Mumtaz była cudownym szczeniakiem. Tak zabawnym, tak mądrym, tak ładnym...
Zaczynała być mi bliska. Nawet jeśli nie jestem jej ojcem, to przypomniała mi się mała Aspe, którą uratowałem z mrozu zeszłej zimy. Inaczej było z suczką owczarka szwajcarskiego. Nie. Oczywiście, że jej nie kochałem. Teraz, była mi niemalże zupełnie obca ale to małe kolorowe dziecię było cudne.
Ja i dzieci. Czysta enigma.
Gdy dziewczyny usiadły na przeciw siebie, zrobiłem po szklance jabłkowego soku i dosiadłem się do nich.
- a więc? - zadałem pytanie. Nie miałem pojęcia od czego zacząć...
- Od początku.- zadecydowała Nuti unosząc łapy.
- A więc.. Spotkałem Kathy na imprezie tutaj.. siedziała przy stole, podeszły do niej jakieś suczki zaczęły się czepiać...
- Uratował mi tyłek i tak to się zaczęło. Resztę możesz już sobie dopowiedzieć. - suczka wyjątkowo łagodnie podeszła do sprawy.
- Byliśmy ze sobą jakiś czas.. Ale to nie był typowy związek. Nakreśliłem Kathy, że jej nie darzę miłością, jaką darzy się drugą połówkę.
- Wtedy powiedziałam mu, że może się jeszcze to zmieni. - wtrąciła. - Tak wyszło, że ósmego dnia wiosny byłam tutaj ostatni raz. Na tym kontakt się urwał.
- I co wtedy robiliście?
- Nie chcesz wiedzieć.
- Rozumiem..Nie. Na serio rozumiem.- chciałem jej przerwać, ale mnie powstrzymała. - Miałaś kogoś potem? - zwróciła się Kathy
Cisza.
- Miałaś?
- Nie. - szepnęła.
- Wszystko jasne. Przedstaw Mumtaz jej ojca. - wstała dolewając sobie soku.
Uniosłem brew obserwując waderę. Mimo, że teraz przejawiała anielski spokój, to wiedziałem, że jest zła. I to bardzo.
Nuti? Dawej zwrot akcji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz