- N...nie!- Zaprzeczyła, uporczywie starając się uciec wzrokiem jak najdalej ode mnie.
- Ona na to zasługuje.- Przybliżyłam się jeszcze bardziej. Dziecko powinno znać prawdę. Gdyby dowiedziała się potem, byłyby większe kłopoty.A i bolało by bardziej widząc, że własna matka okłamywała ją przez tyle czasu. Czy ona tego nie rozumie? Tak, jest jej matką i chce dla niej jak najlepiej. - jest mądrym szczeniakiem! Na pewno zrozumie...doceni, że powiedziałaś jej teraz.
- Znienawidzi mnie. Tyle czasu wmawiałam jej, że ojciec odszedł, że nie wróci. A teraz mam to tak szybko zmienić?
- Lepiej teraz, niż później - odezwał się Horizon. - Nuti ma rację. Jest niezwykle inteligentnym dzieckiem.
Suczka w zastanowieniu położyła łeb na stół, wzdychając głośno. W międzyczasie, posłałam Bringowi delikatny, pokrzepiający uśmiech, co odwzajemnił. Wznowiłam obserwowanie białego owczarka. Nie była pewna co do niczego. Czy ją rozumiałam? W połowie. Nigdy nie miałam szczeniąt, więc być może nie rozumiem jej uczyć, dla tego kieruję się swoimi.
- Jeśli nie zrobisz tego sama... Pomogę ci. - szepnęłam w końcu, napotykając ich zdziwione spojrzenia. Oaza spokoju? W duchu miałam ochotę wybić połowę zwierzęcej populacji. Ale każdy wie, że i tak by mi się to nie udało, poza tym, nie będę robić awantury przy dziecku, bo tak się spraw nie załatwia. Kathie kiwnęła głową, odchodząc od kawałka drewna, jednocześnie posyłając mi prowadzące do góry spojrzenie. Poszłam więc za nią, zostawiając Horizona samego. Ale i on chciał to zobaczyć, więc dołączył do nas.
- Mumtaz, kochanie...- zawołała suczka, a mała od razu pojawiła się tuż przed nami. Za nią, stał padający na łapy lokaj. Kiwnął jedynie głową, oddalając się.
- Tak? - uniosła na nas swój zaciekawiony wzrok.
- Bo wiesz...pamiętasz jak mówiłam o twoim tacie?
Zostaw ich...to przecież nie twoja sprawa. Pomyślałam. Nie chciałam, jednak może warto słuchać intuicji?
- Zostawię was.- Szepnęłam, oddalając się w kierunku salonu. Nie wiedząc, ile takie...przywitanie może trwać, rozłożyłam się na kanapie w celu drzemki.
~*~
mój odpoczynek nie był długi. Przerwał go czyjś szloch, oraz delikatny krzyk. Zmrużyłam oczy i wstałam, zaglądając do pokoju na samej górze. Przez małą szparkę dało się zauważyć córkę i matkę, które najwyraźniej głośno rozmawiały o tej sprawie. Z cichym westchnięciem pokonałam większość schodów, aż pod moimi łapami przebiegła nakrapiana postać.
- Mumtaz!- Krzyknęła Kathie, lecąc za nią, a w międzyczasie posyłając mi rozgniewane postacie.
- Co się stało?- spytałam, widząc smutnego Horizona. Ten tylko ukradkiem posłał mi zawiedzione spojrzenie.
- Najwidoczniej...nie zrozumiała tego, jak byśmy chcieli.- Wzruszył bezsilnie ramionami i razem zeszliśmy razem. Suczka, panicznie biegała po dworze, krzycząc imię swego szczeniaka. Zaniepokojona tą postawą, ponownie spytałam, o co chodzi.
- UCIEKŁA! I co?! "Ona zrozumie"?- wydarła się, powarkując- a jeśli coś się stanie? To będzie moja wina!- Tym razem złość dała miejsce płaczowi. Nie bardzo wiedząc co robić, poradziłam swemu partnerowi by z nią został. A sama ruszyłam biegiem, za nawet najcieńszą wonią małej suczki. Śnieg na nowo zaczął padać, co było utrudnieniem nie tylko dla mnie, ale i dla niej. Nawet mała zmiana pogody może sprawić, że to miejsce zmieni się nie do poznania. Dla takiego psa, ławo jest się zgubić. Od razu też do głowy wpadły mi okropne myśli, że...to też moja wina. to JA kazałam powiedzieć jej prawdę. Więc jeśli coś jej się stanie, to będzie MOJA wina...
-Mumtaz!- Krzyknęłam najgłośniej jak potrafiłam, gdy zatrzymała mnie ogromna przepaść.- Gdzie jesteś?! Odpowiedz!- gorączkowo rozglądałam się, nie dopuszczając do siebie myśli o tym, że mogła...mogła się poślizgnąć i spaść...
Ulgą było dla mnie to, iż zza jednego z kamieni wystawał mały, kolorowy ogonek. Podeszłam, oglądając "z góry" to, co siedziało za nim.- Jesteś...- szepnęłam, siadając obok niej. Ta, ze spuszczoną głową odwróciła się ode mnie. Westchnęłam, nie wiedząc, jak z nią rozmawiać.- Słuchaj..- zaczęłam niepewnie, dokładnie się jej przyglądając. Ta, zwróciła na mnie swój wzrok.- Moja mama odeszła, gdy byłam bardzo młoda. Nawet młodsza od ciebie. Więc wychowywał mnie ojciec.
- A co to ma do rzeczy?- Przerwała mi swoim delikatnym głosikiem.
- To, że on..potem jego też straciłam. Na początku byłam zdruzgotana. Robiłam..wiele złych rzeczy dla tego, że ich przy mnie nie było.- po chwili namysłu, nieco poprawiłam te zdanie- Uważałam, że to przeze mnie. Okłamał mnie. Miał pewne porachunki, o których ani ja, ani mama nie wiedziałyśmy. Ukrywał to dla naszego dobra. Jednak mu się nie udało uciec od przeszłości. Przez niego, zostałam osierocona. Ale oddał życie, broniąc mnie. I wiesz co? Brakowało mi go. To był mój ojciec i mimo kłamstwa, dalej nie mogłam pogodzić się z tym, że odszedł. Że zrobił to wszystko..dla mnie.A nie mogłam mu powiedzieć, jak jestem mu wdzięczna, że mnie obronił. Tak samo jest z twoją mamą. Kłamała, ale dla tego, że chciała dla ciebie jak najlepiej! A teraz ci powiedziała, bo uznała, że jesteś na to gotowa. Powiedziała, że jesteś niezwykle mądrą suczką i na pewno zrozumiesz. Kochasz ją. Wiem to. A ona ciebie, mimo wszystko. Nie pozwól, żeby takie coś was rozłączyło. Bo kiedyś może ci jej zabraknąć. W tedy będzie za późno.- Po mojej wypowiedzi, wtuliła się w moje futro, cicho płacząc. Uśmiechnęłam się lekko, dodając jej tym samym otuchy- Więc?
- Idźmy do nich.- zasugerowała, a ja, zaskoczona tym, przytaknęłam. Wzięłam ją na grzbiet i w miarę możliwości zaczęłam biec do domu Hoizona. Chciałabym mieć szczeniaki...przeszło mi przez myśl, przez potrząsnęłam głową. Ja i szczeniaki? Toż nie nadaję się nie matkę!
Horizon? ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz