Delikatnie szumiący wiatr muskał sierść rudej tollerki, która tego słonecznego poranka, jak codzień, udała się na patrol granicy terytorium Sfory. Wyszła ze swojej jaskini, zostawiając ją pustą - jej partner rozpoczął pracę dużo wcześniej, podczas gdy ona jeszcze spała. Możliwe było też to, że został tam na noc i nawet tutaj nie wrócił. Nie mogła jednak tego wiedzieć. Ostatnio widywała się z nim rzadko. Ich spotkania były przelotne, najczęściej po prostu się ze sobą witali, a następnie każdy z nich szedł w swoją stronę. Zdarzało się również, że nawet nie mieli szansy, by zamienić ze sobą jakiekolwiek słowo. Geris, jako lekarz, a jednocześnie samiec Beta, miał bardzo dużo roboty, zresztą podobnie jak i Another. Walki trwały dalej, nie dało się ukryć, że z każdym dniem były coraz bardziej zaciekłe. Wydawało się, że to już koniec. Że niedługo Sfora wreszcie zazna spokoju.
A końca nie było widać.
Westchnęła głęboko, pogrążona we własnych myślach. Z tego zamyślenia o mało co nie wpadła na drzewo, które nagle stanęło jej na drodze. Ominęła je i poszła dalej, w kierunku granicy, ponownie zanurzając się w swoich przemyśleniach.
W najbliższym czasie czekał ją wybór, którego powinna dokonać już dawno. Mianowicie był to wybór przyszłej Bety. Problem braku przywódcy został już rozwiązany, ale to nie wystarczało. Jej dorosłe już szczeniaki musiały wreszcie zająć się czymś konkretnym, a nie żyć cały czas jako młode Bety, które ledwo co wypełniają swoje obowiązki. Wiele psów wymagała od nich tego, czego oczekiwała od pary zastępców, a to było dla nich za wiele.
Dziś została już tylko trójka. Another poczuła ukłucie w sercu na myśl o wydarzeniu, jakie miało miejsce niedawno. Po śmierci Missisipi i Black Abyss suczka nawet nie miała czasu, by się tym przejąć, co było przerażające. Stało się to tak nagle... a ona prawie że tego nie zauważyła. Nagle poczuła olbrzymi wstręt do samej siebie, jednocześnie nie wierząc, że była zdolna do czegoś takiego. Za bardzo poświęciła się swojej roli w Sforze, zapominając o wszystkim innym.
Zorientowała się, że dotarła do granic malowniczych terenów Sfory Psiego Głosu. Zatrzymała się i rozejrzała wokół. Miała w głowie całą trasę tego patrolu, wykonywała ten obowiązek bez większego zaangażowania, które przeszło jej po kilku miesiącach wykonywania go kilka razy dziennie. Zawsze pracowała dokładnie, lecz przestało to dla niej być tak interesujące, jak dawniej.
Tego dnia wyjątkowo postanowiła udać się poza granicę. Przekroczyła ją i znalazła się po drugiej stronie. Nabrała do płuc czystego powietrza, jakie było w tym lesie. Ruszyła dalej, aby sprawdzić, czy tam również wszystko jest w porządku. Poczuła wyjątkowo intensywny zapach krwi. Skierowała wzrok w stronę, z której dochodził. Dostrzegła martwą, częściowo rozszarpaną sarnę leżącą przy ścieżce. Burczenie w brzuchu przypomniało tollerce o tym, że od dwóch dni nic nie jadła. Nachyliła się do padliny, wciągając jej woń do swych nozdrzy. Zatopiła kły w nieżywej, aczkolwiek wciąż ciepłej zwierzynie. Smak krwi na języku pobudził jej zmysły do działania. Od razu się ożywiła. Głód sprawił, iż nie myślała, kto upolował tę sarnę.
Po zjedzeniu cudzej zdobyczy, poszła dalej. Las szumiał dookoła niej. Ten dźwięk był jej najstarszym wspomnieniem, co było dla niej dziwne, gdyż pochodziła z Wenecji. No cóż. Być może w tej kwestii jej pamięć zawodzi.
Wyszła na polanę pełną wysokiej trawy. Kiedy przez nią przechodziła, wystawała jej jedynie głowa. Zabawne uczucie.
Powinna chyba wracać, a przynajmniej tak jej się wydawało. Zaczęła się wycofywać, gdy nagle coś przykuło jej uwagę, sprawiając jednocześnie, że serce na chwilę jakby przestało bić. Była to czerwona plama. Another zmrużyła oczy, z niepokojem zdając sobie sprawę, że chyba poznaje tą czerwoną plamę.
Nageezi.
Nie, powiedziała sobie. To nie może być ona.
Odkąd była Alfa opuściła Sforę Psiego Głosu, ta niemalże się rozpadła. Była bardziej narażona na atak ze strony wilków. Niewiele brakowało, by po prostu została pokonana przez swoich wrogów. Jednakże wiara jej członków i wybór nowego Alfy, Horizona, sprawiła, że SPG podniosła się, gotowa stawić czoła wilkom.
To nie mogła być Nageezi.
Suczka próbowała samą siebie uspokoić, mimo że jej serce niemalże z niej wyskoczyło. Pamiętała, jak wilczyca obwieściła jej, że rezygnuje z dalszego bycia przywódcą. Nie było to przyjemne wspomnienie. Mogła nawet śmiało powiedzieć, że jedno z gorszych. Mimo tego wiedziała jedno: Nageezi nie opuściła Sfory bez powodu.
Niewiele myśląc nad swoim losem, Another ruszyła w jej stronę. Ruda, długonoga postać z każdym krokiem stawała się coraz bardziej wyraźna i rozwiewała wątpliwości suczki. Tollerka była bliska paniki. Coś podpowiadało jej, że nie będzie przez nią mile widziana.
Nageezi?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz