Biegłem. Najszybciej, jak umiałem, ale ani centymetra przed Arrow. Zatrzymaliśmy się przed moim mieszkaniem. Zaprosiłem ją do środka. Przypomniało mi się, jak była tu pierwszy raz. Zapytała wtedy, czy nie pobłądzimy. Jej chyba przypomniało się to samo.
- A pamiętasz... - zaczęliśmy wspólnie, po czym parsknąłem śmiechem. Zaraz zaczęła też suczka.- Nie jesteś śpiąca? - spytałem.
- Trochę... - westchnęła.
- Chodź. - zaprowadziłem ją do zapasowego sypialnego. - Proszę. W miarę wygodne. - pokazałem na łóżko, tworzone przeze mnie z waty i tkanin. Ułożyła się na nim. Zrobiłem jej jeszcze coś do jedzenia i nabazgrałem kartkę, że poszedłem do Pyskowic. Tak też zrobiłem.
Stanąłem pod zoologicznym. Przez oszklone drzwi było widać, że obroże, smycze i cały faszerunek tego typu leżą nisko. Myślałem około 5 minut. Korzystając na tym, że jeden z klientów wyszedł, wśliznąłem się. Zachwycony tym, co trzymał w rękach, nawet na mnie nie spojrzał. Chwyciłem jedną z obroży i wybiegłem.
Zatrzymałem się w początkach miasta. Wróciłem do domu; na szczęście Arrow jeszcze spała. Wsunąłem obrożę do swojej szafki. Nie byłem jeszcze gotowy, ale będzie tu czekać. Oby się podobała. I oby nie grzebała mi w szafkach. Wziąłem kawałem sarniny i ostrożnie wszedłem do pokoju dla gości. Nie spała; pałaszowała swoje jedzenie.
- Dokładkę? - uśmiechnąłem się.
Arrow? O jak słooodkooo<3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz