wtorek, 6 grudnia 2016

Od Marvela - CD historii Lastrady

Czas, jaki spędziłem dzisiaj z Lastradą, okazał się bardzo przyjemny i dobrze wykorzystany. Było całkiem miło z kimś porozmawiać i chociaż na chwilę oderwać się od ponurej rzeczywistości - nie dało się ukryć, że moje życie nie było zbyt ciekawe, większości psów ze Sfory nawet nie znałem.
Zszedłem do środka nory po prowizorycznych schodach (tak, do dzisiaj nie uporządkowałem swojego mieszkania) zrobionych z piasku i gliny. Jak na razie sprawowały się całkiem nieźle, ale na zbliżającą się zimę byłoby dobrze przygotować coś lepszego i bardziej trwałego. Nie wiedziałem, czego mogę się spodziewać.
Położyłem się na kilku ciepłych kocach, przykrywając się jednym z nich. Oparłem głowę na łapach. Zamknąłem oczy i po kilku minutach zasnąłem.
***
Zbudził mnie dźwięk śniegu spadająxego z gałęzi drzew prosto na dach mojego domu - czyli po prostu na ziemię. Otworzyłem leniwie oczy, po czym wstałem i przeciągnąłem się. Wyszedlem z nory. Moim oczom ukazał się cudowny widok.
Śnieg sypał niezliczone ilości ogromnych płatków, każdy z nich był inny. Cała okolica pokryta była białym puchem. Woda dookła mojej wysepki zdążyła zamarznąć, więc bez problemu po niej przeszedłem. Lód był na tyle gruby, że pod moim ciężarem nie pojawiło się ani jedno pęknięcie.
Poczułem burczenie w brzuchu, co włączyło u mnie tyb łowcy. Moje oczy gdyby mogły, zaświeciłyby się na czerwono. Zacząłem węszyć w poszukiwaniu śniadania. Z nosem przy ziemi, kłusowałem niczym koń. No moze nie z taką gracją, ponieważ zaoadałem się w prawie czterdziestocentymetrowrj warstwie śniegu, ale...
Nagle uslyszałem szmer. Dostrzegłem sarnę, kryjącą się w zaroślach. Odsłoniłem kły, ślina pociekła mi z pyska. Zaczałem się skracać, prawie zakopując się w śniegu. Już miałem skoczyć w kierunku zwierzyny.
Rzuciłem się na nią, ale coś stanęło mi na drodze. W locie. Najwyraźniej nie tylko ja wybrałem sobie na śniadanie właśnie tę sarnę.
Upadłem na ziemię razem ze swoim bialo-czarnym towarzyszem.
- Ej! - odezwał się znajomy, acz wyjątkowo zdenerwowany głos. O nie. Właśnie zderzyłem się z Lastradą, chyba moją jedyną koleżanką.
Zwierzę uciekło.
- Spłoszyleś mi śniadanie! - krzyknęła sunia.
- Jezu, sorry. - jęknąłem.
Suczka westchnęła, po czym podniosła wzrok i chyba dopiero wtedy zauważyła, że to ja.
- O. Cześć, Marvel. - murknęła, lekko zaskoczona.


Lastrada?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz