Zalała mnie fala ciepła. Nie była to jednak odpowiednia pora - musieliśmy dalej walczyć.
Powoli liczba wilków malała. Wojownicy walczyli dzielnie, mimo wielu ran nie poddawali się. Mnie przypadł do walki jakiś młody wilk, który wyraźnie nie wiedział, co tutaj robi. Znaczyło to, że Watasze Braterskiej Krwi brakowało już wilków do walki, co dawało nam przewagę.
Po kilku próbach powaliłem swojego przeciwnika, przegryzając mu gardło. Zabijałem bez wahania. Tak wpłynęła na mnie wojna.
Nagle usłyszałem pisk. Kątem oka zobaczyłem, jak jakaś suczka odpycha wilka, rzucającego się w moją stronę. Samiec przygniótł ją do ziemi bez większego trudu, po czym chwycił jej szyję w swoje kły i rzucił nią o drzewo, zanim zdołałem cokolwiek zrobić. Spadła na ziemię i znieruchomiała.
Przeżyłem kosztem życia innej osoby. Nawet nie znałem jej imienia.
Nie miałem dużo czasu na rozmyślenia. Kolejny wróg mnie zaatakował. Miał liczne zadrapania i rany, w tym głębokie, więc nie spodziewałem się po nim wiele siły, mimo że był dużo większy ode mnie (co tu dużo mówić, nie należałem do wysokich psów). Nie mogłem bardziej się pomylić. Wilk jednym silniejszym ruchem łapy przewrócił mnie. Zanurzyłem pyskiem w ziemi. Wstałem, lecz o wiele wolniej niż na początku. Musiałem stawić czoła temu wilkowi. Musiałem przeżyć. Chociaż dla Roxo.
Z przymkniętymi ze zmęczenia oczami rzuciłem się w jego kierunku. Zatopiłem w nim kły, lecz ze zdziwieniem odkryłem, że na języku nie czuję znajomego smaku krwi. Wyczułem tylko grubą warstwę sierści. I jeszcze więcej sierści. Udało mi się ją wyrwać, lecz wilk wcale się tym nie przejął. Odsłonił swe zęby, śliniąc się przy tym. Zakręciło mi się w głowie, wzrok przesłoniła mgła.
Przeszło mi przez myśl, że to będzie ostatni pojedynek w moim życiu.
Lanne? Jak ci idzie? :p
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz