*****
Następnego dnia, upolowałem sarnę dla siebie i Easy i przyniosłem ją do domu na śniadanie. Dzisiaj chciałem zrobić przyjemność dla borderki. Pomyślałem, że możemy zrobić sobie wycieczkę do Pyskowic i popatrzeć, jak tam żyją psy z ludźmi. Szczerze, nie wyobrażałem sobie miejsca w czyimś domu, legowisku. Wolałem Sforę Psiego Głosu, życie wokół przyjaciół i mojej pół-partnerki.
Kiedy Easy wstała, na powitanie pocałowałem ją w czoło.
- Dzisiaj ja upolowałem śniadanie i mam propozycję. Co powiesz na wycieczkę do Pyskowic? - zapytałem, prezentując swój uśmiech.
Na początku suczka się chwilę zastanawiała, ale w końcu zgodziła się, po czym zasiadła ze mną do jedzenia.
Po naszym śniadanku, wyszliśmy z jaskini i poszliśmy prosto do miasteczka, gdzie mieszkają ludzie.
Szliśmy bez słowa, a ja w głowie zbierałem myśli. Co by było, gdybym był domowym psem? Zapewne nie poznałbym Easy, co już jest wielką stratą. I nie byłbym wojownikiem, a cały dzień leżałbym w legowisku, czekając na długi spacerek z właścicielem.
Niedługo potem, wreszcie trafiliśmy do Pyskowic. Ja i Easy wesoło merdaliśmy ogonem na widok tego miasteczka. Pełno kwiatów, ulic, sklepów. I ludzi. Zapytałem siebie, a co, jeśli ktoś nas złapie...? Musimy być ostrożni, bo chcę dzisiaj wrócić do SPG.
Spacerowaliśmy razem uliczkami miasteczka. Miały dość ciekawe nazwy... ulica 3 Maja, Kwiecista czy też ulica Psia.
- Bardzo ładnie tu. - powiedziałem do swojej pół-partnerki, a ona skinęła głową i się lekko uśmiechnęła.
Odwzajemniłem jej gest, ale uśmiech nie na długo tkwił na moim pysku. Niedługo potem, niespodziewanie stanąłem i wpatrywałem się w ulicę. Miałem wrażenie, jakby to było to miejsce, w którym moja mama została potrącona przez samochód.
- Devo...? - Easy stanęła obok mnie, a po chwili zrozumiała, o co mi chodzi i posmutniała.
Smutnym wzrokiem wpatrywałem się w pasy. Mama chciała tylko dać Horizonowi naszyjnik... ale nie zauważyła samochodu. Bez słowa przeszedłem szybko koło przejścia dla pieszych i szedłem dalej. Easy poszła za mną.
Stanąłem niedaleko eleganckiej restauracji. Z jej środka wychodziły na zewnątrz wspaniałe zapachy. Uśmiechnąłem się lekko i odwróciłem się w stronę suczki.
- Masz może ochotę na obiad? - zaśmiałem się.
Easy? Wreszcie powracam do pisania!
Po naszym śniadanku, wyszliśmy z jaskini i poszliśmy prosto do miasteczka, gdzie mieszkają ludzie.
Szliśmy bez słowa, a ja w głowie zbierałem myśli. Co by było, gdybym był domowym psem? Zapewne nie poznałbym Easy, co już jest wielką stratą. I nie byłbym wojownikiem, a cały dzień leżałbym w legowisku, czekając na długi spacerek z właścicielem.
Niedługo potem, wreszcie trafiliśmy do Pyskowic. Ja i Easy wesoło merdaliśmy ogonem na widok tego miasteczka. Pełno kwiatów, ulic, sklepów. I ludzi. Zapytałem siebie, a co, jeśli ktoś nas złapie...? Musimy być ostrożni, bo chcę dzisiaj wrócić do SPG.
Spacerowaliśmy razem uliczkami miasteczka. Miały dość ciekawe nazwy... ulica 3 Maja, Kwiecista czy też ulica Psia.
- Bardzo ładnie tu. - powiedziałem do swojej pół-partnerki, a ona skinęła głową i się lekko uśmiechnęła.
Odwzajemniłem jej gest, ale uśmiech nie na długo tkwił na moim pysku. Niedługo potem, niespodziewanie stanąłem i wpatrywałem się w ulicę. Miałem wrażenie, jakby to było to miejsce, w którym moja mama została potrącona przez samochód.
- Devo...? - Easy stanęła obok mnie, a po chwili zrozumiała, o co mi chodzi i posmutniała.
Smutnym wzrokiem wpatrywałem się w pasy. Mama chciała tylko dać Horizonowi naszyjnik... ale nie zauważyła samochodu. Bez słowa przeszedłem szybko koło przejścia dla pieszych i szedłem dalej. Easy poszła za mną.
Stanąłem niedaleko eleganckiej restauracji. Z jej środka wychodziły na zewnątrz wspaniałe zapachy. Uśmiechnąłem się lekko i odwróciłem się w stronę suczki.
- Masz może ochotę na obiad? - zaśmiałem się.
Easy? Wreszcie powracam do pisania!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz