrudnieniem nie tylko dla mnie, ale i dla niej. Nawet mała zmiana pogody może sprawić, że to miejsce zmieni się nie do poznania. Dla takiego psa, ławo jest się zgubić. Od razu też do głowy wpadły mi okropne myśli, że...to też moja wina. to JA kazałam powiedzieć jej prawdę. Więc jeśli coś jej się stanie, to będzie MOJA wina...
-Mumtaz!- Krzyknęłam najgłośniej jak potrafiłam, gdy zatrzymała mnie ogromna przepaść.- Gdzie jesteś?! Odpowiedz!- gorączkowo rozglądałam się, nie dopuszczając do siebie myśli o tym, że mogła...mogła się poślizgnąć i spaść...
Ulgą było dla mnie to, iż zza jednego z kamieni wystawał mały, kolorowy ogonek. Podeszłam, oglądając "z góry" to, co siedziało za nim.- Jesteś...- szepnęłam, siadając obok niej. Ta, ze spuszczoną głową odwróciła się ode mnie. Westchnęłam, nie wiedząc, jak z nią rozmawiać.- Słuchaj..- zaczęłam niepewnie, dokładnie się jej przyglądając. Ta, zwróciła na mnie swój wzrok.- Moja mama odeszła, gdy byłam bardzo młoda. Nawet młodsza od ciebie. Więc wychowywał mnie ojciec.
- A co to ma do rzeczy?- Przerwała mi swoim delikatnym głosikiem.
- To, że on..potem jego też straciłam. Na początku byłam zdruzgotana. Robiłam..wiele złych rzeczy dla tego, że ich przy mnie nie było.- po chwili namysłu, nieco poprawiłam te zdanie- Uważałam, że to przeze mnie. Okłamał mnie. Miał pewne porachunki, o których ani ja, ani mama nie wiedziałyśmy. Ukrywał to dla naszego dobra. Jednak mu się nie udało uciec od przeszłości. Przez niego, zostałam osierocona. Ale oddał życie, broniąc mnie. I wiesz co? Brakowało mi go. To był mój ojciec i mimo kłamstwa, dalej nie mogłam pogodzić się z tym, że odszedł. Że zrobił to wszystko..dla mnie.A nie mogłam mu powiedzieć, jak jestem mu wdzięczna, że mnie obronił. Tak samo jest z twoją mamą. Kłamała, ale dla tego, że chciała dla ciebie jak najlepiej! A teraz ci powiedziała, bo uznała, że jesteś na to gotowa. Powiedziała, że jesteś niezwykle mądrą suczką i na pewno zrozumiesz. Kochasz ją. Wiem to. A ona ciebie, mimo wszystko. Nie pozwól, żeby takie coś was rozłączyło. Bo kiedyś może ci jej zabraknąć. W tedy będzie za późno.- Po mojej wypowiedzi, wtuliła się w moje futro, cicho płacząc. Uśmiechnęłam się lekko, dodając jej tym samym otuchy- Więc?
- Idźmy do nich.- zasugerowała, a ja, zaskoczona tym, przytaknęłam. Wzięłam ją na grzbiet i w miarę możliwości zaczęłam biec do domu Hoizona. Chciałabym mieć szczeniaki...przeszło mi przez myśl, przez potrząsnęłam głową. Ja i szczeniaki? Toż nie nadaję się nie matkę!

Horizon? ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Roxolanne jest w ciąży!

Roxo i Niger spodziewają się szczeniąt. Akurat na święta. ;D

Roxooo... Nie zabij mnie za ilość szczeniąt, tyle się wylosowało... :o

Matka: Roxolanne
Ojciec: Niger
Liczba szczeniąt: 13 (4 pieski, 9 suczek)
Rasa szczeniąt: Mieszańce (50% owczarek australijski, 25% nova scotia duck tolling retriever, 25% border collie)
Data narodzin: 23 grudnia
Lekarz prowadzący: Geris

piątek, 9 grudnia 2016

Od Roxolanne do Nigera

Zbliżały się święta. Nie za bardzo wiedziałam jak je obchodzić, bo mama nie była nigdy zbyt wierzącym psem, a tata w takich kwestiach szedł na kompromis, więc robiliśmy któregoś dnia wielką kolację dla wszystkich, dawaliśmy prezenty... Ale nic poza tym. Nawet nie jestem pewna po co to wszystko...
Truchcikiem zbliżałam się do miejsca pracy mojego i mojego ukochanego psa. W zębach trzymając wiklinowy koszyk kołyszący się w rytm biegu. Walczyłam z tym, żeby nie postawić nosidełka na ziemię i nie rozprawić się z zawartością. Burczało mi w brzuchu, ale bardzo chciałam zjeść dzisiaj z Nigerem, więc musiałam się powstrzymać. 
-Witajcie kochani! - zawyłam śpiewnie wchodząc do pokoju lekarzy
- Hej Roxo!- odpowiedzieli niemalże chórem.
- Hej, kochanie. - toller podszedł do mnie i polizał w nos. 
- Mam dla wszystkich wasze ulubione przekąski z królika z serem i cukinią! 
W odpowiedzi usłyszałam szczekanie.
- Proszę bardzo. - postawiłam koszyk na stole biorąc przy okazji jedną sztukę.
Uwielbiam moją pracę, życie, rodzinę, tego rudego kolesia stojącego po mojej prawej... I jeszcze mama... życie jest piękne.

Jednak nie o tym chciałam napisać...
To było już pewne, że cała rodzina zbierze się piątego dnia zimy u Horizona i Nuti, żeby razem spędzić wieczór i obdarować się prezentami.
Miałam do przygotowania pakunki dla dziewięciu osób. No... dziesięciu. Licząc psa, który będzie również prezentem dla wszystkich, bo te święta nie będą takie jak rok temu. Z kilku powodów będą lepsze.
Żeby przygotować się do tego szczególnego dnia, udałam się do Pyskowic. Na mojej liście rozpisałam imiona psów dla których potrzebowałam pomysłów.

Alex
Horizon
Nuti
Devo
Easy
Heaven
Raffaello
Freiheit
Niger
ósma osoba

Dla alf dość szybko znalazłam to, czego szukałam. Tak samo dla Deva i Easy. Zabrałam z  miasta wszystko co potrzebne i w chwili wolnej od pracy, wykonałam piękne pary białych girland otaczające białe turkawki, przyozdobione lśniącymi perłami i srebrnymi kryształkami, które mieli zawiesić u siebie w domach. Efekt końcowy przerósł moje oczekiwania. Byłam pewna, że im się spodoba, a potem, gdy już je pakowałam, stwierdziłam, że zrobię trzecią i czwartą ozdobę dla jeszcze dwóch par. Moich rodziców i Raffa i Frei.
Na pomysł na prezent dla Heaven wpadł Niger. Od zawsze lubiła pić z filiżanek, a ostatnio zbiły jej się ostatnie.. Mój ukochany pomógł mi sprowadzić do domu porcelanową, ręcznie malowaną zastawę. Wiedziałam, że moja siostra oszaleje z radości kiedy ją zobaczy.
No i został Niger, dla którego nie miałam pomysłu. Wciąż szukałam czegoś lepszego. Na początku myślałam o czymś takim jak torba,w której będzie mógł przenosić wiele rzeczy na przykład do szpitala, jednak szybko zrezygnowałam z tego pomysłu. Potem pojawiła się opcja piłkarzyków, jakie przedstawił mój młodszy brat, ale odrzuciłam ją od razu. Pies i piłkarzyki? pff. Szalik też był zbyt prosty.
Jeszcze w przypływie tak nagłego stresu, coraz częściej bolała mnie głowa, często czułam się źle i wszelkie części ciała doskwierały niemiłosiernie... Potrafiłam kilka razy dziennie wymiotować, a brak snu (czas poświęcony na girlandy robił swoje) powoli odbijał mi się na zdrowiu.
Do dnia kolacji zostało kilka dni. Siedziałam w pokoju lekarskim sama z Bringiem. Wyżaliłam mu się z braku czasu i podupadającego zdrowia.
- Może chcesz, żeby Cię zbadać? - zmartwiony popatrzył mi w oczy.
- Verony przecież nie ma..Kto ma to zrobić...?
- Wiesz.. Niby jestem okulistą, ale znam się na tym.. Chodź do sali obok. - nakazał.
- Po co..?
- No chodź. - pociągnął mnie za kołnierz zmuszając do wstania i podążenia w jego kierunku.
Brat uważnie mnie przebadał i poddał pod wpływ przeróżnych maszyn. Wysunął konkretne wnioski. Nie tylko jestem zdrowa, ale aż nadto.

W końcu nadszedł dzień piąty zimy. Rankiem zanieśliśmy wszystkie paczki do jaskini Bringa, gdzie od wejścia czuć już było niesamowite zapachy. Drzwi z szerokim uśmiechem otworzyła nam samica alfa - Nuti. Rozłożyliśmy pakunki i pomogliśmy w kuchni. Około godziny piątej po południu, wszyscy zaczęli się zbierać, a o osiemnastej zasiedliśmy do stołu.
- Mam pomysł. Otwórzmy już część prezentów. - przerwałam rozmowy.
- Teraz? - Devo uniósł brew.
- Tak. Dokładnie. Niech każdy z Nas wybierze jedną paczkę skierowaną do siebie od innej osoby.
Rodzince spodobał się ten pomysł. Psy z radością otworzyły swoje pierwsze kolorowe pudełka. Heaven zapiszczała z radości kiedy zobaczyła porcelanową zastawę, a ja oniemiałam, kiedy zobaczyłam śliczny, mieniący się łańcuszek, jaki sprezentował mi toller.
- Dziękuję, skarbie, Jest przepiękny. - liznęłam po poliku. - Tato. - wstałam - Dla Ciebie jest nieco inny prezent.- uśmiechnęłam się patrząc na Alexa, który patrzył na zrobioną przeze mnie ozdobę, a wszyscy umilkli nie wiedząc o co chodzi.
- Właściwie, to ten prezent może być skierowany dla wszystkich, no i tak właśnie jest, ale dla taty szczególnie. - zająknęłam się wychodząc na korytarz.
- Gotowa? - na moim pysku pojawił się ogromny uśmiech
- Jak nigdy. - przytaknęła dziesiąta osoba.
Z salonu wyszedł jeden brązowy australijczyk, a wróciły dwa. Jak to możliwe?! Obserwowałam wszystkie wielkie oczy, które nagromadziły się wokół stołu i były wbite w jeden centralny punkt. W suczkę stojącą obok mnie.
- Kochani, chciałabym Wam kogoś przedstawić. To jest Green Day. - oświadczyłam niemal zbędnie.
Nagle wszyscy jak jeden pies odbiegli od stołu i zamknęli mamę w wielkim,  rodzinnym uścisku.
Tylko Alex pozostawał na miejscu, a w jego oczach roiły się łzy. Zupełnie jak w moich. Popatrzył na mnie pytająco, a ja tylko przytaknęłam.
Znalezione obrazy dla zapytania pudełko prezentCały wieczór był niezwykle radosny. Wszystko praktycznie kręciło się wokół mojej matki, która opowiadała co się z nią działo, gdy jej nie było. Jej historia na prawdę jest niezwykła... Faktycznie, wszystko zlało się w jedną całość. Została odnaleziona przez naukowca, który walczył o jej życie. Jakimś cudem,udało mu się, jednak Greenie jest nieźle poprzestawiana w środku... Nie może już jeść wielu rzeczy,przemęczać się, ani denerwować. Ma dopiero pięć lat, ale już nie będzie mogła mieć szczeniąt.
Jednak nikt się tym nie przejmował. Wystarczyło, że była, a ja wiedziałam już o tym wcześniej jako jedyna. W Alexa wstąpiło nowe życie. Jego ukochana partnerka z którą musiał pożegnać się tak nagle i na zawsze wróciła. Jaka była jej radość kiedy zobaczyła wszystkie swoje dzieci ich partnerów.. Jak poznała Nuti... Nie do opisania.
Później,około godziny dwudziestej pierwszej zabraliśmy się za otwieranie prezentów. Nie mogłam doczekać się, aż Niger otworzy ten ode mnie. Było to maleńkie,białe pudełeczko z zawiązaną u góry wstążką.Gdy odchylił wieczko, jego oczom ukazały się czarno-białe zdjęcia. Dość niewyraźne i  rozmazane, ukazujące coś o nieokreślonych kształtach.
-Co to? - przekrzywił głowę oglądając z zainteresowaniem fotki. Uśmiechnęłam się delikatnie patrząc mu w oczy.
- To nasze dzieci, Niger. Zostaniesz tatą.


Niger? :3
Dlaczego takie cuda i dziwy? Bo w tym czasie wszystko jest możliwe. Ot co. 

1086 słów! matko jedyna!

środa, 7 grudnia 2016

Raphael zostaje zaadoptowany!

Kolejna adopcja! Miło, że ta zakładka nie poszła w zapomnienie. :)



Imię: Raphael (czyt.Rafael)
Płeć: Pies
Wiek: Parę miesięcy
Rasa: mieszańce dingo, greyhound'a i akita inu
Głos: -
Stanowisko: Jeszcze nie wie
Partner: Za młody
Młode: Za młody
Rodzina: 
Ojciec - Despero El Diablo
Matka - Nixa
Bracia - Mściciel,Nibiru,Dedal,Nestor,Orion
Siostry - Wichura,Dea,Nona
Urodziny: 14 dzień wiosny
Sektor: FALLENDEER - Pustynia
Cechy: Raphael to bardzo ciekawy świata pies.Lubi się bawić i przeżywać przygody przez co często wpakowuje się w jakieś tarapaty.Raczej szczeniak wstydliwy i rzadko spotykający się z swoimi rówieśnikami .Lubi bardziej samotnie przeżywać przygody i bawić się,ale czasem nie pogardzi towarzystwem innego szczeniaka.
Historia: Urodził się tu.
Nick na howrse: Tajemnica*

Od Lastrady

Wybiegła z niewielkiej, ale już przytulnej jaskini przy jej kochanej Rzeczce, chichocząc bez sensu. Po raz pierwszy od dawna poczuła się autentyczycznie szczęśliwa, nie bardzo wiedząc, czemu. Zeskoczyła prosto do wody. Zapomniała o zimie... to był błąd.
- Au. - mruknęła. Zetknięcie z lodem zabolało.
W pobliskich krzakach coś się poruszyło. Lassie odruchowo naprężyła grzbiet, jak się okazało, niepotrzebnie. Z krzaków wylazł jedynie mały, szary szczeniaczek, trzęsąc się.
- Hm... zimno ci? - mruknęła. Malec podskoczył.
- T-tak... I jeść mi sié chce. - wyznał tak szczerze, że i tak zakłopotana suczka przegryzła wargi. Miała jedzenia dla siebie na dwa dni, jeśli weźmie tego uroczego szaraczka, będzie to tylko jeden dzień. Ale już nie umiała go zostawić...
- Chodź. - rzuciła, mimo woli się uśmiechając. - A, i jak masz na imię?
- Raphael.
- Uroczo. - nawet nie zdołała powstrzymać tego słowa. Kurczę, tragedia. Co ten szczeniak z nią zrobi?...


<Marvel? Motaj się <.< >

Lucky zostaje zaadoptowany!

Lucky zostaje zaadoptowany przez gracza wolfik! :D Nawet nie wiesz, jak mnie to cieszy!
Imię: Lucky 
Płeć: Pies
Wiek: 6 lat
Rasa: Kundel
Stanowisko: Obrońca Alf 
Partner: brak,i... Nie zamierza tego zmieniać 
Młode: Brak
Rodzina: Przybrani rodzice - Ami i Seeve, przybrane rodzeństwo - Eileen, Haryst, Oksa, Simon, Susan, Filip 
Urodziny: 9 dzień lata
Sektor: Fallendeer-kamienna oaza
Cechy: Sprytny, przyjacielski, wesoły, czasem roztargniony, uczciwy, można mu się zwierzać, bo zrozumie każdego, strachliwy, nie lubi przygód, domator
Historia: Podczas burzy przestraszył się pioruna, a że siedział na parapecie przy otwartym oknie - wyleciał. Chciał wrócić do środka, ale nie udało mu się już wskoczyć do domu. Uciekł więc do lasu, natrafił na dawną SPG, odnalazł szczęście... Ale przyleźli ludzie i wszystko popsuli. xD Ale znowu jest spoko.
Nick na howrse.pl: wolfik

Konkurs świąteczny!

Witajcie, Sforzanie!

Z okazji zbliżających się świąt organizujemy konkurs. Na czym będzie polegał? I co najważniejsze - jakie są nagrody? Wszystko przedstawimy poniżej.


Co trzeba zrobić?               

Znalezione obrazy dla zapytania pies wlampkachWaszym zadaniem będzie napisać opowiadanie. Ale nie byle jakie! Tematyka jest świąteczna. Dokładniej: świąteczna przygoda twojego psa. Minimalna ilość słów to 500 - wbrew pozorom to nie jest aż tak dużo. Dozwolone są elementy fantastyczne, ale bez przesady.
Czas: do 24 grudnia



Nagrody
To chyba najlepsza część. ;)


I miejsce --> stanowisko GAMMY, a co za tym idzie - również uzyskanie administratora na blogu.

II miejsce --> najwyższe stanowisko w danej kategorii, czyli np. Nauczyciel walk - Dyrektor.

III miejsce --> 100 LDK oraz Pióro Przywileju

Jak widać, jest o co walczyć. Dodatkowo, każdy kto weźmie udział, a nie zajmie żadnego otrzyma w ramach nagrody pocieszenia 100 LDK. Dlatego zachęcamy do pisania. :) Mamy nadzieję, że zmotywuje to niektórych.
Opowiadania wysyłajcie na główne konto Sfory, aby nie było problemów. Czas start! :D

~ Freiheit & Horizon

Od Easy

 Wschodzące słońce zwiastowało początek dnia, nowy poranek, dla niektórych będący powodem do radości, dla innych niekoniecznie. Easy bez wątpienia należała do tych pierwszych. Wdzierające się do jaskini pojedyncze promienie słoneczne zmusiły ją do przebudzenia się. Otworzyła leniwie oczy, po czym przeciągnęła się i wstała, by z szerokim uśmiechem zawitać kolejny dzień. Niewiele myśląc, wyszła ze swojego mieszkania. Jej oczom ukazał się znajomy widok, towarzyszący jej codziennie - słońce wychylające się zza szczytów góry Farreferre oraz olbrzymie jezioro. Obecna pora roku sprawila, że temu wszystkiemu towarzyszyła równueż niezliczona ilość białego puchu. Młoda borderka zakochała się w tym miejscu odkąd pierwszy raz się w nim pojawiła. Nie musiała się długo zastanawiać, czy tutaj zamieszkać.
 Nagle zatrzymała się, w bezruchu stała jeszcze przez chwilę. Do jej nozdrzy dotarł zapach, który każdego głodnego psa doprowadziłby do szaleństwa. Wystawiła język, z jej pyska pociekła ślina. Wyostrzyła wzrok, kierując go w stronę, z której dobiegała woń. Nadstawiła uszu, była gotowa, by w każdej chwili rzucić się w pogoń za swą przyszłą ofiarą. Znajdowała się akurat pod wiatr, by zwierzyna nie wyczuła jej zapachu. Schowała się za krzakiem. Układając się pod nim, czekała na odpowiedni moment do ataku, choć serce waliło jej jak oszalałe. Musiała jednak wykazać się cierpliwością. Chociaż teraz.
 Młoda sarna spokojnie skubała sobie trawę, niczego się nie spodziewając. Po kilkunastu minutach wreszcie odwróciła się tak, że nie mogła zauważyć łowcy. Easy nie potrzebowała ani chwili na przemyślenie swojej decyzji - od razu rzuciła się w jej kierunku. W kilku susach dobiegła do zwierzęcia, po czym wskoczyła na nie. Zatopiła swe kły w szyi ofiary, zaciskając najmocniej, jak tylko mogła, zwierzę jeszcze przez chwilę, resztkami sił, próbowało walczyć o swoje życie. Suczka szarpała na wszystkie strony, jednocześnie rozkoszując się znajomym smakiem krwi na języku. Dobiła sarnę ostatnim kłapnięciem szczęki, na co ta padła na ziemię i znieruchomiała. Zadowolona z siebie Easy zaciągnęła ją do siebie do jaskini, by nikt inny nie zainteresował się jej jedzeniem. Tym razem wyjątkowo nie miała ochoty na dzielenie się nim z kimkolwiek.
 Dotarła do domu kilka minut później. Zjadła swoje śniadanie, resztę zostawiła na później w głębi jaskini. Wyszła w poszukiwaniu nowych przygód, tym razem tych miłych. Po zakończeniu wojny wszystko ucichło. Dawna młoda Beta poznała prawdziwe życie w Sforze, o jakim marzyła już od pierwszych dni, gdy tylko odkryła, że coś jest nie tak. W przeciwieństwie do wielu swoich przyjaciół, ona do końca wierzyła, że kiedyś to się skończy. Tyle miesięcy czekała na wolność. I doczekała się.
 Nawet nie zauważyła, kiedy znalazła się w Tajemniczym Ogrodzie. Szła po ścieżce ułożonej z dużych kamieni, mających stanowić coś w rodzaju mostu umożliwiającego przedostanie się na drugą stronę rzeczki. W przypadku Easy przechodzenie przez most było równoznaczne z przeskakiwaniem z jednego głazu na drugi, o mało nie spadając do wody, która tutaj z jakiegoś powodu nie zamarzła. Chwilę później znalazła się w lesie, by następnie dotrzeć do granicy Sfory. Zatrzymała się na moment. Chwila wahania, lekkie ukłucie w sercu. Później już przestała myśleć. Suczka wyszła przez bramkę i ruszyła wąską, zaśnieżoną ścieżką. Śnieg sypał leniwie, zostawiając na sierści borderki białe plamki, nadając jej wygląd zbliżony do dalmatyńczyka.
- Gdzie idziesz? - odezwał się głos, który odbił się echem od pobliskich skał. Suczka nie rozpoznała, do kogo należał, jednak jej towarzyska natura sprawiła, że odpowiedziała nawet się nie odwracając.
- Do Pyskowic. Idziesz ze mną? - odkrzyknęła, dopiero wtedy obróciwszy się i spojrzawszy na psa, który ją zagadał.

Może ktoś ma ochotę dokończyć?

wtorek, 6 grudnia 2016

Od Horizona C.D. historii Nuti

Mumtaz była cudownym szczeniakiem. Tak zabawnym, tak mądrym, tak ładnym...
Zaczynała być mi bliska. Nawet jeśli nie jestem jej ojcem, to przypomniała mi się mała Aspe, którą uratowałem z mrozu zeszłej zimy. Inaczej było z suczką owczarka szwajcarskiego. Nie. Oczywiście, że jej nie kochałem. Teraz, była mi niemalże zupełnie obca ale to małe kolorowe dziecię było cudne.
Ja i dzieci. Czysta enigma.
Gdy dziewczyny usiadły na przeciw siebie, zrobiłem po szklance jabłkowego soku i dosiadłem się do nich.
- a więc? - zadałem pytanie. Nie miałem pojęcia od czego zacząć...
- Od początku.- zadecydowała Nuti unosząc łapy.
- A więc.. Spotkałem Kathy na imprezie tutaj.. siedziała przy stole, podeszły do niej jakieś suczki zaczęły się czepiać...
- Uratował mi tyłek i tak to się zaczęło. Resztę możesz już sobie dopowiedzieć. - suczka wyjątkowo łagodnie podeszła do sprawy.
- Byliśmy ze sobą jakiś czas.. Ale to nie był typowy związek. Nakreśliłem Kathy, że jej nie darzę miłością, jaką darzy się drugą połówkę.
- Wtedy powiedziałam mu, że może się jeszcze to zmieni. - wtrąciła. - Tak wyszło, że ósmego dnia wiosny byłam tutaj ostatni raz. Na tym kontakt się urwał.
- I co wtedy robiliście?
- Nie chcesz wiedzieć.
- Rozumiem..Nie. Na serio rozumiem.- chciałem jej przerwać, ale mnie powstrzymała. - Miałaś kogoś potem? - zwróciła się Kathy
Cisza.
- Miałaś?
- Nie. - szepnęła.
- Wszystko jasne. Przedstaw Mumtaz jej ojca. - wstała dolewając sobie soku.
Uniosłem brew obserwując waderę. Mimo, że teraz przejawiała anielski spokój, to wiedziałem, że jest zła. I to bardzo.

Nuti? Dawej zwrot akcji

Od Nuti C.D. historii Horizona

Pies wybiegł szybko, jakby doznał jakiegoś objawienia...
- Okłamała mnie!- Rzucił na pożegnanie, co było dosyć dziwne. Kto? Ja suczka?
Zastanowiła mnie relacja ze spotkania. CZYLI JEST OJCEM?!
Wybiegłam za nim, o mało nie waląc w drzwi z prędkością światła.
- Czekaj!- Krzyknęłam, jednak straciłam go z widoku. Zatrzymując się, kręciłam głową  w tę i wewte. Ani śladu. Pomyślałam nad tym, gdzie mógł pobiec. Może do niej..ale gdzie mieszka? Przeszukanie całych terenów zajmie mi wieki! Nagle, coś przykuło moją uwagę. A mianowicie szkółka, przy której stało trochę psów. To ja tak daleko wybiegłam od jaskini...?
No nic.
Szybkim tempem szłam w kierunku pary psów, z czego jeden wyglądał jak Horiś.
~*~

Niepewnym krokiem zbliżyłam się do nich. W jednym momencie, pies odwrócił się. Uśmiech wkradł się na mój pysk, mimo małego zakłopotania. Przytuliłam się do niego, łącząc się pocałunkiem. Ale coś było nie tak. A mianowicie biała suczka, owczarek, przypatrywałam nam się z rozwartą szczęką. A obok niej to nakrapiane szczenię. Mój partner zauważył iż zainteresowałam się tą istotą.
- Nuti, co jest? Chodźmy do jaskini- wiedziałam, że chciał zmienić. temat. O nie. Tak łatwo to nie będzie. Wyrwałam się z jego uścisku, mrużąc oczy. Moja głowa była nisko, poczułam jej zapach. Denerwowała się, a mimo to, stała w miejscu. Mała się cofnęła, by schować się między łapami swojej matki.
- Kim jesteś?- Z suki wydobył się cichy, stłumiony dźwięk.
- Raczej pytanie, kim TY jesteś- rozwarłam szerzej oczy, by się jej przyjrzeć. Poczułam łapę na swoim grzbiecie- To ona?- Tym razem zwróciłam się do niego. Przytaknął, odwracając wzrok.
- Musimy porozmawiać- zaczęłam, dając znak głową byśmy poszły z dala od jej dziecka. Najpierw nie chciała się zgodzić, jednak po naleganiach z mojej strony, zgodziła się.
Odeszłyśmy na bok, gdy Horizon został z małą Mumtaz. Zatrzymałam się, rozprostowując kości. Byłam od niej o niebo wyższa, co dawało mi taką jakąś..przewagę?
- Więc?- Uniosła na mnie wzrok.
- Kto jest jej ojcem?- Zadałam krótkie, sensowne pytanie. Czy zechce na nie odpowiedzieć? Mam nadzieję. Nie chciałam robić tutaj scen...jestem Aflą, a tak nie wypada.- Odpowiadaj- szepnęłam, by tylko ona to spytała.
- Nie.- odparła beznamiętnie.- Ale ja też muszę o coś zapytać...
- Pytaj.
- Jesteś jego...
- Partnerką. Tak- dokończyłam za nią, czym była nieco zdenerwowana. Przybliżyłam się, a ta cofnęła o dwa kroki.- Nie kłam i powiedz prawdę.
- Mówię!- Powiedziała głośniej, co spotkało się z mym morderczym wzrokiem.
- Tak nie dojdziemy do porozumienia- pokręciłam głową- chodźmy do Horizona jaskini.
- A Mumtaz?
- Zajmie się nią lokaj psa.- Przytaknęła niepewnie. Nie myślałam, że jest taka skora do rozmów. Obie podreptałyśmy w stronę psa, a ten ukradkiem posłał mi pytające spojrzenie. Oznajmiłam mu, że chcemy porozmawiać w spokoju. Zgodził się, abyśmy poszli do niego. Szczeniak szedł obok mamy, jednocześnie rozmawiając z Horizonem. Ja natomiast szłam najbardziej z tyłu, przyglądając się tej trójce.Wyobraziłam sobie, co dokładnie mogło ich łączyć? Jakiś poważniejszy związek? A może jakaś krótkotrwała znajomość?
Pozostaje mi czekać na wyjaśnienia...

~*~

Rozsiadłam się jako pierwsza przy stoliku, czekając da dwójkę pozostałych. Mumtaz poszła właśnie z lokajem, chcąc bawić się w....w sumie nie wiem co. Słyszałam tylko *No poooobaw się ze mną*
Uśmiechnęłam się pod nosem, myśląc, że fajni byłoby mieć dzieciństwo pełne miłości, zabawy...


Horizon?

Od Horizona C.D. historii Nuti

W drodze na główne tereny zajęcze, napotkałem znajomą postać.
- Hej, Kathy. - wypowiedziałem niemal bez uczuć i przystanąłem.
- Horizon... - skinęła głową ku górze. Zaniepokoiła się i przystanęła z łapy na łapę.
- Dobrze, że cię widzę, bo chciałbym z tobą porozmawiać. - postanowiłem tego nie przeciągać.
- Ale.. - zawahała się.
- Muszę jeszcze złapać jakieś króliki i wtedy moglibyśmy iść, albo do mnie, albo do ciebie, bo musimy coś wyjaśnić.
- Ja...Um.. Dobrze. - bąknęła.
Poszliśmy razem na tereny zajęcze i z łatwością wytropiliśmy trzy duże zające. Poszliśmy do mojej jaskini, gdzie ku mojemu zdziwieniu, nie zastaliśmy Nuti. Usiedliśmy przy stole jedząc nasze zdobycze, a trzeciego zwierzaka zostawiłem dla wadery. Cały czas przyglądałem się lekko zestresowanej suczce owczarka, która jakby już błagała o odwleczenie rozmowy w czasie.
W drzwiach za Kathy stanął lokaj, ale natychmiast odesłałem go wzrokiem. Wiedział co to znaczy: Wszystko fajnie, ale teraz wynoś się stąd.
Zmierzył mnie smutnym wzrokiem i wyszedł. Zmrużyłem oczy i wróciłem do posiłku.
- Może lepiej chodźmy do mnie? - w pewnym momencie suczka sama wznowiła temat.
- Jak Ci lepiej. Możemy iść do tego... zielonego lasu?
- Dokładnie. - uśmiechnęła się delikatnie. Świetnie. Zaczyna się otwierać. Powie mi więcej.
Zjedliśmy nasze porcje i wyszliśmy mijając się w drzwiach z moim bratem. Przyznam, że w lesie, gdzie jest więcej psów, dziwnie było mi iść z inną dziewczyną niż z moją kochaną Nuti.
Po drodze do zielonego boru, Kathy nabierała pewności siebie.  Starałem się jej pomóc i udało się. Wyznała, że jej córka jest teraz w szkole. Poszła pierwszy raz i za dwie godziny musi ją odebrać. Opowiadała o ich dniu codziennym i co mała Mumtaz lubi, ale ani razu nie wsomniała o ich przeszłości, ojcu łaciatego szczeniaka i o swoich odczuciach. Aż dotarliśmy do jej jaskini. Wnętrze było przytulne i ciepłe. Po piętnastu minutach samego zielonego koloru, dobrze było odpocząć w szarym, kamiennym schronieniu.
- Siadaj -wskazała iść łapą na stolik z dwoma siedziskami uplecionymi ze słomy. Gdy to zrobiłem, usiadła naprzeciwko mnie nie wierzę, że kiedyś nas coś łączyło..
- Co chcesz wiedzieć. - uśmiechnąła się lekko.
- Powiedz mi, co robiłaś, gdy przestaliśmy się widzieć.
Jej mina od razu zrzędła. Westchnęła.
- Tylko nie kłam. - ubiegłem ją.
- Dobrze..  Wtedy po mniej więcej miesiącu dowiedziałam się, że jestem w ciąży. USG wykazało dwa szczeniaki, ale jedno umarło zanim urodziłam. Musiałam mieć operację, a po kolejnym miesiącu urodziła się Mumtaz. I tak żyjemy tu w lesie... - zakończyła unosząc barki.
- Dobrze. Powiem inaczej. - czułem jej ledwo wyczuwalny strach. - Kto jest ojcem Mumtaz? - spojrzałem w jej oczy.
Wystraszyła się tym pytaniem. Przymknęła lewą powiekę i wbiła we mnie swój wzrok.
- Ty. - jej głos odbił się w moich uszach. Nastała cisza. Ale ja? Na prawdę? Jak... Jak to w ogóle możliwe?
- To chciałbyś usłyszeć? - kontynuowała. - Nie jesteś jej ojcem.  Po Twoim odejściu poznałam miłość mojego życia, chciałam mieć z nim dzieci, ale zginął na wojnie. To jego córką jest Mumtaz. Jedyne co mi po nim pozostało.
- Po kim?
- Abnis.
- Tak miał na imię?
-  Tak. Strasznie go kochałam, ale musiał odejść. Życie nie zawsze jest sprawiedliwe.
- Współczuję. Mumtaz nie ma ojca, to też musi być dla niej dość przykre...  - zwiesiłem łeb. - Wiesz.. Pójdę już.. Nie będę Ci przeszkadzał. - wstałem odstawiając na bok miskę z wodą.
Pożegnałem się z nią i wyszedłem, jednak będąc już przy drzwiach, zauważyłem jedną, małą drobnostkę. Skoro nie jestem jej ojcem, to dlaczego na komodzie, stoi moje oprawione zdjęcie?

Wróciłem do jaskini, po drodze zatrzymując się w domu mojej partnerki. Opowiedziałem jej o tym, czego się dowiedziałem, ale i o wątpliwościach jakie poczułem wychodząc. Razem przysnęliśmy przy ognisku, a następnie wolnym krokiem dotarliśmy do mojej jaskini. Przerwałem natychmiastowe pytania Devo i pracownika idąc z Nuti do salonu. Podczas gdy ona jadła swój obiad, ja udałem się do biura i zacząłem wertować wszelkie papiery jakie otrzymałem od Gerisa. Pełną listę członków stada, na której znalazłem zarówno Kathy, jak i Mumtaz, zapis urodzenia suczki, gdzie w rubryce ojciec, widniał napis NIEZNANY, imiona psów poległych w czasie wojny z watahą... i nigdzie śladu po imieniu Abnis. W historii sfory zasiedlającej dawne tereny, te imię wystąpiło, ale nosił trzyletni husky, a nic nie wskazywało na to, żeby ta mała była mieszanką huskiego...
Wybiegłem z biura rozrzucając niedbale białe kartki. Pędem zbiegłem na dół i rzuciłem się do wyjścia.
- Bring, gdzie idziesz? - krzyknęła wadera wzrokiem odprowadzając mnie do końca.
Zarzuciłem na szyję szal.
- Okłamała mnie! - warknąłem zostawiając uchyloną drewnianą część wejścia i pognałem w kierunku szkoły.

Gdy dotarłem na miejsce, akurat rozbrzmiał dzwonek ogłaszający koniec zajęć. W czterdziestu przeszło centymetrach śniegu, jaki zdążył napada, raczej ciężko było dostrzec białą sukę. Ujrzałem ją dopiero po chwili opierającą się o drzewo. Okrążyłem mały,odśnieżony placyk i po chwili znalazłem się obok niej.
- Okłamałaś mnie. - rzuciłem prosto z mostu.
- Ale jak to? - zmrużyła oczy robiąc krok do tyłu. Widząc to, od razu wykonałem krok w przód.
- Nie było żadnego Abnisa. - postawiłem uszy prostując się.
Mimo, że jestem owczarkiem australijskim, to w rasie zdarzają się często większe osobniki zwane wyjątkami i właśnie byłem takim wyjątkiem. Sześćdziesiąt centymetrów w kłębie, więc troszeczkę wyżej od niej. Co dopiero Nuti! No ona jest troszkę większa.
- Co ty wygadujesz? Oczywiście, że był. To on jest ojcem Mumtaz.
- A więc jakiej rasy był ten cały Abnis? - wykonałem kolejny krok w jej stronę.
- Przestań. Proszę, nie ciągnij tematu.
- Kathy, powiedz mi jakiej był rasy! - znów podszedłem.
- Owczarek. - mruknęła.
- JAK? - skrzywiłem się.
- Owczarek! - zmrużyła oczy.
- No to bardzo ciekawe. - uśmiechnąłem się. - Bo w tej sforze nigdy nie było takiego psa. Takie imię nie wystąpiło w liście psów goszczących tu na chwilę, ani też poległych na wojnie... Wszystkie psy, które zginęły zostały rozpoznane przez rodzinę, a ich imiona uwiecznione. - wzruszyłem barkami.
W tej chwili ze szkoły wyszła Mumti.
- Trzymaj się z daleka od mojej córki. - syknęła odwracając się do mnie bokiem.
- Mamo! Holizon! - ucieszyła się mała znikając na chwilę w śniegu. Wtedy zza drzew wyszła dobrze mi znana wadera.
- To jeszcze nie koniec, Kathy. Możesz się wypierać, ale ja wiem. - mruknąłem patrząc na nakrapiane szczenię. Pogłaskałem go łapą po głowie i wyszedłem na spotkanie Nuti, która zatopiła swój pyszczek w moim.

Nuti? :c


Od Marvela - CD historii Lastrady

Czas, jaki spędziłem dzisiaj z Lastradą, okazał się bardzo przyjemny i dobrze wykorzystany. Było całkiem miło z kimś porozmawiać i chociaż na chwilę oderwać się od ponurej rzeczywistości - nie dało się ukryć, że moje życie nie było zbyt ciekawe, większości psów ze Sfory nawet nie znałem.
Zszedłem do środka nory po prowizorycznych schodach (tak, do dzisiaj nie uporządkowałem swojego mieszkania) zrobionych z piasku i gliny. Jak na razie sprawowały się całkiem nieźle, ale na zbliżającą się zimę byłoby dobrze przygotować coś lepszego i bardziej trwałego. Nie wiedziałem, czego mogę się spodziewać.
Położyłem się na kilku ciepłych kocach, przykrywając się jednym z nich. Oparłem głowę na łapach. Zamknąłem oczy i po kilku minutach zasnąłem.
***
Zbudził mnie dźwięk śniegu spadająxego z gałęzi drzew prosto na dach mojego domu - czyli po prostu na ziemię. Otworzyłem leniwie oczy, po czym wstałem i przeciągnąłem się. Wyszedlem z nory. Moim oczom ukazał się cudowny widok.
Śnieg sypał niezliczone ilości ogromnych płatków, każdy z nich był inny. Cała okolica pokryta była białym puchem. Woda dookła mojej wysepki zdążyła zamarznąć, więc bez problemu po niej przeszedłem. Lód był na tyle gruby, że pod moim ciężarem nie pojawiło się ani jedno pęknięcie.
Poczułem burczenie w brzuchu, co włączyło u mnie tyb łowcy. Moje oczy gdyby mogły, zaświeciłyby się na czerwono. Zacząłem węszyć w poszukiwaniu śniadania. Z nosem przy ziemi, kłusowałem niczym koń. No moze nie z taką gracją, ponieważ zaoadałem się w prawie czterdziestocentymetrowrj warstwie śniegu, ale...
Nagle uslyszałem szmer. Dostrzegłem sarnę, kryjącą się w zaroślach. Odsłoniłem kły, ślina pociekła mi z pyska. Zaczałem się skracać, prawie zakopując się w śniegu. Już miałem skoczyć w kierunku zwierzyny.
Rzuciłem się na nią, ale coś stanęło mi na drodze. W locie. Najwyraźniej nie tylko ja wybrałem sobie na śniadanie właśnie tę sarnę.
Upadłem na ziemię razem ze swoim bialo-czarnym towarzyszem.
- Ej! - odezwał się znajomy, acz wyjątkowo zdenerwowany głos. O nie. Właśnie zderzyłem się z Lastradą, chyba moją jedyną koleżanką.
Zwierzę uciekło.
- Spłoszyleś mi śniadanie! - krzyknęła sunia.
- Jezu, sorry. - jęknąłem.
Suczka westchnęła, po czym podniosła wzrok i chyba dopiero wtedy zauważyła, że to ja.
- O. Cześć, Marvel. - murknęła, lekko zaskoczona.


Lastrada?

poniedziałek, 5 grudnia 2016

Od Nuti C.D. historii Horizona

Obudziłam się w jego ramionach, co spowodowało niezmiernie wielki uśmiech na moim pysku. Nie zostawi mnie...Jednak nie byłam pewna, co do tego jest "Wyjścia". NIE. Jest dorosły, poradzi sobie...Ufam mu.
Poruszyłam łbem, by spojrzeć w jego zamknięte oczy. Równomierny oddech stawał się kojący i dla mnie, lecz po chwili zmienił swój bieg.
- Siema Nutts- Odezwał się z uśmiechem.
- Joł Horiś.- Zaśmiałam się cicho- co dzisiaj zjesz?
- Wiesz co..- przeciągnął się- marzy mi się królik.
- więc idź.- Zepchnęłam go, chwilę później rozkładając się na całej kanapie.
- Ej!- Usłyszałam jęk niezadowolenia.- Tak nie wolno!- Wyszczerzyłam się w szyderczym uśmieszku, wskazując łapą drzwi, jednocześnie robiąc minę szczeniaczka. Jedynie przewrócił oczami i wyszedł. Na pożegnanie dostał jeszcze krótkie "kocham cię".
Znikająca sylwetka za drzwiami stała się rozmazana. Ziewnęłam przeciągle pozwalając, by łzy spłynęły z moich oczu. Postanowiłam się ogarnąć. Zanim Horizon wróci, trochę minie...Więc można pójść na plażę. Chociaż kąpiel w zimę? A co tam! Jestem wolnym stworzeniem! Najwyżej zamarznę, ale przynajmniej będę ładnie pachnieć.
Z tą myślą zerwałam się na równe łapy i pognałam w stronę owego miejsca. Mijałam ośnieżone drzewa, ścieżki, zamarznięte rzeki, kałuże...Ładny widok. A przynajmniej dla mnie.
Doszłam wreszcie do upragnionego, spokojnego miejsca. Zamaczając łapy w zimnej, jak na razie nie zamarzniętej wodzie, poczułam przyjemne dreszcze. Nucąc jakąś melodię, rysowałam w piasku różne obrazki, potem się w nim tarzałam i biegałam jak szaleniec przez suche pasmo między wodą a lasem. Jak szczeniak...
Po chwili, usłyszałam coś. Było to...chrumkanie? Zmarszczyłam czoło, starając się dotrzeć do źródła dźwięku. Rzeczywiście, jakaś brązowa istota grzebała w ziemi niczym wiertnik. Przyglądałam się temu "zjawisku" z ciekawością. Ale gdy mój wzrok napotkał żółte tęczówki, zwierze zebrało się w sobie i wyszło mi na przeciw. Cofnęłam się, jednocześnie wiedząc, iż każde zwierze może być niebezpieczne. A taki dzik, wystarczy że cię staranuje i już żebra połamane. A jego wściekłe powarkiwaniu zmusiły mnie do zostawienia go w spokoju. Czas wracać.
Tak więc wybrałam drogę powrotną, która ciągnęła się jeszcze wzdłuż plaży aż do lasu.

~*~

- Horiiiś!- Krzyknęłam, pojawiając się w drzwiach. Zastałam tam jednak nie mego partnera, a jego brata.- Devo, widziałeś swego brata może?
- Myślałem, że...- zaczął, ukazując mi swoje pytające spojrzenie.
-że...?
- Właśnie wyszedł z kimś, myślałem, że to ty...-mruknął po chwili.- Jeśli chcesz
- Nie..dzięki- przerwałam mu- jak wróci, powiedz żeby przyszedł do mojej jaskini.
Pies kiwnął głową, więc zostawiłam go samego, wracając do owej jaskini.

Weszłam do zimnego pomieszczenia, zastanawiając się, czy zrobić sobie ognisko. Uznałam ten pomysł, za świetny! Ciepełko, które za chwilę rozleje się po zimnych kamieniach, i tak dalej, i tak dalej...Zanim to jednak uczynię, drewno samo się nie zbierze. Odetchnęłam, biorąc trzy długie wdechy. Wyszłam na mróz, chcąc poszukać suchych gałęzi. No ale, jeśli chodzi o to, w zimę jest mało prawdopodobne by znaleźć coś takiego. A w tym wszystkim myślałam, że może Horizon poszedł rozmawiać ze swoją....jak to nazwać? Z matką swojej córki?

<Horizon? Jakoś takoś wyszło..>