sobota, 1 października 2016

Od Aarona C.D. historii Kelpie

Podniosłem swój wzrok na Kelpie, która była wtulona w moje futro. Postanowiłem się nie ruszać, by jej nie obudzić. Co było trudne, gdyż zacząłem drętwieć. W tedy już próbowałem wydostać się z jej uścisku. Udało mi się.
Postanowiłem przynieść jedzenie, zanim się obudzi. Pewnie była głodna. Znaczy chyba... Nie byłem pewien.  Ale jak coś, to będzie na później.

XxX

Po udanym polowaniu, zacząłem wracać. Przechodząc przez las, usłyszałem czyjeś skomlenie.
Króliki, które przed chwilą były w moim pysku, teraz leżały ukryte głęboko w krzakach... Co, jak co, ale nie mam ochoty znowu biegać za tymi małymi futrzakami.
- Halo?! - krzyknąłem, idąc w stronę chałasu. Miałem oczy dookoła głowy, mając nadzieję, że nikt zaraz nie wyskoczy zza rogu i mnie nie zabije. Gdy łapą stanąłem na jednym z liści, poczułem ciepłą ciecz. Głośno przełknąłem ślinę, domyślając się co to jest. Nie myliłem się.
Spojrzałem w dół i zauważyłem krew. Ciągnęła się od liścia, w głąb czegoś, co przypominało wyjście z lasu na jakiś mały, otwarty teren. Powąchałem ciecz i zmrużywsz oczy, szedłem za zapachem i za strugą.  Ten dźwięk wydawał się być tuż obok, ale gdy się odwracałem, nic tam nie było.
- Gdzie jesteś? - szepnąłem najciszej jak umiałem, jednak nic. Powtórzyłem pytanie kilka razy.
- T-tutaj! - delikatny, łamiący się głos, dobiegał z jakiś położonych obok i na sobie klatek. Za nimi, stała jakaś ciężarówka, słyszałem też ludzkie głosy.
Podbiegłem do suczki, starając się nie zwracać na siebie uwagi.
Ale to nie takie łatwe... Gdy tylko się zbliżyłem, szczekanie i warczenie ostrzegły mnie bym się nie zbliżał.
-Cicho tam! - krzyknął mężczyzna w czarym ubraniu. Nie dojrzałem jego twarzy.
- Zaraz cię wyciągnę. - posłałem psu uśmiech. - Gdzie was zabierają? - starałem porozumieć się z Rottweilerem, tuż obok klatki z suczką. Ale ten nie był skory do rozmów.
- Ostatni raz pytam! - warknąłem, na co tym razem pies zareagował.
- Gdzie? Spójrz na mnie. Jak myślisz, skąd mam tyle ran? Blizn?
Nie słuchając dalej, zwróciłem się w stronę suczki
- Jak się nazywasz? - spytałem, chcąc nawiązać z nią jakiś kontakt.
- E..  Eliose. - przedstawiła się, cicho szlochając.
- Ja jestem Aaron. Słuchaj, widzisz obok kłódki takie plastikowe pokrętło?
- Mhm.
- Na trzy, staraj się to przegryźć.
- Nie dam rady...
- Dasz.- posłałem jej delikatny uśmiech.
- Spróbuję.
- Dobra. Raz... Dwa... Trzy! - pociągnąłem za uchwyt w drzwiczkach, a Eliose poluzowała pokrętło.
- Teraz musisz mocno pchnąć drzwiczki. Dasz radę?
- Nie wiem... - spojrzała na swoją łapę. Była zakrwawiona... I pewnie złamaną.
- CII! - krzyknąłem cicho, nie mogąc się ukryć. Nie było gdzie... A jeden z facetów właśnie szedł w naszą stronę.
Będę musiał go powstrzymać...
Gdy mężczyzna wyłonił się zza samochodu, starałem wtopić się w ciemność. Muszę to zrobić po cichu...
- Szczeknij!
- Co?
- Już?
Eliose szczeknęła, zwracając uwagę mężczyzny, na oko 40-letniego.
Odwrócił się do niej, coś gadając. Skorzystałem z momentu i skoczyłem na niego od tyłu, pozwalając go na ziemie. Wydał z siebie jednak krzyk, przez co wszyscy inny zareagowali i przybiegli do nas. Szybko pobiegłem i wywarzyłem drzwi klatki.
- Uciekaj do lasu! - zacząłem szczekać i warczeć na dwójkę z mężczyzn.
- A ty?! - zmartwiła się
- Dam sobie radę! Tylko uciekaj!
Suczka przez chwilę mi się przyglądała, po czym kulejąc, poszła w las.
Szybko rozprawiłem się z tą dwójką.
Znaczy... Uciekłem im. Ale nie poddałem się tak łatwo! Udało mi się uwolnić resztę. Podziękowali za pomoc i odeszli. Mówili, że są z tej samej chodowli i zostali "porwani" za młodości.

XxX

- Eliose! Gdzie jesteś?! To ja,  Aaron! - krzyczałem, chodząc po lesie. Zauważyłem ją pod jednym z drzew...
- Muszę cię zabrać do lekarza. Chodź.
- Lekarza?
- Tak... Jest w sforze. Pomoże ci.

XxX

- I co z nią będzie? - Spytałem Alexa, wychodzącego z Sali operacyjnej. Suczka miała zmiażdżoną kość w łapie, więc musiała mieć operację
- Wyjdzie z tego. Zachowałeś się bardzo dobrze. Dziękuję.
- To ja dziękuję. Byłem z Kelpie w... Kelpie! - krzyknąłem. Nie było mnie kilka godzin. Pewnie jest wściekła ,że ją tak zostawiłem...
Pobiegłem więc po króliki, które schowałem. Nie były takie jak tuż po polowaniu, ale nadawały się do jedzenia. Po drodze, zerwałem kilka czerwonych i białych róż. Miałem nadzieję, że Kel wybaczy mi to nagłe zniknięcie...
Właśnie zapytałem do jej domu. Otworzyła drzwi i spojrzała na mnie.
- Przepraszam, że cię tak zostawiłem. Miałem małe... Kłopoty. Znaczy... - szepnąłem z wahaniem i wręczyłem jej bukiet róż.Wiedziałem, że jest zła... I bałem się jej reakcji. Mogła mi wybaczyć. Albo na odwrót.

Kel? Wybacz że tak długo ;_;

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz