Leżałam i marzłam, nie wiedziałam co mam robić. Nie miałam sił iść dalej, nawet mnie nie obchodziło ,że jestem w nieznanym miejscu i ,że robi się już ciemno. Leżałam tak chyba długo ,sama nie wiem ile dokładnie. Cała byłam pokryta śniegiem, ledwo widziałam i bardzo ciężko było mi zrobić jakikolwiek ruch, czy łapą czy głową, po prostu nie dawałam rady..w końcu zamknęłam oczy i odpłynęłam w sen.
Ze snu wyrwał mnie czyjś głos, na początku myślałam ,że to mój ojciec Hazel, ale ten głos był inny.
-Hej mała, co ty tu robisz, zamarzniesz tu-powiedział podchodząc do mnie i odsypując ze mnie śnieg.
-Ja..-odparłam i nie wiedziałam co mówić dalej.
-Zabiorę cię- rzekł i wyciągnął mnie z gęstego śniegu. Ja tylko się trzęsłam z zimna, z innej perspektywy pewno wyglądało to tak jakby ten pies niósł w pysku martwe szczenie, tak właśnie byłam wycieńczona.
Ktoś?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz