niedziela, 21 sierpnia 2016

Od Nigera - CD historii Roxolanne

Nadeszła upragniona godzina piętnasta.
Rozległy się głosy psów, przepełnione szczęściem. Atmosfera znacznie się zmieniła, członkowie Sfory się zmienili. To nie były już psy, które na każdym kroku bały się o swoje życie. Stali się walcznymi wojownikami, którzy teraz mogli świętować swoje zwycięstwo.
Koniec bitew nadszedł wyjątkowo nagle. Wilki po prostu zaatakowały... ale tym razem my wygraliśmy i to nam udało się je przepędzić. Nadal nie mogłem w to uwierzyć. Wojna, która trwała przez całe moje życie (a to była tylko jej niewielka część...), wreszcie dobiegła końca. Sfora była wolna od wilków. Już nie będę budzić się z myślą, że dzisiejszy dzień ma być moim ostatnim. Już nie będę żyć w niepokoju. Już nie.
Sfora Psiego Głosu była wolna.
Jaskinia wypełniła się okrzykami radości, część płakała ze szczęścia.
- Wolnooość!
- Wygraliśmy!
- Niech żyje Sfora Psiego Głosu!
Spojrzałem na moją ukochaną, a w jej oczach dostrzegłem łzy. Wiedziałem jednak, że nie muszę jej teraz pocieszać. Uśmiechnęła się do mnie szeroko, a ja odwzajemniłem gest. Mocno przytuliłem suczkę.
- Ho-ri-zon! Ho-ri-zon! - zaczęliśmy wiwatować.
Alfa szczerzył się do nas, jakby sam nie wierzył jeszcze w dwie rzeczy - w to, że jest przywódcą oraz w to, że to koniec tych walk.
Gdzieś z boku dostrzegłem Amirę. Była w ciężkim stanie, ale mimo to uśmiechała się do nas słabo. Jakby cieszyła się z naszej wygranej. Było mi jej szkoda na sam jej widok oraz na myśl o tym, co musiała przeżywać w watasze.
Rozejrzałem się wokół. Byli tutaj wszyscy. To znaczy, wszyscy ci, którzy przeżyli... Z niepokojem próbowałem zorientować się, kogo brakuje. Nie miałem jednak na to czasu, gdyż poczułem się w obowiązku do dołączenia się do okrzyków.
Reszta dnia minęła wszystkim w podobnym nastroju. Do wieczora miałem w moich myślach krążyło słowo nareszcie...
***
Następnego poranka obudziłem się... i nie wiedziałem co zrobić.
Tak. Wstałem i szczerze nie miałem pojęcia, czym mogę się zająć. Mogłem... robić to, na co mam ochotę. Chyba po raz pierwszy odkąd byłem szczeniakiem.
Wyszedłem na polowanie. W pobliżu lasu dostrzegłem zająca. Zacząłem się skradać w jego kierunku, po czym w kilku susach znalazłem się na tyle blisko, by chwycić go swoimi kłami. Trzymalem tak przez chwilę, szarpiąc, aż w końcu przestał się ruszać.
Wróciłem z niewielką zdobyczą do jaskini, gdzie zastałem Roxo, która jak widać również wróciła z łowów i to z taką samą zwierzyną. Zjedliśmy wspólne śniadanie, po czym postanowiliśmy gdzieś pójść.
- Tylko gdzie? - spytała aussie.
- Wybieraj. - pocałowałem ją w nos.
- Może do Navydeer? - zaproponowała. - Teraz jest już w pełni nasze i nie jest zagrożone, A chyba nigdy nie byliśmy tam razem. - zauważyła.
- Dobra. - zgodziłem się, kiwając jednocześnie głową.
Ruszyliśmy w stronę wybranego sektoru. Minęliśmy Wrzosowy Las, następnie szliśmy Starymi Torami, które znałem dotychczas jedynie z opowieści. Zachwyciły mnie te tereny. Wyglądały jeszcze piękniej niż myślałem!
Dotarliśmy nad Mostek Wodospadowy. Usiedliśmy tak, by widzieć stąd wodospad.

Lanne? :3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz