wtorek, 6 grudnia 2016

Od Horizona C.D. historii Nuti

W drodze na główne tereny zajęcze, napotkałem znajomą postać.
- Hej, Kathy. - wypowiedziałem niemal bez uczuć i przystanąłem.
- Horizon... - skinęła głową ku górze. Zaniepokoiła się i przystanęła z łapy na łapę.
- Dobrze, że cię widzę, bo chciałbym z tobą porozmawiać. - postanowiłem tego nie przeciągać.
- Ale.. - zawahała się.
- Muszę jeszcze złapać jakieś króliki i wtedy moglibyśmy iść, albo do mnie, albo do ciebie, bo musimy coś wyjaśnić.
- Ja...Um.. Dobrze. - bąknęła.
Poszliśmy razem na tereny zajęcze i z łatwością wytropiliśmy trzy duże zające. Poszliśmy do mojej jaskini, gdzie ku mojemu zdziwieniu, nie zastaliśmy Nuti. Usiedliśmy przy stole jedząc nasze zdobycze, a trzeciego zwierzaka zostawiłem dla wadery. Cały czas przyglądałem się lekko zestresowanej suczce owczarka, która jakby już błagała o odwleczenie rozmowy w czasie.
W drzwiach za Kathy stanął lokaj, ale natychmiast odesłałem go wzrokiem. Wiedział co to znaczy: Wszystko fajnie, ale teraz wynoś się stąd.
Zmierzył mnie smutnym wzrokiem i wyszedł. Zmrużyłem oczy i wróciłem do posiłku.
- Może lepiej chodźmy do mnie? - w pewnym momencie suczka sama wznowiła temat.
- Jak Ci lepiej. Możemy iść do tego... zielonego lasu?
- Dokładnie. - uśmiechnęła się delikatnie. Świetnie. Zaczyna się otwierać. Powie mi więcej.
Zjedliśmy nasze porcje i wyszliśmy mijając się w drzwiach z moim bratem. Przyznam, że w lesie, gdzie jest więcej psów, dziwnie było mi iść z inną dziewczyną niż z moją kochaną Nuti.
Po drodze do zielonego boru, Kathy nabierała pewności siebie.  Starałem się jej pomóc i udało się. Wyznała, że jej córka jest teraz w szkole. Poszła pierwszy raz i za dwie godziny musi ją odebrać. Opowiadała o ich dniu codziennym i co mała Mumtaz lubi, ale ani razu nie wsomniała o ich przeszłości, ojcu łaciatego szczeniaka i o swoich odczuciach. Aż dotarliśmy do jej jaskini. Wnętrze było przytulne i ciepłe. Po piętnastu minutach samego zielonego koloru, dobrze było odpocząć w szarym, kamiennym schronieniu.
- Siadaj -wskazała iść łapą na stolik z dwoma siedziskami uplecionymi ze słomy. Gdy to zrobiłem, usiadła naprzeciwko mnie nie wierzę, że kiedyś nas coś łączyło..
- Co chcesz wiedzieć. - uśmiechnąła się lekko.
- Powiedz mi, co robiłaś, gdy przestaliśmy się widzieć.
Jej mina od razu zrzędła. Westchnęła.
- Tylko nie kłam. - ubiegłem ją.
- Dobrze..  Wtedy po mniej więcej miesiącu dowiedziałam się, że jestem w ciąży. USG wykazało dwa szczeniaki, ale jedno umarło zanim urodziłam. Musiałam mieć operację, a po kolejnym miesiącu urodziła się Mumtaz. I tak żyjemy tu w lesie... - zakończyła unosząc barki.
- Dobrze. Powiem inaczej. - czułem jej ledwo wyczuwalny strach. - Kto jest ojcem Mumtaz? - spojrzałem w jej oczy.
Wystraszyła się tym pytaniem. Przymknęła lewą powiekę i wbiła we mnie swój wzrok.
- Ty. - jej głos odbił się w moich uszach. Nastała cisza. Ale ja? Na prawdę? Jak... Jak to w ogóle możliwe?
- To chciałbyś usłyszeć? - kontynuowała. - Nie jesteś jej ojcem.  Po Twoim odejściu poznałam miłość mojego życia, chciałam mieć z nim dzieci, ale zginął na wojnie. To jego córką jest Mumtaz. Jedyne co mi po nim pozostało.
- Po kim?
- Abnis.
- Tak miał na imię?
-  Tak. Strasznie go kochałam, ale musiał odejść. Życie nie zawsze jest sprawiedliwe.
- Współczuję. Mumtaz nie ma ojca, to też musi być dla niej dość przykre...  - zwiesiłem łeb. - Wiesz.. Pójdę już.. Nie będę Ci przeszkadzał. - wstałem odstawiając na bok miskę z wodą.
Pożegnałem się z nią i wyszedłem, jednak będąc już przy drzwiach, zauważyłem jedną, małą drobnostkę. Skoro nie jestem jej ojcem, to dlaczego na komodzie, stoi moje oprawione zdjęcie?

Wróciłem do jaskini, po drodze zatrzymując się w domu mojej partnerki. Opowiedziałem jej o tym, czego się dowiedziałem, ale i o wątpliwościach jakie poczułem wychodząc. Razem przysnęliśmy przy ognisku, a następnie wolnym krokiem dotarliśmy do mojej jaskini. Przerwałem natychmiastowe pytania Devo i pracownika idąc z Nuti do salonu. Podczas gdy ona jadła swój obiad, ja udałem się do biura i zacząłem wertować wszelkie papiery jakie otrzymałem od Gerisa. Pełną listę członków stada, na której znalazłem zarówno Kathy, jak i Mumtaz, zapis urodzenia suczki, gdzie w rubryce ojciec, widniał napis NIEZNANY, imiona psów poległych w czasie wojny z watahą... i nigdzie śladu po imieniu Abnis. W historii sfory zasiedlającej dawne tereny, te imię wystąpiło, ale nosił trzyletni husky, a nic nie wskazywało na to, żeby ta mała była mieszanką huskiego...
Wybiegłem z biura rozrzucając niedbale białe kartki. Pędem zbiegłem na dół i rzuciłem się do wyjścia.
- Bring, gdzie idziesz? - krzyknęła wadera wzrokiem odprowadzając mnie do końca.
Zarzuciłem na szyję szal.
- Okłamała mnie! - warknąłem zostawiając uchyloną drewnianą część wejścia i pognałem w kierunku szkoły.

Gdy dotarłem na miejsce, akurat rozbrzmiał dzwonek ogłaszający koniec zajęć. W czterdziestu przeszło centymetrach śniegu, jaki zdążył napada, raczej ciężko było dostrzec białą sukę. Ujrzałem ją dopiero po chwili opierającą się o drzewo. Okrążyłem mały,odśnieżony placyk i po chwili znalazłem się obok niej.
- Okłamałaś mnie. - rzuciłem prosto z mostu.
- Ale jak to? - zmrużyła oczy robiąc krok do tyłu. Widząc to, od razu wykonałem krok w przód.
- Nie było żadnego Abnisa. - postawiłem uszy prostując się.
Mimo, że jestem owczarkiem australijskim, to w rasie zdarzają się często większe osobniki zwane wyjątkami i właśnie byłem takim wyjątkiem. Sześćdziesiąt centymetrów w kłębie, więc troszeczkę wyżej od niej. Co dopiero Nuti! No ona jest troszkę większa.
- Co ty wygadujesz? Oczywiście, że był. To on jest ojcem Mumtaz.
- A więc jakiej rasy był ten cały Abnis? - wykonałem kolejny krok w jej stronę.
- Przestań. Proszę, nie ciągnij tematu.
- Kathy, powiedz mi jakiej był rasy! - znów podszedłem.
- Owczarek. - mruknęła.
- JAK? - skrzywiłem się.
- Owczarek! - zmrużyła oczy.
- No to bardzo ciekawe. - uśmiechnąłem się. - Bo w tej sforze nigdy nie było takiego psa. Takie imię nie wystąpiło w liście psów goszczących tu na chwilę, ani też poległych na wojnie... Wszystkie psy, które zginęły zostały rozpoznane przez rodzinę, a ich imiona uwiecznione. - wzruszyłem barkami.
W tej chwili ze szkoły wyszła Mumti.
- Trzymaj się z daleka od mojej córki. - syknęła odwracając się do mnie bokiem.
- Mamo! Holizon! - ucieszyła się mała znikając na chwilę w śniegu. Wtedy zza drzew wyszła dobrze mi znana wadera.
- To jeszcze nie koniec, Kathy. Możesz się wypierać, ale ja wiem. - mruknąłem patrząc na nakrapiane szczenię. Pogłaskałem go łapą po głowie i wyszedłem na spotkanie Nuti, która zatopiła swój pyszczek w moim.

Nuti? :c


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz