sobota, 23 maja 2015

Od Winnera - CD historii Ivy

  Jest słoneczny dzień. Od rana na ziemię nie spadła ani jedna kropla deszczu, a przynajmniej tam, gdzie ja się znajdowałem. Wstałem dziś wcześnie, by spędzić poranek nad Mglistą Rzeczką, a po drodze uniknąć spotkania z kimś nieznajomym, zresztą z kimkolwiek znajomym też nie chcę się spotykać.
   Wpatruję się w najwyższy wodospad. Patrzę, jak woda spływa do rzeki. Jest tak blisko "półki", na której leżę, że tworzy coś w rodzaju ściany odgradzającej mnie od reszty świata. Zamykam oczy i kładę głowę na przednich łapach.
   Czasem zastanawiam się, co by było, gdybym nigdy się nie urodził. Przecież to wcale nie musiało się wydarzyć. Wydarzenia, które miały miejsce w czasie mojego dzieciństwa (o ile można to tak nazwać) nie należały do najprzyjemniejszych. Gdybym nigdy nie przyszedł na świat, nie przeżyłbym tego. Może Z pewnością tak byłoby lepiej. Nie byłbym dla rodziny dodatkowym punktem na liście obowiązków. Nigdy nie byłem im potrzebny.
   Choć mam ochotę zostać nad Mglistą Rzeczką jeszcze chwilę, wstaję i ruszam w kierunku Góry Wojny. Tam wojownicy przygotowują się przed ostatecznym starciem. Ponoć Sam Sao nie żyje, więc wroga wataha prawdopodobnie jest osłabiona. Oby.
   Wracając muszę minąć teren, który często jest odwiedzany - Złoty Wodospad. Do samego miejsca nic nie mam, gorzej z tym, ile psów tu przychodzi. Zawsze trzeba tędy przebiegać, żeby przypadkiem nikt do mnie nie zagadał.
    Wzdycham z niezadowoleniem.
    Przechodzę obok Złotego Wodospadu, zachowując czujność. Uważnie rozglądam się dookoła, aby zorientować się, czy jest tu ktoś oprócz mnie. Chyba nikogo nie ma.
    Cóż, nigdy nie byłem spotrzegawczy.
   Przy brzegu leży suczka. Jest biała, łaciata z czarnym. Nigdy wcześniej jej nie widziałem, co nie powinno być to dla mnie czymś niezwykłym. Ja nie znam prawie nikogo z tej sfory, chociaż jestem w niej od urodzenia.
    Mam ochotę do niej podejść. Dziwne uczucie.
    Nie panuję nad sobą i podchodzę bliżej suczki.
  - Witaj. - mówię. Mam ochotę udusić samego siebie za to, co zrobiłem. Co ja najlepszego wyprawiam? Teraz już za późno.
   Nieznajoma wstaje i odwraca się do mnie. Wygląda na zdezorientowaną. Ma piękne, duże, błękitne oczy pełne uroku.
    - Cz-cześć. - szepcze.
  - Jak masz... skąd... czy... - plącze mi się język. Nie wiem, co mogę jej powiedzieć. Nic nie przychodzi mi na myśl, słów nie mogę ułożyć w zdanie. - Jak masz na imię? - pytam.
    - Ivy. - odpowiada niepewnie. Przygląda mi się tak uważnie, że czuję się jak potwór. - A ty?
  - Winner. - mruczę. Nasza rozmowa nie jest zbyt interesująca, nie da się ukryć. Nie jestem zachwycony tym, że muszę przedstawiać się tak zwykłym imieniem jak Winner.
   Przez parę minut, niezwykle dłużących się, żadne z nas nic nie mówi. Cisza jest przyjemna, lecz w tym przypadku niezręczna. Postanawiam ją przerwać.
   - Nie widziałem cię tu wcześniej. - wypalam. - Jesteś nowa w Sforze Psiego Głosu?

Ivy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz