piątek, 19 lutego 2016

Od Alex'a

Wyszedłem z sali szpitalnej. Kolejna operacja się udała. Humor jednak mi przestał dopisywać, gdy zobaczyłem, co się dzieje na zewnątrz. Niespodziewanie zaczął padać deszcz. To wyglądało tak, jakby chmury płakały z jakiegoś powodu.
Zaczęło mi bić szybciej serce. Bałem się, że stało się coś Greenie. Jeszcze bardziej się przeraziłem, jak Horizon i Mizu przerażeni przybiegli do szpitala.
- Tato! - przybiegł do mnie zdyszany Bring.
- Horizon? Co się stało? - zapytałem niepewnie.
- M-mama...
Serce mi podskoczyło do gardła.
- Mów, Bring. Co jej jest....?
- O-Ona... nie żyje...
Czas się chwilowo zatrzymał. Początkowo myślałem, że owczarek tylko żartuje, a z moją partnerką jest wszystko w porządku... ale kilkanaście sekund później zrozumiałem, że to jest prawda. Łapy wyniosły mnie ze szpitala i zaczęły prowadzić w stronę Pyskowic.
Nie wiem jak, lecz w kilka minut dotarłem do miasteczka. Z daleka zobaczyłem ludzi, niosących suczkę. Podbiegłem do nich i zszokowany patrzyłem na sytuację. Mieszkańcy Pyskowic nosili moją Green Day. Zacząłem wyć. Poczułem, jak Horizon mnie przytula. Jego gest nie pomógł, wręcz płakałem jeszcze głośniej. Mizu stała za nami i zszokowana patrzyła na sytuację..

*******
 
Nastał już szósty dzień, kiedy leżałem w łóżku. Nie miałem ochoty na nic. Nie przychodziłem do szpitala, nic nie jadłem ani piłem. W głowie chodził mi głos Greenie. Kilkanaście razy w dniu wydawało mi się, że coś do mnie mówi. Ale tak nie było. Po prostu siedziałem sam w naszym domu. Co prawda, odwiedzały mnie moje dzieci, ale nie rozmawiałem z nimi za dużo. Nie miałem ochoty z nikim rozmawiać, nawet z Futurą.
Codziennie zadawałem sobie pytanie: "Czy to moja wina?". Green Day często widziała mnie z Futurą... i też mało poświęcałem dla niej czas. Czy podejrzewała mnie o zdradę?
Wygrzebałem się z łóżka i zacząłem krążyć po pokoju. Przechodząc po pokojach, przypominałem sobie wspomnienia związane z moją zmarłą partnerką. Od naszego nieprzyjemnego poznania po początki partnerstwa i ciążę Green, aż po nasze wspólne chwile z dziećmi.
Zastanowiłem się chwilę, a po chwili zacząłem szukać czegoś do pisania. Kiedy odnalazłem jeszcze duży liść, zacząłem pisać. Słowa przychodziły same i w niedługim czasie skończyłem pisać list.

"Witaj, skarbie.
Chciałbym Cię przeprosić za to, że w ostatnie dni Twojego życia poświęcałem dla Ciebie mało czasu, a dla Futury o wiele więcej. Cały czas mam wrażenie, że Twoja śmierć jest moją winą. Chciałbym Ci również podziękować. Dziękuję Ci za każdą rozmowę, każdy uścisk i pocałunek. Każdy komplement, uśmiech i żart. Dzięki Ci za wsparcie i pomoc w każdej sytuacji, oraz przy wychowaniu naszych dzieci. Sprawiłaś, że moje życie stało się ciekawsze. Nauczyłaś mnie, co to znaczy "miłość". Zawsze starałaś się mnie zrozumieć, nawet gdy ja sam nie rozumiałem siebie. Kocham Cię. I mam nadzieję, że niedługo znów Cię zobaczę, tam, na górze.
Okej, Green Day?"

Zabrałem list i wyszedłem z jaskini. Łapy zaniosły mnie nad grób Green. Położyłem na nim list, a obok niego czerwoną różę.

Ktoś chciałby dokończyć?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz