Dzień w Pyskowicach zleciał im bardzo szybko i przyjemnie. Nie było żadnych incydentów, ale gdy mieli przejść przez znajome mu przejście dla pieszych obeszli wszystko dookoła.
- To.. to tu? - zapytała
- Tak. - uciął i nic więcej o tym nie mówili.
Pies odprowadził waderę do jaskini i sam poszedł do swojej. Mieli spotkać się nazajutrz o 10 nad ranem. Ustalili, że Horizon po nią przyjdzie, jednak on się nie pojawił. Nuti zaczęła go gorączkowo szukać. Na prawdę tym razem napędził jej stracha. Zwłaszcza, że nie było go w swojej jaskini. Dopiero o 14, zrezygnowana zawitała w progach Hospitallo, aby poprosić o pomoc Alex'a. Ten jednak wiedział, gdzie znajduje się jego syn.
- Trzecia sala na lewo. - wskazał. Jednak nie siedź długo, dobrze? Musi odpocząć.
***Horizon***
Do mojej głowy zaczęły dochodzić najróżniejsze odgłosy. Zobaczyłem przed sobą zamazaną sylwetkę i usłyszałem czyiś głos.
- Czy.. Czy ja umarłem? - zdołałem wymamrotać.
- Nie. Jesteś wśród żywych.
Wzrok mi się wyostrzył i przed sobą ujrzałem Nuti.
- Przepraszam, że nie przyszedłem po Ciebie. Nie pozwolili mi.- mruknąłem.
- Nic się nie stało. - uśmiechnęła się lekko. - Ale co Tobie się stało?
- Nic wielkiego. Zapalenie płuc. - kaszlnąłem. - Do tego chyba mam gorączkę.
- Chyba?! Jesteś rozpalony!
- Przepraszam, Nutiś. Zawiodłem Cię. - westchnąłem i powoli oddychając przymknąłem oczy. Chyba ze zmęczenia zasnąłem.
Nutiś? :C
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz