piątek, 9 grudnia 2016

Od Roxolanne do Nigera

Zbliżały się święta. Nie za bardzo wiedziałam jak je obchodzić, bo mama nie była nigdy zbyt wierzącym psem, a tata w takich kwestiach szedł na kompromis, więc robiliśmy któregoś dnia wielką kolację dla wszystkich, dawaliśmy prezenty... Ale nic poza tym. Nawet nie jestem pewna po co to wszystko...
Truchcikiem zbliżałam się do miejsca pracy mojego i mojego ukochanego psa. W zębach trzymając wiklinowy koszyk kołyszący się w rytm biegu. Walczyłam z tym, żeby nie postawić nosidełka na ziemię i nie rozprawić się z zawartością. Burczało mi w brzuchu, ale bardzo chciałam zjeść dzisiaj z Nigerem, więc musiałam się powstrzymać. 
-Witajcie kochani! - zawyłam śpiewnie wchodząc do pokoju lekarzy
- Hej Roxo!- odpowiedzieli niemalże chórem.
- Hej, kochanie. - toller podszedł do mnie i polizał w nos. 
- Mam dla wszystkich wasze ulubione przekąski z królika z serem i cukinią! 
W odpowiedzi usłyszałam szczekanie.
- Proszę bardzo. - postawiłam koszyk na stole biorąc przy okazji jedną sztukę.
Uwielbiam moją pracę, życie, rodzinę, tego rudego kolesia stojącego po mojej prawej... I jeszcze mama... życie jest piękne.

Jednak nie o tym chciałam napisać...
To było już pewne, że cała rodzina zbierze się piątego dnia zimy u Horizona i Nuti, żeby razem spędzić wieczór i obdarować się prezentami.
Miałam do przygotowania pakunki dla dziewięciu osób. No... dziesięciu. Licząc psa, który będzie również prezentem dla wszystkich, bo te święta nie będą takie jak rok temu. Z kilku powodów będą lepsze.
Żeby przygotować się do tego szczególnego dnia, udałam się do Pyskowic. Na mojej liście rozpisałam imiona psów dla których potrzebowałam pomysłów.

Alex
Horizon
Nuti
Devo
Easy
Heaven
Raffaello
Freiheit
Niger
ósma osoba

Dla alf dość szybko znalazłam to, czego szukałam. Tak samo dla Deva i Easy. Zabrałam z  miasta wszystko co potrzebne i w chwili wolnej od pracy, wykonałam piękne pary białych girland otaczające białe turkawki, przyozdobione lśniącymi perłami i srebrnymi kryształkami, które mieli zawiesić u siebie w domach. Efekt końcowy przerósł moje oczekiwania. Byłam pewna, że im się spodoba, a potem, gdy już je pakowałam, stwierdziłam, że zrobię trzecią i czwartą ozdobę dla jeszcze dwóch par. Moich rodziców i Raffa i Frei.
Na pomysł na prezent dla Heaven wpadł Niger. Od zawsze lubiła pić z filiżanek, a ostatnio zbiły jej się ostatnie.. Mój ukochany pomógł mi sprowadzić do domu porcelanową, ręcznie malowaną zastawę. Wiedziałam, że moja siostra oszaleje z radości kiedy ją zobaczy.
No i został Niger, dla którego nie miałam pomysłu. Wciąż szukałam czegoś lepszego. Na początku myślałam o czymś takim jak torba,w której będzie mógł przenosić wiele rzeczy na przykład do szpitala, jednak szybko zrezygnowałam z tego pomysłu. Potem pojawiła się opcja piłkarzyków, jakie przedstawił mój młodszy brat, ale odrzuciłam ją od razu. Pies i piłkarzyki? pff. Szalik też był zbyt prosty.
Jeszcze w przypływie tak nagłego stresu, coraz częściej bolała mnie głowa, często czułam się źle i wszelkie części ciała doskwierały niemiłosiernie... Potrafiłam kilka razy dziennie wymiotować, a brak snu (czas poświęcony na girlandy robił swoje) powoli odbijał mi się na zdrowiu.
Do dnia kolacji zostało kilka dni. Siedziałam w pokoju lekarskim sama z Bringiem. Wyżaliłam mu się z braku czasu i podupadającego zdrowia.
- Może chcesz, żeby Cię zbadać? - zmartwiony popatrzył mi w oczy.
- Verony przecież nie ma..Kto ma to zrobić...?
- Wiesz.. Niby jestem okulistą, ale znam się na tym.. Chodź do sali obok. - nakazał.
- Po co..?
- No chodź. - pociągnął mnie za kołnierz zmuszając do wstania i podążenia w jego kierunku.
Brat uważnie mnie przebadał i poddał pod wpływ przeróżnych maszyn. Wysunął konkretne wnioski. Nie tylko jestem zdrowa, ale aż nadto.

W końcu nadszedł dzień piąty zimy. Rankiem zanieśliśmy wszystkie paczki do jaskini Bringa, gdzie od wejścia czuć już było niesamowite zapachy. Drzwi z szerokim uśmiechem otworzyła nam samica alfa - Nuti. Rozłożyliśmy pakunki i pomogliśmy w kuchni. Około godziny piątej po południu, wszyscy zaczęli się zbierać, a o osiemnastej zasiedliśmy do stołu.
- Mam pomysł. Otwórzmy już część prezentów. - przerwałam rozmowy.
- Teraz? - Devo uniósł brew.
- Tak. Dokładnie. Niech każdy z Nas wybierze jedną paczkę skierowaną do siebie od innej osoby.
Rodzince spodobał się ten pomysł. Psy z radością otworzyły swoje pierwsze kolorowe pudełka. Heaven zapiszczała z radości kiedy zobaczyła porcelanową zastawę, a ja oniemiałam, kiedy zobaczyłam śliczny, mieniący się łańcuszek, jaki sprezentował mi toller.
- Dziękuję, skarbie, Jest przepiękny. - liznęłam po poliku. - Tato. - wstałam - Dla Ciebie jest nieco inny prezent.- uśmiechnęłam się patrząc na Alexa, który patrzył na zrobioną przeze mnie ozdobę, a wszyscy umilkli nie wiedząc o co chodzi.
- Właściwie, to ten prezent może być skierowany dla wszystkich, no i tak właśnie jest, ale dla taty szczególnie. - zająknęłam się wychodząc na korytarz.
- Gotowa? - na moim pysku pojawił się ogromny uśmiech
- Jak nigdy. - przytaknęła dziesiąta osoba.
Z salonu wyszedł jeden brązowy australijczyk, a wróciły dwa. Jak to możliwe?! Obserwowałam wszystkie wielkie oczy, które nagromadziły się wokół stołu i były wbite w jeden centralny punkt. W suczkę stojącą obok mnie.
- Kochani, chciałabym Wam kogoś przedstawić. To jest Green Day. - oświadczyłam niemal zbędnie.
Nagle wszyscy jak jeden pies odbiegli od stołu i zamknęli mamę w wielkim,  rodzinnym uścisku.
Tylko Alex pozostawał na miejscu, a w jego oczach roiły się łzy. Zupełnie jak w moich. Popatrzył na mnie pytająco, a ja tylko przytaknęłam.
Znalezione obrazy dla zapytania pudełko prezentCały wieczór był niezwykle radosny. Wszystko praktycznie kręciło się wokół mojej matki, która opowiadała co się z nią działo, gdy jej nie było. Jej historia na prawdę jest niezwykła... Faktycznie, wszystko zlało się w jedną całość. Została odnaleziona przez naukowca, który walczył o jej życie. Jakimś cudem,udało mu się, jednak Greenie jest nieźle poprzestawiana w środku... Nie może już jeść wielu rzeczy,przemęczać się, ani denerwować. Ma dopiero pięć lat, ale już nie będzie mogła mieć szczeniąt.
Jednak nikt się tym nie przejmował. Wystarczyło, że była, a ja wiedziałam już o tym wcześniej jako jedyna. W Alexa wstąpiło nowe życie. Jego ukochana partnerka z którą musiał pożegnać się tak nagle i na zawsze wróciła. Jaka była jej radość kiedy zobaczyła wszystkie swoje dzieci ich partnerów.. Jak poznała Nuti... Nie do opisania.
Później,około godziny dwudziestej pierwszej zabraliśmy się za otwieranie prezentów. Nie mogłam doczekać się, aż Niger otworzy ten ode mnie. Było to maleńkie,białe pudełeczko z zawiązaną u góry wstążką.Gdy odchylił wieczko, jego oczom ukazały się czarno-białe zdjęcia. Dość niewyraźne i  rozmazane, ukazujące coś o nieokreślonych kształtach.
-Co to? - przekrzywił głowę oglądając z zainteresowaniem fotki. Uśmiechnęłam się delikatnie patrząc mu w oczy.
- To nasze dzieci, Niger. Zostaniesz tatą.


Niger? :3
Dlaczego takie cuda i dziwy? Bo w tym czasie wszystko jest możliwe. Ot co. 

1086 słów! matko jedyna!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz