- Wybacz, Ares.. - mówiła delikatnie dobierając każde słowo. - ...ale muszę się z Tym przespać. - utkwiła wzrok w ziemi.
- Ale, Arrow... - próbował się wybronić.
- Nie, Ares. - przerwała mu. - Nie jestem już teraz w stanie myśleć. Proszę Cię, idź do domu. - spojrzała mu w oczy i odeszła w drugą stronę. Przyspieszyła przypominając sobie ten okropny widok, który utkwił jej w głowie. Jak na złość, zaczęło padać. Nie poszłam do Naszego domu. Co to, to nie. W tej chwili chciałam być daleko od niego. Przez myśl przemknęło mi pewne imię.
Przemoczona do suchej nitki zapukałam do drewnianych drzwi.
- Kto tam? - zapytał delikatny głos uchylając drzwi.
Nie musiałam nawet odpowiadać. - Arrow? Co Ty tu robisz? - zdziwiła się Roxolanne. - Wejdź natychmiast bo będziesz chora! - oburzyła się otwierając na oścież drzwi.
Cięte strugi wody zaczęły się wbijać do środka. - Dalej, dalej! - popędzała przyjaźnie.
Podała mi materiał, którym porządnie się osuszyłam, a potem koc, w którym usiadłam na jej kanapie.
Była niesamowitą kucharką, więc podsunęła mi pod nos miskę ciepłego rosołu z ryżem. Często jadłam takie w hodowli.
- Dziękuję. - pociągnęłam nosem.
- Będę jeszcze zajmować się papierami, a ty się rozgość, dobrze? Muszę to dzisiaj zrobić. - westchnęła wskazując stertę dokumentów.
- Jasne. Za wszystko Ci dziękuję. W domu nie mam się co pokazywać. - znów zrobiło mi się
przykro.
- Nie rozumiem... - Popatrzyła na mnie, jakby próbowała zajrzeć w głąb moich myśli.
- Po prostu chyba ostatnio popełniłam jeden z największych błędów w moim życiu.
- Czy ty.. Pokłóciłaś się z Aresem?
Odpowiedziała jej tylko wymowna cisza. Do oczu napłynęły mi łzy.
- Biedactwo. - podeszła do mnie i przytuliła. Pozwoliła, abym wypłakała się w jej ramię.
Jest przecież psychologiem. Wie co zrobić.
Gdy się uspokoiłam, posiedziała jeszcze chwilę przy mnie w milczeniu, a potem wyjaśniła, że na prawdę musi zająć się sprawami służbowymi. Zasnęłam patrząc na jej pracę.
****************
Zewsząd zaczęły mnie oplatać blade ręce. Było ich coraz więcej, przez co nie mogłam oddychać. Zaczęły mnie wciągać pod ziemię.
- Ares!!! - Krzyknęłam błagalnie w stronę psa, który stał i patrzył. Bez żadnych uczuć, a z jego oczu biła pustka.
- Błagam Cię! - zaczęłam płakać.
Odpowiedział mi tylko jego śmiech.
*************
Zerwałam się szybko na nogi. Byłam cała zdyszana i mokra. Rozejrzałam się po ciemnym miejscu. W rogu palił się ostatni żar ogniska, a przy biurku świeciła lampka.
Lanne poszła spać. Wstałam ze strachu przed kolejnym snem i podeszłam do jej miejsca pracy. Usiadłam, wzięłam kartkę, ołówek i... siedziałam. Nie wiedziałam w ogóle co mam teraz ze sobą zrobić. Dopiero po jakimś czasie zaczęłam pisać:
Wszystkie mosty, które między nami rozwiesiła noc,
Kruszą się jak szkło, w świetle dnia.
I coraz dalszy jesteś mi i znów nie znam Cię
Więc kim był ten człowiek, z którym dzieliłam swój sen.
A w mojej głowie wojna, wieczna wojna. Myśli niespokojnych..
I to tyle. Więcej nie napisałam. Coś mi nie pozwalało.
Ares?;-;
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz