niedziela, 18 września 2016

Od Snowflake do Arrow

Czy można uciec przed przeznaczeniem? Przed czymś, co zostało wpisane do naszej kartoteki jeszcze zanim się urodziliśmy? Wyższe istoty zaplanowały każdy szczegół naszego istnienia, choć niektóre kwestie zależne są od nas. Charakter da się utemperować, przyzwyczajenia też się zmieniają z wiekiem. Można zmienić otoczenie, co właściwie miałem zamiar zrobić.
Ale... Czy można zostawić wszystko za sobą? Wszelkie troski wrzucić do jednej, obślizgłej beczki, którą można by było bez większych skrupułów wrzucić do rzeki, mając nadzieję, że to co złe, już nigdy nie powróci.
Moim jedynym marzeniem było odnalezienie takiej beczki. Tylko co by to mogło być? Co mogłoby być taką rzeczą, którą mógłbym bezkarnie obrzucić wlekącym się za mną błotem, które próbowałbym potem spłukać. Czy to by mi się udało, czy może jeszcze bardziej bym wszystko spieprzył?
Tak czy inaczej, próbuję zacząć życie z nową kartą. Czystą, z brakiem zagnięć, świeżo wyciągniętą z drukarki.
Skąd mogą się dowiedzieć o mojej przeszłości, skoro nie zamierzam o niej wspominać? Po co wyciągać rzeczy, które już się stały i się nie odstaną? Tylko, czy wszyscy których spotkam, będą uważać tak samo? Co jeśli powiem o dwa słowa za dużo, a może po prostu będę zmuszony wyjawić wszystko, o co będę poproszony?
Chyba naprawdę lubię komplikować sobie życie. Wreszcie dostałem szansę na lepszą przyszłość, a ja siedzę na jakimś bezludziu i użalam się nad być albo nie być, co nie ma obecnie żadnego znaczenia.
Wystarczy ruszyć tyłek, zebrać się w sobie i spojrzeć prosto na słońce, majaczące gdzieś tak daleko, że po prostu niemożliwe jest nam tam dotrzeć, wciąż stąpając po ziemi. Będę jak to słońce. Niedostępny, ale wciąż będę blisko. Na wyciągnięcie ręki, a jednak nieosiągalny.
Już nigdy nikogo nie zranię.
Ja już nigdy nie będę taki sam..

~*~

Przemierzałem właśnie mniej zaludnione ulice pobliskiego miasta, próbując dotrzeć do celu mojej podróży. Doskonale wiedziałem, gdzie powinienem się kierować, jednak odłożyłem to w czasie. Postanowiłem rozglądnąć się po okolicy, starając się, aby pozostać niezauważonym przez kogokolwiek. Miałem już wpaść pod koła bordowego auta terenowego, kiedy w porę otrząsnąłem się, rezygnując z wycieczki. Było to zbyt niebezpieczne, zwłaszcza, że błądziłem myślami nie tam, gdzie trzeba. Gdyby postawiono obok mnie osobę podwpływem, sądzę, że nie byłoby znaczącej różnicy. Ja też ledwo trzymałem się w tym wypadku na łapach, które snuły się bezwładnie za resztą ciała, podczas gdy zazwyczaj bywało na odwrót.
Ukazały mi się pierwsze trawiaste tereny, które naprowadziły mnie na dobry trop. Byłem pewien, że podążam w odpowiednim kierunku, kiedy poczułem mocny, nasilający się z każdym bolesnym krokiem, zapach psów. Mnóstwo zapachów. Wręcz zbyt dużo. Nos latał mi prawie jak u królika, podwpływem nagłego napadu nowych zapachów. Apropos królika... Żołądek usilnie starał się przypomnieć mi o swym istnieniu, kiedy słyszałem nieznaczne, ale jednak obecne przy każdej czynności, poburkiwania. Czując tym razem mocny głód, szarpało mnie na wszystkie cztery strony świata, jakgdyby to miało w czymś pomóc.
Każde drzewo wyglądało tak samo, podobnie jak pola, czy też jakiekolwiek zbiorniki wody. Za pewne gdybym już tu dłużej przebywał, odnalazłbym tu znaczące szczegóły - a tam jest lawenda, a tam może wrzos...

~*~

Kiedy słońce ustąpiło miejsca jasnemu, o podobnym blasku księżycu, traciłem jakąkolwiek nadzieję na to, że uda mi się tu odnaleźć. Zostałem poinstruowany przez jednego z psów, kogo powinienem szukać.
"Arrow, Arrow, Arrow" - powtarzałem w myślach imię, które zostało mi przekazane. Jednak do tej pory nie odnalazłem nikogo o takim imieniu, ani nikt takowej osoby nie widział w przeciągu ubiegłych dni. Sądziłem powoli że to zwykły fejk, może jakiś test wytrzymałości dla nowego, który zdawało się, że zacząłem oblewać. Już dawno powinienem się zorientować, że błądze bezsensu. Dla czego akurat muszę znaleźć tą suczkę? Mijałem tyle psopodobnych stworzeń, które naprawdę dobrze orientowały się po okolicy. Pozostawała mi jedynie możliwość ciężkich westchnięć, które lekko odciążały nadszarpniętą psychikę.
Jedyne co wiedziałem, że muszę zrobić, to znaleźć jakieś przystępne miejsce, gdzie mógłbym spędzić noc. A potem dalsza wędrówka.

Polna droga przeobraziła się w kamienistą dróżkę, prowadząca w tylko jednym kierunku - w kierunku wysoko zawieszonego klifu.
Im bliżej podchodziłem, tym mocniej zarysowała się w moich oczach postać, nachylająca się nad krawędzią. Z początku chciałem zawrócić i nie przeszkadzać za pewne w rozmyśleniach, kiedy doszło do mnie, że pies nachyla się bardziej i bardziej, wisząc już nieznacznie tylnią częścią ciała na tym świecie.
Mój refleks okazał się być aktywny w porę - podciągnąłem jak się okazało suczkę z powrotem na odległość bezpieczną od klifu, upewniając się, że nic
się nie stało.
Suczka wydawała się być nieobecna, kompletnie niewzruszona tym, że ktoś jej przeszkodził w odejściu z tego świata.
- Mmmm... Arrow? - spytałem, a raczej bardziej oznajmiłem, przypominając sobie opis osoby, która miała mnie trochę ogarnąć. Wszystko się zgadzało, według tego, co mi powierzono.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz