*****
Po jedzeniu bez wahania wybrałam się do miejsca zamieszkania Setha i jego zmarłej partnerki. Denerwowałam się tym, aż łapy mi się trzęsły. Nawet ja sama nie potrafiłam wtedy zrozumieć swojego zachowania. W końcu dotarłam do wskazanego przez psa miejsca. Wrażenie? Czułam się... magicznie. Po raz pierwszy widziałam tak pięknie świecący księżyc, dookoła gwiazd. Odwróciłam się w stronę jakiegoś domku. To musiał być ten. Serce zaczęło mi szybciej bić. Spojrzałam na dach budynku. Siedział tam Seth. Pomachałam mu, a on odwzajemnił gest. Weszłam na dach do niego. Spojrzałam na uśmiechniętego psa i szepnęłam:
- Pięknie tu.
Seth nic nie odpowiadając, spojrzałam na księżyc, który dalej lśnił. Po paru sekundach zapytał:
- Wejdziemy do domku?
- Jasne! - odpowiedziałam.
Zeszliśmy z dachu i weszliśmy do środka budynku. Moim oczom ukazał się przytulny domek. Przy jednym kącie zauważyłam legowisko, w którym mogłyby się zmieścić dwa psy, natomiast w drugim wejście do tak zwanej "spiżarni". Przy trzecim zauważyłam...
- Rzeczy Mayi! - krzyknęłam i podbiegłam do różnych przedmiotów.
Były tam różne plany dotyczące remontów różnych jaskiń, fotografie, jakieś bazgroły...
- Skąd wiedziałaś, że są jej? - zdziwił się pies.
- Ze snów... - powiedziałam cicho.
Seth? Ja też długo nie pisałam Brook, przez co straciłam wprawę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz