Horizon roześmiał się, słysząc moją propozycję.
- Porę sobie znaleźliście! - próbował przekrzyczeć hałas wywołany walką.
- To jak? - zapytałem.
- Tak! - zawołał, już na mnie nie patrząc, gdyż rzucił się na niego wysoki, brązowy wilk. Ich walka wyglądała groźnie, jednak Alfa powalił swojego wroga. Dalej już go nie widziałem, gdyż moją uwagę przykuł czyiś wrzask. Odwróciłem się do kierunku, z którego dochodził. Moim oczom ukazała się Freiheit, atakująca jakiegoś wilka. Wiedziałem, że nie muszę jej przy tym pomagać.
Nagle poczułem uderzenie. Ciemność pojawiła mi się przed oczami, po chwili odsłaniając obraz wielkiego, kruczoczarnego basiora o złotych ślepiach, w których dostrzegłem nienawiść. Z jego pyska cieknęła ślina, a po sierści miejscami spływały strużki krwi.
Odepchnąłem go od siebie. Wstałem, ledwo opierając się na prawej przedniej łapie. Skoczyłem na mojego przeciwnika, wbijając kły w jego kark, mocno szaprniąc. Wilk warknął ostrzegawczo, po czym przewalił się ze mną do tyłu, przygniatając mnie. Powoli traciłem oddech i siłę do dalszego pojedynku. Dopiero po chwili udało mi się spod niego wydostać. Z coraz większym trudem nabierałem powietrza, mimo to z powrotem rzuciłem się na niego. Wskoczyłem na jego grzbiet, ponownie wgryzając się w jego gardło. Zacząłem szarpać jeszcze mocniej. Wilk nie wytrzymał padł na ziemię razem ze mną. Podniosłem się i rozejrzałem wokół. Bitwa trwała dalej. Jedno mnie martwiło. Liczba wilków znacznie przerastała liczbę naszych, zwłaszcza, że część już nie dawała rady.
Przegrywaliśmy.
- Wyślijcie więcej psów! - wrzasnął Bring, widząc Veronę i Saszę, które przybiegły, by ocenić sytuację i liczbę rannych.
- Horizon, cała reszta to lekarze, ranni lub niedoświadczeni i szczeniaki! - wykrzyknęła Verona.
- Niech ci, którzy zajmują się sztuką, też walczą. Mają wystarczającą wiedzę. - odkrzyknął. Nawet jeśli nie był przekonany do swojego pomysłu, nie było tego po nim widać.
Lekarka kiwnęła głową. Razem z Madeline pobiegły w przeciwną stronę, znikając mi z oczu.
- Nie mamy szans. - usłyszałem głos jakiejś suczki. Tak bardzo chciałem się z nią nie zgodzić.
Na najwyższej części góry wojny przybiegło kilka innych wilków. Rozległ się głos Farta.
- Niger, Camper, Dry, Napoleon i... Roxolanne? - był wyraźnie zdziwiony jej obecnością. Ja sam nie wiedziałem, czy miała walczyć, czy nie. - Nieważne. Z tamtej strony atakuje większa ilość wilków. Idźcie tam. Już!
Wszyscy pobiegliśmy w tamtą stronę. Zostaliśmy wystawieni na śmierć. W biegu utykałem na jedną łapę, tę, którą zmiażdżył wilk. Dotarliśmy na miejsce. Nikt na nic nie czekał - rzuciliśmy się do ataku. Nasi przeciwnicy znowu mieli przewagę, a my byliśmy już osłabieni.
Wiedziałem, że tej akcji możemy już nie przeżyć. Żadne z nas.
- Lanne, kocham cię. Czy zechcesz zostać moją partnerką? Teraz... i już do końca? - zapytałem na tyle głośno, by w ferworze walki mnie usłyszała.
Wiedziałem, że to nie najlepszy moment, ale... drugiej okazji mogłem już nie mieć...
Lanne? :')
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz