Wciąż leżę na ziemi, cała roztrzęsiona. Wiem, że to przecież Nageezi, lecz nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. Ona chce... zrezygnować? Kto zajmie jej miejsce? Nagle zdaję sobie z czegoś sprawę. Jestem samicą Beta...
Kiedy szok powoli mija, udaje mi się otworzyć pysk i wyszeptać jedno słowo, ale nie dane jest mi dokończyć całej wypowiedzi.
- Ale... - zaczynam, jednak Nageezi skutecznie ucisza mnie warknięciem. Powoli wstaję. Nie mam wyboru, muszę poinformować resztę sfory o jej decyzji.
- Idź i powiedz im, że nie jestem Alfą! - wrzeszczy samica. - Nie jestem i nie będę!
Ledwo zauważalnie kiwam głową w odpowiedzi. Cofam się o kilka kroków, a ona odchyla uszy do tyłu i odsłania kły.
- JUŻ!
Już wcześniej widziałam Nageezi, lecz jej widok tym razem mnie przeraża. Pierwszy raz dostrzegam łzy w jej oczach. Coś mi mówi, że powinnam jak najszybciej zrobić to, co każe mi... była Alfa.
- Dobrze. - odpowiadam szeptem. Ale samica już biegnie w przeciwną stronę, w stronę lasu. Nie wiem, czy w ogóle mnie usłyszała.
Odwracam się i zmierzam do groty medyków. Tam znajdę Gerisa.
Odwracam się i zmierzam do groty medyków. Tam znajdę Gerisa.
Przez całą drogę zastanawiam się, po co w ogóle przechodziłam tamtą drogą. Wolałabym od kogoś dowiedzieć się o tym zdarzeniu niż sama o nim informować.
Hockey, czemu nas opuściłeś? powtarzam w myślach po raz setny.
Dawny samiec Alfa by się tutaj przydał. Nie znałam go dobrze, jednakże to na niego trafiłam, gdy pierwszy dotarłam na tereny Sfory Psiego Głosu. To on zaproponował mi dołączenie tutaj. Sama nie wiem, kiedy ostatni raz go zobaczyłam. Chyba kilka dni przed wieczorem, kiedy Geris powiedział mi, że teraz jesteśmy parą Beta. Od tej chwili niewiele się zmieniło. Wojna nadal trwa, wilki się nie wycofują. Podobno Sam Sao nie żyje, ale nigdy nic nie wiadomo.
Pogrążam się w ponurych rozmyślaniach, kłusując przez krótki odcinek w lesie. Kiedy wreszcie znajduję się przed dużą polaną, zaczynam biec. Jaskinia jest na drugim końcu.
Wieje silny wiatr, a po niebie krążą chmury deszczowe, zza których nie wydostaje się ani jeden promień słońca. Zapowiada się na burzę lub przynajmniej porządną ulewę.
Wpadam do środka groty, prawie zderzając się z jednym z lekarzy.
- Alex... - Siadam przy ścianie i opieram się o nią. Dopiero teraz zauważam, jak bardzo zmęczył mnie bieg przez długą odległość.
- Cześć, Another. - odzywa się lekarz. - Co cię tu sprowadza?
- Jest tutaj Geris? - rozglądam się niepewnie.
Pies kręci głową.
- Nie. Jest na sali operacyjnej. - odpowiada. Widząc przerażenie malujące się na moim pysku, dodaje: - Jeden z wojowników został ciężko ranny. Operacja była konieczna... - wzdycha cicho. - Chcesz porozmawiać z Gerisem? Mogę mu później przekazać, że tu byłaś.
- To ważna sprawa... Nie mogę dłużej czekać. - Moje serce bije szybciej na samo wspomnienie chwili, w której Nageezi obwieściła, że już nie chce dłużej być Alfą. Ja byłam jej zastępczynią. I co teraz?
- A co się stało? - pyta border, ściszając głos.
Głośno wypuszczam powietrze z płuc, myśląc nad odpowiedzią. Nie wiem, jak mam się do tego zabrać i jak wytłumaczyć całą sprawę Alexowi.
- Posłuchaj... - szepczę. Alex nachyla się do mnie, by lepiej słyszeć, co do niego mówię. - Jak dobrze wiesz, Nageezi jest... była Alfą...
- Chyba nie chcesz powiedzieć, że... - zaczyna pies.
- Nie. - odpowiadam szybko. - Ona żyje.
- Więc co się stało? - mruży oczy, najwyraźniej trochę się niecierpliwiąc.
- Już nie będzie Alfą. Zrezygnowała.
Alex otwiera szerzej oczy.
- Jak to? Dlaczego? - dziwi się, wciąż trawiąc tą informację.
- Nie wiem. - spuszczam wzrok i milknę.
Kilka sekund ciszy włącza się do naszej rozmowy.
- Czy ktoś już wie? - szepcze border collie.
- Na razie tylko my. - mruczę.
Kiwa głową, już nic nie mówiąc. Wygląda, jakby o całej sytuacji myślał tyle, co ja przez ostatnie pół godziny. Dopiero gdy Robin przyprowadza do jaskini suczkę z zakrwawioną sierścią i najwyraźniej połamanymi łapami, odzywa się do mnie:
- Muszę wracać do pracy.
- Do zobaczenia. - próbuję się uśmiechnąć, ale chyba nie wychodzi.
- Pa. - rzuca, jednocześnie idąc w stronę rannej.
Wychodzę z jaskini. Nie chcę dłużej tam przebywać. Sam widok tak dużej ilości rannych i chorych, ze wzrokiem utkwionym we mnie, błagającym o pomoc, jest nie do zniesienia.
Idę w kierunku sektoru Avendeer. Może po drodze znajdę Prince'a lub jego syna, Coffee'ego. Przynajmniej jeden z nich, najlepiej ten pierwszy, gdyż jest samcem Gamma, powinien wiedzieć o tym, co zaszło.
Dopiero teraz zaczynam odczuwać ból. Najwyraźniej z powodu tak dużego szoku niczego nie czułam. Nic dziwnego, była Alfa jest ode mnie dużo wyższa, a co za tym idzie, prawdopodobnie o wiele silniejsza.
Przyglądam się swojemu odbiciu w kałuży, która pozostała wczorajszym deszczu. Na mojej sierści zostały ślady łap utworzone przez błoto. Po moim pysku spływa strużka krwi, a łapa jest lekko opuchnięta.
Podchodzę do najbliższego drzewa i opieram o nie czoło. Chociaż na chwilę chcę przestać myśleć o wszystkim.
Nageezi? A może ktoś jeszcze?
Hockey, czemu nas opuściłeś? powtarzam w myślach po raz setny.
Dawny samiec Alfa by się tutaj przydał. Nie znałam go dobrze, jednakże to na niego trafiłam, gdy pierwszy dotarłam na tereny Sfory Psiego Głosu. To on zaproponował mi dołączenie tutaj. Sama nie wiem, kiedy ostatni raz go zobaczyłam. Chyba kilka dni przed wieczorem, kiedy Geris powiedział mi, że teraz jesteśmy parą Beta. Od tej chwili niewiele się zmieniło. Wojna nadal trwa, wilki się nie wycofują. Podobno Sam Sao nie żyje, ale nigdy nic nie wiadomo.
Pogrążam się w ponurych rozmyślaniach, kłusując przez krótki odcinek w lesie. Kiedy wreszcie znajduję się przed dużą polaną, zaczynam biec. Jaskinia jest na drugim końcu.
Wieje silny wiatr, a po niebie krążą chmury deszczowe, zza których nie wydostaje się ani jeden promień słońca. Zapowiada się na burzę lub przynajmniej porządną ulewę.
Wpadam do środka groty, prawie zderzając się z jednym z lekarzy.
- Alex... - Siadam przy ścianie i opieram się o nią. Dopiero teraz zauważam, jak bardzo zmęczył mnie bieg przez długą odległość.
- Cześć, Another. - odzywa się lekarz. - Co cię tu sprowadza?
- Jest tutaj Geris? - rozglądam się niepewnie.
Pies kręci głową.
- Nie. Jest na sali operacyjnej. - odpowiada. Widząc przerażenie malujące się na moim pysku, dodaje: - Jeden z wojowników został ciężko ranny. Operacja była konieczna... - wzdycha cicho. - Chcesz porozmawiać z Gerisem? Mogę mu później przekazać, że tu byłaś.
- To ważna sprawa... Nie mogę dłużej czekać. - Moje serce bije szybciej na samo wspomnienie chwili, w której Nageezi obwieściła, że już nie chce dłużej być Alfą. Ja byłam jej zastępczynią. I co teraz?
- A co się stało? - pyta border, ściszając głos.
Głośno wypuszczam powietrze z płuc, myśląc nad odpowiedzią. Nie wiem, jak mam się do tego zabrać i jak wytłumaczyć całą sprawę Alexowi.
- Posłuchaj... - szepczę. Alex nachyla się do mnie, by lepiej słyszeć, co do niego mówię. - Jak dobrze wiesz, Nageezi jest... była Alfą...
- Chyba nie chcesz powiedzieć, że... - zaczyna pies.
- Nie. - odpowiadam szybko. - Ona żyje.
- Więc co się stało? - mruży oczy, najwyraźniej trochę się niecierpliwiąc.
- Już nie będzie Alfą. Zrezygnowała.
Alex otwiera szerzej oczy.
- Jak to? Dlaczego? - dziwi się, wciąż trawiąc tą informację.
- Nie wiem. - spuszczam wzrok i milknę.
Kilka sekund ciszy włącza się do naszej rozmowy.
- Czy ktoś już wie? - szepcze border collie.
- Na razie tylko my. - mruczę.
Kiwa głową, już nic nie mówiąc. Wygląda, jakby o całej sytuacji myślał tyle, co ja przez ostatnie pół godziny. Dopiero gdy Robin przyprowadza do jaskini suczkę z zakrwawioną sierścią i najwyraźniej połamanymi łapami, odzywa się do mnie:
- Muszę wracać do pracy.
- Do zobaczenia. - próbuję się uśmiechnąć, ale chyba nie wychodzi.
- Pa. - rzuca, jednocześnie idąc w stronę rannej.
Wychodzę z jaskini. Nie chcę dłużej tam przebywać. Sam widok tak dużej ilości rannych i chorych, ze wzrokiem utkwionym we mnie, błagającym o pomoc, jest nie do zniesienia.
Idę w kierunku sektoru Avendeer. Może po drodze znajdę Prince'a lub jego syna, Coffee'ego. Przynajmniej jeden z nich, najlepiej ten pierwszy, gdyż jest samcem Gamma, powinien wiedzieć o tym, co zaszło.
Dopiero teraz zaczynam odczuwać ból. Najwyraźniej z powodu tak dużego szoku niczego nie czułam. Nic dziwnego, była Alfa jest ode mnie dużo wyższa, a co za tym idzie, prawdopodobnie o wiele silniejsza.
Przyglądam się swojemu odbiciu w kałuży, która pozostała wczorajszym deszczu. Na mojej sierści zostały ślady łap utworzone przez błoto. Po moim pysku spływa strużka krwi, a łapa jest lekko opuchnięta.
Podchodzę do najbliższego drzewa i opieram o nie czoło. Chociaż na chwilę chcę przestać myśleć o wszystkim.
Nageezi? A może ktoś jeszcze?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz