czwartek, 11 sierpnia 2016

Od Nageezi

 Blada poświata wbijająca się przez ogromną dziurę w suficie zmusiła ją so rozchylenia powiek. Ziewnęła przeciągle, rozciągnęła się leniwie i powoli dźwignęła na długich, zwinnych nogach. Czerwona wilczyca o złowieszczych, acz przygaszonych zmęczeniem brązowych oczach, zbliżyła się do wylotu groty i rozejrzała się. Dookoła szumiał las. Wiatr kołysał drzewami, wprawiając w tańce tysiące złoto-zielonych liści. Ich szum dobiegł do uszu Nageezi, przynosząc ze sobą od lat niezmienny spokój. To była jedyna trwała rzecz w jej życiu. Jedyne, co pamiętała sprzed przybycia do sfory, jedyne z czasów, gdy czarny owczarek próbował okiełznać jej ciężki charakter i jedyne, co pozostało w jej pamięci z buhundzicy - suczki rozumiejącej jej ból po utracie Hockey'a jak mało kto. I teraz, ten sam relaksujący dźwięk muskał jej duże uszy. Westchnęła. Rozpaczanie po dawnych czasach to ostatnie, czego teraz potrzebowała. Niespiesząc się, opuściła swoje obecne mieszkanie i udała się... gdzieś. Ostatnio ciągle chodziła "gdzieś". Nie miała celu. Po prostu żyła. Odkąd porzuciła Sforę Psiego Głosu już nic nie miało znaczenia. Zdziczała zupełnie, poddała się instynktowi. Szła teraz przez gęstwiny, gdzieś na skraju terytorium sfory. Nigdy nie za daleko, żeby pod żadnym pozorem nie spotkać znajomego pyska. A jednak podświadomie tego właśnie pragnęła. Tylko dlatego, choć nie potrafiła się do tego sama sobie przyznać, nie odeszła dalej. W nadziei, że pomimo potwornego czynu, jaki popełniła, ktoś jej wybaczy i przyjmie z otwartymi łapami.
 Wysoka trawa łaskotała brzuch. Gdzieś tu, na polanie, na której się właśnie znajdowała, czaił się królik. Przykucnęła, bacznie wypatrując małego, zwinnego gryzonia. Coś poruszyło się parę metrów przed nią. Zgrabnie skradała się w tę stronę. Włączył się tryb łowcy. Oczy zapłonęły, ogon nieznacznie uniósł się do góry. Z pyska pociekła ślina. Kilka zwinnych susów i mocne szczęki drapieżnika zmiażdżyły kark bezbronnej istoty. Samica poczuła w pysku znajomy smak krwi drobnego uszaka. W tym samym czasie do jej nozdrzy dotarł inny zapach. Wypełnił je po brzegi, kłując umysł. Skuliła się pośród traw. To przecież niemożliwe... Przyjrzała się krzakom oddalonym o zaledwie parę metrów. A jednak...
 Pies.
 Serce zamarło w piersi wilczycy. Zimno zmroziło żyły, setki drobinek lodu wbijało się w ich ścianki. Kto to mógł być? Nageezi nie zauważyła. Ledwo pamiętała członków sfory. Ona jednak była bardzo charakterystyczna i nie było mowy, żeby ją z kimkolwiek pomylić. Niezależnie, czy był to ktoś z dawnych czasów jej rządów, czy dołączył po jej ucieczce, mógł ją znać osobiście, ale także z opowieści. Ale czy ktokolwiek później dołączył? Młoda suczka nie mogła się nazwać dobrą Alfą, doprowadziła sforę do ruiny, a potem ukryła się gdzieś w dalekim lesie i nie wychylała nosa przez bardzo długi okres czasu. Czy można coś takiego wybaczyć? Tak niebywałe tchórzostwo, brak jakiejkolwiek empatii? Zostawiła sforę samą sobie, żeby zniszczyła się od środka, niczym wystawiony zbyt długo owoc, powoli gnijący od środka. Nie, to było zbyt okrutne. Nie raz nawiedzały ją koszmary o skutkach jej czynu, o Hockey'u... Jej przybrany ojciec na nią liczył, a ona go zawiodła. Miał w niej wiarę, pokładał nadzieje... Ale ona nie podołała. Zostawiła nawet Casey, biedną suczkę, która i tak już cierpiała. To nie było fair wobec niej. Czyż nie miała mieć oka na Nageezi? Poczucie winy zjadało wilczycę od środka. Pies w oddali zaczął się wycofywać. Coś jednak pękło w samiczce. Musiała to zrobić... Zmierzyć się z najgorszym koszmarem. Wstała i ukazała się w słońcu, zostawiając zdobycz na ziemi.
 Pies to zauważył. Odwrócił się, po czym wyłonił z cienia. Kierował się w stronę Nageezi.

Ktoś? :3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz