W pewnym momencie przyszedł czas, gdy już nie mogłam zostać spokojnie w boksie. Na drugi dzień od telefonu Klaudii, do stajni weszła ona wraz z kimś, kogo bardzo się bałam. Ostatnią osobą jaką tutaj chciałam zobaczyć był ON. Olivier.
- Teraz sobie tutaj troszkę pomieszkacie razem. - Uśmiechnęła się właścicielka zamykając drzwi boksu. Do środka wszedł znajomy mi pies.
- Hej, Arrie. wyglądasz jakby przeszło przez ciebie tornado. Z resztą przez to miejsce też.
- OLI, wyjdź. - Rozkazałam resztą dumy jaka mi pozostała. Podniosłam wysoko głowę.
- Niestety, ale nie mogę, kochanie. Obowiązki. - Zaśmiał się. - Wygląda na to, że troszkę tutaj pomieszkamy razem.
- Nawet nie próbuj. - Warknęłam.
- Spokojnie Arrie. Wiem, że masz uraz. Poczekamy. - Uśmiechnął się czule. Podszedł do mojego drżącego ciała i objął przyciskając abym się położyła. Sam położył się obok mnie i przytulił. Musnął moje ucho. Patrzyłam się tylko w dal, a serce waliło mi jak oszalałe. Zaczął całować mnie po grzbiecie, potem brzuchu i szyi zbliżając się do pyszczka. Ominął to miejsce i przeszedł do podszczypywania mojego ucha. Leżałam jak sparaliżowana patrząc na punkt na ścianie boksu. W pewnym momencie wygięłam się dziwnie zamykając oczy. Wyobrażałem sobie jakby zamiast Oliego był tu Ares. Pies zabawnie łaskotał moją sierść na karku. Robił to już kiedyś, kiedy między nami coś było. Teraz nagle się podniosłam jak oparzona.
- Nie rób mi tak nigdy więcej. - Rozkazałam odchodząc w kąt.
Patrzył na mnie nic nie rozumiejącym wzrokiem.
- Oli... Wiem, że między nami coś było, ale to było dawno temu. Gdy razem tu trafiliśmy byliśmy niewinnymi szczeniakami. Wszystko się już zmieniło. Nie odpowiada mi życie hodowli. - Westchnęłam ciężko. - Mam już swojego księcia. I nie jesteś nim Ty. - Słowa wychodziły z moich ust coraz ciężej. Nie pomagał w tym widok zawiedzionego psa. mimo to nadal parłam na przód i czułam, że każde słowo zdejmuje jakiś ciężar z mojego serca. - Potrzebuję kogoś DLA MNIE. Nie dla wszystkich. Zastanawiałeś się ile już twoich szczeniąt jest na świecie? Nie potrafisz policzyć! Nie mogę żyć z kimś takim. Nie potrafię. - Wygarnęłam przez łzy.
- Arrow, ja..
- Nie, Olivier. Nie zmienisz się. Nawet gdybyś chciał, to nie możesz tego zrobić, puki jesteś tutaj, a tu, jest Twój świat. - Przypomniała mi się sytuacja w której obydwoje byliśmy młodzi. Do Pyskowic przyjechała kobieta z suczką beagle'a. Razem z Klaudią i Łolim zniknęli w stajni. Ani ja, ani on, nie wiedzieliśmy co się stanie. Uświadomiły mnie dopiero pozostałe suki z którymi dzieliłam wybieg. Dopiero po jakimś czasie wyszli. Od tej pory się zaczęło, a później stało się rutyną. Nigdy tego nie rozumiałam. - Przepraszam. - Kontynuowałam - Ale już nigdy nie będzie między nami tak samo. - Ostatnie słowa przecedziłam przez zęby. - NIE JESTEM ZABAWKĄ.
W tej chwili usłyszałam odsuwające się drzwi i westchnięcie. Okazało się, że moja pani przyglądała nam się od dłuższego czasu. Miała w rękach strzykawkę. Było to zrozumiałe, bo przecież była weterynarzem. Była przeznaczona dla mnie. Dlaczego? Zaczęło mi się robić słabo. Widziałam minę zatroskanego psa, a potem... Obudziłam się w domu. Niby nic strasznego. Byłam podłączona do kroplówki.
- C-co się stało? - Podniosłam głowę marszcząc czoło. Gdy poczułam się lepiej, wstałam i wyszłam na dwór.
- Gratulacje, Arrow. - Podeszła do mnie starsza suczka.
- Z czego? - Uniosłam brew.
- No jak? Jesteś w ciąży. Znaczy prawdopodobnie.
- CO?!
- Myślałam, że wiesz. Jeny. Wszyscy nagle smutni. I ty i Olivier. Powinniście się cieszyć, że zostaniecie rodzicami..
Tego już było zbyt wiele. Zszokowana pozbierałam myśli i pobiegłam do psa, którego ostatnio widziałam w boksie.
Nie zdążył nic powiedzieć, a już dostał w twarz.
- Jak mogłeś?! - Krzyknęłam patrząc na niego z nienawiścią. Nigdy by nie zrobił niczego złego kobiecie, za to że spokojem przyjął policzek.
- Posłuchaj.. To nie tak, Arrie...
- NIE NAZYWAJ MNIE TAK. NIGDY WIĘCEJ. Brzydzę Się Tobą. I pomyśleć, że kiedyś Cię kochałam... - Zaśmiałam się nerwowo - Jesteś idiotą. CHOLE***M IDIOTĄ! - Wymierzyłam mu jeszcze jednego mocnego policzka i odbiegłam. Chciałam uciec. Uciec gdzieś daleko. Do Aresa.
W tej chwili właścicielka dostrzegła, że nie ma mnie już w domu. Wybiegła na zewnątrz budynku i pobiegła do mnie. Zrobiłam szybki unik.
- Oli, co tak patrzył?! Pomóż mi ją złapać! - Rozkazała
Zakłopotany pies ruszył za mną. W tej chwili pojawił się jak z nieba Ares. Ugryzł dziewczynę i zaczął się naparzać z Olivierem zarówno słownie jak i siłą. Zdenerwowana pobiegłam i mu pomogłam. Nie wiedziałam jak, wiedziałam, że muszę zrobić jedno.
- Arrow. Musisz mnie posłuchać! Jeśli choć trochę mnie lubisz, to MUSISZ iść ze mną. - Spojrzał mi błagam ie w oczy. Bad płotem przebiegł pierwszy. Mimo, że się chwilę wahałam, po chwili byłam już po drugiej stronie. Biegłam z nim do Sfory Psiego Głosu.
Ares? Hehe.. ;U;
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz