Zacząłem się rozglądać po sali w poszukiwaniu mojego przyjaciela.
- Vini! - krzyknąłem, gdy ujrzałem go w tłumie.
Podszedł od razu.
- Cayle, poznaj Vincentego. Vincenty, to jest Cayle.
- Mów mi Vini. - mruknął uśmiechając się.
- Mów mi Cayle. - uniosła jedną łapę.
Zaśmialiśmy się, ale wadera patrzyła na nas wciąż niezrozumiale.
- Muszę na chwilę iść. Obowiązki. - westchnąłem wzruszając barkami. - Nie chcę Cię zostawić samej, bo okazałbym w ten sposób okropny brak kultury, a V to najlepsza osoba, z którą mógłbym cię zostawić.
- Ale zaraz. Czy ja się zgadzałem? - uniósł brew
- Nie masz tu nic do gadania, Vincent. - parsknąłem. Wiedziałem, że żartuje. Ma specyficzne poczucie humoru.
Cayle?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz