Niewiele wiedziałem o Heaven, ale tyle z pewnością wystarczyło abym coraz bardziej się w niej zakochiwał. Suczka w moich oczach była cudem i sprawiała, że moje życie znowu nabierało barw. Zamierzałem ją odwiedzić, ale nie wiedziałem gdzie mieszka. Nie dość dobrze zapoznałem się z terenami, więc tylko błądziłem z nadzieją, że się na nią natknę. Gdy błąkałem się przez kilka godzin, zacząłem się martwić, że dzisiaj już jej nie znajdę, a nikogo dobrze tutaj nie znam z kim mógłbym spędzić czas, oprócz niej. Ciekawe ile czasu bym jeszcze tak się włóczył, gdybym jej nie zauważył. Suczka biegła przed siebie i najwyraźniej szukała miejsca, gdzie mogłaby być całkiem sama. Wolnym krokiem poszedłem za nią, tak cicho, aby nie zauważyła mojej obecności, bo nie chciałem jej wystraszyć. Stanąłem, więc za nią i słysząc jej płacz położyłem łapę na jej "ramieniu".
- Wszystko w porządku, Heaven? - zapytałem czułym tonem.
Ona odwróciła się w moją stronę, ale nic nie mówiła. Nadal miała łzy w oczach, a to wszystko pewnie z powodu zmarłej matki. Kiedy suczka dalej nic nie odpowiadała, podniosłem łapę i wytarłem jej łzy.
- Proszę, nie płacz... - uśmiechnąłem się do niej. - Będzie dobrze.
Jednak moje słowa nie zadziałały i dalej płakała, odwracając się ode mnie. Bolało mnie to, że była smutna i, że tak źle znosiła śmierć matki. Heaven ciągle była smutna, a ja nie nadawałem się do tego, aby kogoś pocieszać. Bez słowa przytuliłem ją. Myślałem, że mnie odepchnie, ale ona tylko bardziej się wtuliła.
- Heaven... - wyszeptałem. - Nie stanie się już nic złego, zobaczysz... Wszystko będzie dobrze. Będę cię cały czas wspierał. W końcu od tego tu jestem, aby cię lepiej poznać, pocieszać w trudnych chwilach, chociaż wcale się do tego nie nadaję.
Ona przecież była cudowna, a ja ją tak sobie przytulałem. Nie czułem się tak dziwnie od dawna. Od kiedy uciekłem z domu, postanowiłem się do nikogo nie przywiązywać, ale sam złamałem tą zasadę. Sam nie wierzyłem, że kiedykolwiek polubię a tym bardziej pokocham kogoś w tak krótkim czasie.
- Powiedz mi - zacząłem. - Mam sobie iść?
- Nie... - odpowiedziała cicho, wycierając łzy.
Spojrzałem na nią i skinąłem łbem na znak, że rozumiem, a w duszy cieszyłem się, że nie musiałem zostawić jej samej. Uśmiech nadal nie znikał z mojego pyska i dalej trzymałem Heaven w objęciach.
<Heaven? Przepraszam, że tak długo ;-;>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz