- No to witaj w domu. - uśmiechnąłem się.
Dowiedziałem się od lekarzy, że dzisiaj będziesz mogła wstać...
- juhuu!- wadera przerwała mi w pół słowa.
Poczekałem aż uspokoi swoje szczęście.
- Tylko do badań. Trzeba porobić dokładne analizy. Porządnie cię zważyć. Na spacer raczej nie pójdziesz.
- Dobre i to.
- Horizon! Ktoś do Ciebie! - dotarł do nas głos Gerisa.
- muszę iść. Zaraz wrócę. - mruknąłem.
Przeszedłem do sali obok. W drzwiach szpitala pojawiła się Missisipi.
- Cześć tollerko. - przywitałem się z nią tak, jak witałem się z nią od dzieciństwa.
- Witaj owczarku. - uśmiechnęła się trzymając się za oko.
- przejdź do sali. Co Ci się stało? - zapytałem siadając za biurkiem.
- coś mi do niego padło. Boli. Nie mogę nim ruszyć. - wyznała.
Wstałem i założyłem kitel.
- pokaż. - rozkazałem jej tonem ojca,którego dziecko przewróciło się na rowerze. - Masz tu jakiś opiłek drewna.
Podszedłem po waciki. Rozszerzyłem jej oko i wyciągnąłem paskudztwo.
- Już? - zapytała.
Przytaknąłem.
- Boli nadal.
- Tak. To jeszcze będzie boleć. Oko musi się przezwyczaić, że nic już nie ma. Wkropię Ci za to krople, które uśmierzą ból.
- Dzięki.
- masz chusteczkę. Jeśli coś jeszcze będzie nie tak to przyjdź na kontrolę.
- Będę pamiętać.
Ceniłem sobie moją pracę. Zwłaszcza teraz gdy koleżanka była w szpitalu. Gdy nie miałem pacjentów, to mogłem być obok niej. Nie wiem, dlaczego tak ciągnęło mnie do jej obecności..
Nuti? :V
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz