Cały czas rozmowy z Mizu wydawały mi się sztywne. Nie wróciliśmy do poprzedniego stylu rozmów, do tych docinek i tonów głosu jakie towarzyszyły nam kiedyś. Cały czas byliśmy w jakiś sposób zamknięci. Przynajmniej ja. Dlaczego, gdy z nią rozmawiałem, już dwa razy przez przypadek nazwałem ją Nuti?
- Słodki jesteś. - zaśmiała się biała jak śnieg wadera i pocałowała mnie w policzek.
Pod wpływem tego gestu znieruchomiałem ze zdziwienia i wtedy na wejściu zobaczyłem JĄ. Ból w jej oczach przemawiał do mnie tak mocno, że poczułem go aż w swojej klatce piersiowej. Uśmiechnęła się blado i wyszła. Boże. Co ja narobiłem?
- Wybacz Mizu. - westchnąłem i przeszedłem obok niej.
Zacząłem wymijać po kolei psy.
- O Horizon! Gratulacje! - zaczepił mnie jeden z członków szeroko się uśmiechając.
- C-co? Dzięki. - odpowiedziałem szybko. Czułem jakby pod poduszkami moich łap biegało stado mrówek.
- Ale gdzie tak pędzisz? - zapytał kolejny pies zatrzymując mnie.
Chciał porozmawiać, ale nawet nie docierał do mnie sens jego słów.
- Wybacz. - uznałem to słowo jako rutynową już chyba wymówkę
Robiłem się coraz bardziej nerwowy, gdy, przed drzwiami zatrzymało mnie jeszcze około piętnastu członków sfory. Gdy byłem coraz bliżej wyjścia, zacząłem biec. Do moich płuc wbił się zimny podmuch powietrza, a dookoła nie było żadnej żywej duszy.
- Nuti?! - krzyknąłem rozglądając się na boki i mrużąc oczy.
- Co tu robisz? Jest już zimno. - mruknął mi do ucha znany głos.
Wzdrygnąłem się.
- Przepraszam, Mizu, ale muszę ją znaleźć. - spojrzałem z powagą w jej duże oczy i pobiegłem w deszcz.
xXx
Dopiero po dłuższym czasie znalazłem ją w jej jaskini. Wszedłem no środka najciszej, jak tylko potrafiłem i usiadłem obok niej. Spała mocnym snem. Westchnąłem z ulgą, że nic jej nie jest, jednak gdy przypatrzyłem się bliżej, miała kilka ran.
Mimo, że w mojej głowie, rozgrywały się już najgorsze scenariusze, poszedłem po wszystko co potrzebne, cichutko włączyłem radio i rozpaliłem ogień, aby ogrzał wnętrze jej domu dla równowagi deszczu za oknem. Usiadłem i żmudnie zacząłem obmywać wacikiem nasączonym ciepłą wodą miejsca, gdzie sierść była zlepiona przez zaschniętą już krew. W większości nie należała ani do niej, ani do jakiegokolwiek zwierzęcia, którymi członkowie sfory posilają się na co dzień, ale w niektórych momentach, przez sen wierciła się, gdy trafiałem na jej krew i rozcięcie. Nie budziła się jednak. Była niezwykle twarda. Nawet pozwoliła się obrócić na drugą stronę.W takich okolicznościach łatwo było o infekcję.Gdy masz rany otwarte, a obok krew kogoś innego.
Otworzyła oczy dopiero. gdy wacikiem przejeżdżałem delikatnie po sierści wokół jej pyska, uszu i oczu.
Nuti :3
P.S. Przepraszam za pomyłkę. Teraz zauważyłam xD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz