Delikatnie przymknęłam oczy. Obraz dalej był zniekrztałcony przez czarne plamy. Jednak.
- Nuti? - rozpoznałam ten głos.
- Z-zostaw mnie... - syknęłam, gdyż pies dotknął ranę przechodząca przez pysk.
- Chyba żartujesz... Co się stało?
- Nie ważne - wstałam, chwiejąc się.
- Jeszcze nie skończyłem...
- Ale ja skończyłam. Nie z takich ran wychodziłam. Teraz...idę się umyć.
- Jest deszcz!
- Trudno. Ty... Rób co chcesz... Idź do M... Idź do siebie albo zostań. Ale chce być sama. - rzekłam obojętnie, łamiącym się głosem,jednak pełnym negatywnych emocji. Horizon zdawał się nie rozumieć mojej wypowiedzi.
Nie czekając na odpowiedź, wyszłam i pobiegłam przed siebie. Obok była rzeka. Weszłam do tej zimnej, wzburzonej wody. Obymyła moją sierść, jednak moje rany piekły bezlitośnie. Zamknęłam oczy i się uspokoiłam. Raz... Dwa...Trzy
I wyszłam, otrzepując się. Powoli wracałam do jaskini. Ale niekontrolowane łzy zaczęły spływać mi po pysku. Zatrzymaj je! Nic... Leciały mimowolnie aż do jaskini- psa nie było... Ale poszłam spać, kuląc się w kłębek.
XxX
Otworzyłam oczy. Było ciepło. Bez deszczu. Nie wiało. Oczy... OCZY!
Wstałam jak poparzona, jednak z wielkim bólem. Pisnęłam i odsunęłam się w tył.
- Zostaw. - szepnęłam, gdy Horizon chciała mi pomóc. Stał tam. Z sarną. Za którą byłam mu wdzięczna... Ale... Nie. Będę twarda.
Pies widząc moją minę gdy spojrzałam na jedzenie, uśmiechnął się. Jednak szybko odwróciłam głowę. Ale moje uczucia odrzucił głód. Zajadałam się powoli, delektując się mięsem. Cały czas czułam na sobie wzrok psa. A ja nawet raz nie spojrzałam.
- Dzięki. - powiedziałam beznamiętnie i usiadłam przed jaskinią, patrząc w dal.
- Nuti jesteś...
- Zła za wczoraj? - przerwałam jego wypowiedź. - Nie wiem. Przez... TĄ akcję nie pamiętam za bardzo co się działo. - Kłamstwo. Pamiętałam doskonale.
- A... Ja...
- Nie mów nic. Nie wiem, co się działo, ale wiem co czułam. - nie mogłam usiedzieć w miejscu. Mimo iż każdy, najmniejszy ruch wywoływał ból. Mniejszy czy większy... Ale ten najbardziej paraliżujący czułam w sercu. Jakbym zjadła stado motyli które karabinami maszynowymi i granatami rozsadzają mój narząd wewnętrzny od środka. Łzy. O nie... Szybko schowałam oczy w łapach. Nie chce, żeby musiał tak na mnie patrzeć. Gdy tylko do mnie podszedł, odsunęłam się. Ranię go. Wiem to. I czuję się z tym okropnie. W duchu mówiłam mu ciche "przepraszam ".
Horizon? Cóż... Naczytałam się za dużo romansów i dramatów, więc piszę jak pisze xD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz