Ze snu zbudziło go czyjeś wycie. Otworzył oczy i podniósł głowę, rozglądając się po jaskini, jakby to miało cokolwiek dać. Niechętnie wstał i wyszedł na zewnątrz. Od razu uderzył go wieczorny chłód.
Ivy odwróciła się w jego stronę.
- Wszystko w porządku? - odezwała się szeptem, lecz mimo to był w stanie ją usłyszeć.
- Nie bardzo. - mruknął w odpowiedzi, jednocześnie kręcąc przecząco głową. - Ty też słyszałaś to wycie?
Borderka otworzyła pysk, by zareagować na jego pytanie, jednak zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, ktoś zawył ponownie. Oba psy skierowały wzrok w stronę, z której dobiegał dźwięk.
- Kto to? - wyszeptała.
- A ja mam wiedzieć? - warknął cicho pies, jednak po chwili zdał sobie sprawę z tego, co właśnie zrobił. - Przepraszam. Nie wiem, kto zawył tak głośno. - lekko zamerdał ogonem, by zatrzeć nieprzyjemne wrażenie i oschły ton głosu, który, jak widać, znów do niego powrócił. Wojna trwająca dłużej, niż żył on sam, nie pozwalała mu czerpać radości z życia i zmienić swoją postawę.
- Może trzeba to sprawdzić? - spytała suczka. Jej głos zabrzmiał niepewnie po tym, jak Winner nie zachował się zbyt uprzejmnie. Pies z trudem powstrzymał swój wybuch gniewu, tym razem do samego siebie. Nikogo innego nie mógł obwiniać.
Wzruszył 'ramionami', choć w głębi serca wiedział, że jako wojownik powinien dbać o bezpieczeństwo Sfory. Gdy tylko Ivy ruszyła w stronę lasu, bez zastanowienia poszedł za nią, dotrzymując jej kroku.
Ivy? Nie pamiętam, kiedy ostatnio napisałam równie bezsensowne opowiadanie... I przepraszam, że wyszło krótkie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz