niedziela, 25 grudnia 2016

Od Nigera - CD historii Roxolanne

Słowa wypowiedziane przez aussie rozbrzmiewały echem w głowie psa. Zostaniesz tatą... Nigdy wcześniej sobie tego nie wyobrażał. Spodziewał się wszystkiego, ale nie szczeniąt.
Ogarnęło go przerażenie. Nie poradzi sobie, nie ma szans. Nigdy w życiu nawet nie pilnował żadnego szczeniaka, no może poza Acartem, jednak był to już kilkumiesięczny psiak, dosyć obyty ze światem. Jak mialby temu podołać?
Ale jet przecież Roxo, powiedział sobie w duchu. Dobrze wiedział, że jego ukochana jest lepiej obeznana w tym temacie i powinna mu pomóc...
- Niger! - suczka niemalże krzyknęła. Pomachała tollerowi łapą przez oczami. Dopiero wtedy Niger zdał sobie sprawę, że od kilku minut stał z rozdziawionym pyskiem, wpatrując się nieprzytomnym wzrokiem w jakiś odległy punkt. W tym czasie wszyscy obecni zdążyli się spojrzeć się na niego z niepokojem. Wszyscy naraz.
- Aaa... Sorry. - wymamrotał pies. Zgromadzeni, udając, że nic się nie stało, zabrali się do jedzenia i dalszych rozmów.
Roxolanne uniosła podniosła jedną brew do góry.
- Cieszysz się? - spytała, a na jej pysku odmalował się niepokój.
- Tak. - dopiero odpowiadając partnerce, zorientował się, że to, co powiedział, jest prawdą. Mimo wszystko naprawdę się cieszył. - Aaa... wiesz, ile ich będzie?
Aussie spuściła wzrok i uśmiechnęła się pod nosem.
- Trzynaście. - odparła. Spojrzała mu w oczy i uśmiechnęła się szeroko, na co on odpowiedział tym samym.
Trzynaście. Trzynaście piszczących, puchatych kuleczek, krzątających się po jaskini. Nie wyobrażał sobie tego, co miało nastąpić już niedługo. Przed oczami pojawił mu się obraz z dzieciństwa, kiedy sam był taką kuleczką.
Mimo, że powinny być do dobre wspomnienia, z powodów znanych bardziej doświadczonym członkom Sfory, nie chciał do tego wracać. Wojna zmieniła jego życie o sto osiemdziesiąt stopni. Był szczęśliwy, że jego dzieci wychowają się dopiero po zakończeniu tych walk.
Jeszcze długo zostali na wigilii. Rozmawiał chyba tylko z Roxo. Opowiadali sobie nawzajem o swoich planach związanych z taką ilością młodych. Był to szok dla ich obojga, ale i olbrzymi powód do radości... Niger nie mógł wymarzyć sobie lepszego prezentu.
Po zakończeniu "imprezy" wyszli na zewnątrz. Śnieg sypał mocno, obrzucając ich wyjątkowo wielkimi płatkami. Nagle tollerowi wpadł do głowy pewien szalony pomysł. Uśmiechnął się pod nosem.
- Ej! - wrzasnęła Roxo, gdy pies rzucił w nią śnieżką. Ulepiła z białego puchu dwa razy większą kulkę i rzuciła nią w Nigera. Przez prawie pół godziny bawili się jak szczeniaki, skacząc po śniegu i zanurzając się w nim. Na gwieździstym niebie wisiał księżyc oświetlający im drogę do domu.
Wybrali drogę na około. Ścigając się, dotarli nad Odbicie zimowe, gdzie zatrzymali się na wysokiej skale.
- Wygrałaś. - wydusił Niger.
- Wygrałeś. - wymamrotała w tym samym czasie Roxo.
Oboje wybuchli śmiechem.
Niger nachylił się do swojej partnerki i pocałował ją w nos.
- Wesołych świąt, Roxo. - wyszeptał jej do ucha. - Kocham cię.

Roxo? ♥ Wybacz, że takie krótkie i tak późno, naprawdę nie mam czasu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz