Rozległy się głosy psów, przepełnione szczęściem. Atmosfera znacznie się zmieniła, członkowie Sfory się zmienili. To nie były już psy, które na każdym kroku bały się o swoje życie. Stali się walcznymi wojownikami, którzy teraz mogli świętować swoje zwycięstwo.
Koniec bitew nadszedł wyjątkowo nagle. Wilki po prostu zaatakowały... ale tym razem my wygraliśmy i to nam udało się je przepędzić. Nadal nie mogłem w to uwierzyć. Wojna, która trwała przez całe moje życie (a to była tylko jej niewielka część...), wreszcie dobiegła końca. Sfora była wolna od wilków. Już nie będę budzić się z myślą, że dzisiejszy dzień ma być moim ostatnim. Już nie będę żyć w niepokoju. Już nie.
Sfora Psiego Głosu była wolna.
Jaskinia wypełniła się okrzykami radości, część płakała ze szczęścia.
- Wolnooość!
- Wygraliśmy!
- Niech żyje Sfora Psiego Głosu!
Spojrzałem na moją ukochaną, a w jej oczach dostrzegłem łzy. Wiedziałem jednak, że nie muszę jej teraz pocieszać. Uśmiechnęła się do mnie szeroko, a ja odwzajemniłem gest. Mocno przytuliłem suczkę.
- Ho-ri-zon! Ho-ri-zon! - zaczęliśmy wiwatować.
Alfa szczerzył się do nas, jakby sam nie wierzył jeszcze w dwie rzeczy - w to, że jest przywódcą oraz w to, że to koniec tych walk.
Gdzieś z boku dostrzegłem Amirę. Była w ciężkim stanie, ale mimo to uśmiechała się do nas słabo. Jakby cieszyła się z naszej wygranej. Było mi jej szkoda na sam jej widok oraz na myśl o tym, co musiała przeżywać w watasze.
Rozejrzałem się wokół. Byli tutaj wszyscy. To znaczy, wszyscy ci, którzy przeżyli... Z niepokojem próbowałem zorientować się, kogo brakuje. Nie miałem jednak na to czasu, gdyż poczułem się w obowiązku do dołączenia się do okrzyków.
Reszta dnia minęła wszystkim w podobnym nastroju. Do wieczora miałem w moich myślach krążyło słowo nareszcie...
***
Następnego poranka obudziłem się... i nie wiedziałem co zrobić.Tak. Wstałem i szczerze nie miałem pojęcia, czym mogę się zająć. Mogłem... robić to, na co mam ochotę. Chyba po raz pierwszy odkąd byłem szczeniakiem.
Wyszedłem na polowanie. W pobliżu lasu dostrzegłem zająca. Zacząłem się skradać w jego kierunku, po czym w kilku susach znalazłem się na tyle blisko, by chwycić go swoimi kłami. Trzymalem tak przez chwilę, szarpiąc, aż w końcu przestał się ruszać.
Wróciłem z niewielką zdobyczą do jaskini, gdzie zastałem Roxo, która jak widać również wróciła z łowów i to z taką samą zwierzyną. Zjedliśmy wspólne śniadanie, po czym postanowiliśmy gdzieś pójść.
- Tylko gdzie? - spytała aussie.
- Wybieraj. - pocałowałem ją w nos.
- Może do Navydeer? - zaproponowała. - Teraz jest już w pełni nasze i nie jest zagrożone, A chyba nigdy nie byliśmy tam razem. - zauważyła.
- Dobra. - zgodziłem się, kiwając jednocześnie głową.
Ruszyliśmy w stronę wybranego sektoru. Minęliśmy Wrzosowy Las, następnie szliśmy Starymi Torami, które znałem dotychczas jedynie z opowieści. Zachwyciły mnie te tereny. Wyglądały jeszcze piękniej niż myślałem!
Dotarliśmy nad Mostek Wodospadowy. Usiedliśmy tak, by widzieć stąd wodospad.
Lanne? :3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz