poniedziałek, 7 marca 2016

Od Heaven - CD historii Lucasa

- Dziękuję. - powiedziałam z łzami w oczach, po czym go odruchowo przytuliłam.
Byłam naprawdę wdzięczna temu psu. Chociaż go trochę uważałam za dziwaka, to powiedział naprawdę mądre słowa. Rodzinę zawsze trzeba stawiać na miejscu.
Odprowadziłam jeszcze Lucasa do okolic Wodospadu Rożka. Tam border bezproblemowo znalazł idealną jaskinię dla siebie. Pożegnałam się z nim i popędziłam do grobowca. Tam zaczęłam szukać jak poparzona grobu mojej matki. Po kilku minutach go odnalazłam. Dookoła niego było mnóstwo kwiatów oraz małych drobiazgów. List od mojego taty, róża od Horizona, kwiaty od jej współpracowników oraz jakiś mały misiek i kwiatek od Roxolanne. Został jeszcze mój prezent. Położyłam na grobie tekst wierszu, który napisałam z dedykacją dla niej. Obok niego zostawiłam też śliczny, biały kwiat.
- Witaj, mamo. - powiedziałam łamiącym się głosem patrząc na jej grób. - Tęsknię za Tobą... pamiętasz, jak kiedyś całą rodziną poszliśmy do parku i Devo "zaginął"? To była przygoda... szkoda, że naszych wycieczek było tak mało... - powiedziałam, a łzy zaczęły mi spływać po policzkach.
Nie potrafiłam już nic powiedzieć na głos. Jedyne co już mogłam zrobić, to rozpłakać się.

*****

Kilka godzin później miała być wspólna, rodzinna kolacja dodatkowo z Easy i Mizu. Musiałam się jakoś pozbierać, ale zbyt się zasmuciłam nad grobem mamy. Postanowiłam się jednak wziąć w garść i chociaż poudawać, że jest wszystko w porządku. Do domu taty przyszłam pierwsza. Był bardzo zadowolony z mojej wizyty i podziękował mi, że mogłam przyjść.
- Och, tato... - odpowiedziałam mu i od razu go przytuliłam.
Ściskałam go jakieś kilka minut, dopóki nie przyszedł do domu Devo razem z Easy. Zaskoczona, szybko się odtuliłam i odwróciłam wzrok w kierunku pół-pary. Uśmiechnęłam się na ich widok. Razem wyglądali naprawdę uroczo... Cieszyłam się szczęściem mojego brata. Ciekawa byłam, kiedy ja spotkam "tego kogoś".
- Cześć, Devo. Hej, Easy. - powiedziałam, starając się uśmiechać.
- Dzień dobry. - odpowiedziała borderka w moim i taty kierunku.
- Dzień dobry. Cieszę się, że przyszliście. - Alex uśmiechnął się.
Przynajmniej jego uśmiech był szczery. Co prawda, blady i niezbyt widoczny z jego wymęczonego pyska, ale szczery.
Postanowiłam usiąść w kącie i poczekać w spokoju na pozostałych gości. Nie miałam ochoty na żadną imprezę. Wolałam leżeć w legowisku i sobie popłakać. Ale nie chciałam robić tacie przykrości, który z resztą też nie wygląda najlepiej...
Po chwili przyszła Roxo, a jeszcze później Mizu z Horizonem, na końcu Raf. Wilczyca od razu spostrzegła mój niezbyt dobry humor, i podeszła do mnie.
- Cześć, Heaven. - uśmiechnęła się.
- Hej, Mizu... - powiedziałam, wymuszając z siebie uśmiech.
- Nie musisz wymuszać uśmiechu... Każdy jest smutny z powodu tego co się stało.
- Racja... - westchnęłam, a sceniczny uśmiech od razu zniknął z mojego pyska.
Mizu starała się mnie pocieszyć, a kiedy powiedziałam że już lepiej, to poszła do rozmawiającego Devo z Horizonem. Ja tymczasem zostałam sama.
Czas kolacji szybko zleciał. Podziękowałam wszystkim i szybko wyszłam z domu. Nie mogłam już wytrzymać. Każda wzmianka o mamie podczas naszego wspólnego czasu jeszcze bardziej mnie bolała. Kiedy znalazłam się w jakimś cichym, pustym miejscu, nie powstrzymywałam się i zaczęłam głośno płakać. Musiałam wreszcie wyrzucić z siebie te łzy.
Nagle, poczułam ścisk na moim "ramieniu" i usłyszałam skądś znajomy głos:
- Wszystko w porządku, Heaven?
Głos był taki czuły... taki troskliwy. Jakby ktoś się naprawdę martwił. Kiedy zdałam sobie sprawę, że to na pewno żaden z wilków, odwróciłam się. Przede mną stał Lucas.

Lucas?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz