Tak jak mi powiedział, udałam się do jego domu. W wejściu stał lokaj. Znałam go mniej więcej i jest na prawdę fajnym psem,a do tego miłym. Na początku trudno było mi się z nim dogadać...
- Horizon poprosił mnie, abym poszła po coś...ważnego. I potrzebuję do tego jego pieniędzy. Mówił, że z tą prośbą mam iść do ciebie.
- Ale tylko on może to potwierdzić.
- Jest w szpitalu, niby jak ma przyjść? Może niech na łóżku przyjedzie?!- Zdenerwowałam się i zacisnęłam kły. Ten tylko kiwnął głową i poszedł po coś do innego pokoju.
Coś się przewróciło, coś trzasnęło i słychać było szmery. W końcu jednak pies wyszedł, trzymając w łapie niewielką kopertę. Zabrałam ją i zaczęłam iść w kierunku miasteczka, uprzednio zaglądając do środka. Była tam duża suma pieniędzy...Nie mam patrzeć na cenę, tak? Hm...wolałabym jednak, gdyby nie była za droga. I tania może być ładna.
XxX
Właśnie przekroczyłam ulicę Pyskowic, kierując się do najbliższego sklepu jubilerskiego. Na ścianie była mapa, którą dokładnie przeanalizowałam. Jakieś dziesięć minut stąd jest sklep. Ruszyłam więc, ostatni raz zerkając na mapę. Mijałam ludzi, jednak nie widzieli we mnie nic podejrzanego, gdyż głowę miałam skierowaną w dół. Po kilku minutach, natrafiłam na cichą, uroczą uliczkę, gdzie mieściły się kawiarnie i cukiernie...i sklep jubilerski! Dokładnie o ten mi chodziło. Z tego co się orientowałam, miałam jeszcze 20 minut przed zamknięciem, które miało nastąpić z niewiadomego powodu. Jakaś awaria, czy coś.
Zakradłam się więc do jubilera, chowając się za półką. Był tam tylko jakiś wysoki, młody, czarnowłosy chłopak. Oprócz niego, sprzedawca, podający mu różne pierścionki.
Korzystając z okazji, prześlizgnęłam się przez dziurę w blacie. Jednak upadłam, a starszy człowiek podszedł do mnie powoli. Jednak ja warknęłam i odsunęłam się. Ten człowiek był spokojny...mówił coś do mnie, uśmiechając się delikatnie. Położyłam po sobie uszy, gdyż ten wyciągnął w moją stronę rękę. Obwąchałam ją, po czym ostrożnie wyminęłam starca. Odwróciłam się w lewo, a tam, spostrzegłam obroże. Zachwycona, zaczęłam je wszystkie oglądać, otwierając szeroko pysk.
- Wow...-szepnęłam. Poczułam dotyk na grzbiecie. To było przyjemne uczucie.... Jednak byłam zbyt zapatrzona w obroże. Jedna z nich po prostu chwyciła mnie za serce. Była piękna... Musiałam ją wziąć. Ale miałam mały problem, gdyż coś, a raczej ktoś, patrzył mi na łapy. Delikatnie ściągnęłam obroże z psiej, plastikowej głowy i odsunęłam się. Łapą w stronę jubilera, pchnęłam kopertę, patrząc na niego oczami szczeniaczka. Ten wziął białą kartkę i coś na niej zapisał, po czym wziął kopertę.
- Weź ją... Pasuje ci. - uśmiechnął się szeroko, po czym wypuścił mnie. Ostatni raz na niego spojrzałam z uśmiechem. Byłam mu wdzięczna... Nie czekając dalej, pobiegłam z powrotem do lasu, trzymając mój łup w pysku. Ale cóż. Tak prosto pójść nie mogło. Gdy chciałam przejąć przez jezdnię, drogę zastawił mi jakiś chłopak. Był złym człowiekiem... Czułam to.
- No, no, no. - założył ręce na pierś. - co my tu mamy? Kundel z drogą obrożą, pewnie ukradzioną. Musiała drogo kosztować... A ja, mogę ją sprzedać. - Powiedział i ukląkł przede mną, chcąc zadbać obroże. O nie... Doigrasz się.
Warknęłam i odsunęłam się.
- Stawiasz mi się? - zaśmiał się kpiąco. Złapał mnie za skórę na karku i wyrwał te cudowne diamenciki, które widniały z tyłu obroży. Był wyraźnie zły. Chciał coś zrobić, ale wyrwałam mu się i wbiłam zęby w jego rękę. Puścił obroże, więc wzięłam ją i pognałam do lasu.
Po 30 minutach, już byłam w szpitalu. Za sobą, schowałam łup.
- Nutiś? - uśmiechnął się pies. - I jak ci poszło?
- Wiesz... -odwróciłam wzrok. Ten posmutniał. W tedy pobiegłam do niego i pokazałam to, co kupiłam...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz