Czułam się bardzo samotna... Błąkałam się po sforze i zerkałam pół-okiem na psy.
Członkowie nie zwracali na mnie uwagi, a jak już to tylko „Patrz to ta nowa” lub „Chyba nie jest zbyt przyjacielska, w końcu sama się włóczy”. Czułam się nie potrzebna nikomu, nawet ptaki na mój widok uciekały. Bałam się, że nikt mnie już nie polubi...
-Przynajmniej mam dach nad głową.- pocieszałam się
Chciałam zrobić coś dla sfory, ale potrzebny mi był ktoś bliski. Zaczął padać deszcz... Szłam powoli patrząc w ziemię. Nie zauważyłam wielkiego dębu i.... PACH! Uderzyłam się w głowę.
Obudziłam się w jaskini, a przede mną stało wielkie drzewo podobne do baobabu.
Chwilę się zassśtanawiałam co tutaj robię i jak się dostałam... Myślenie przerwał mi jakiś głos.
Nic ci nie jest?- zapytał
Nie, nic...-odpowiedziałam- Kim jesteś? Kto to mówi? Co ja tu robię?
Zacznijmy od tego, że przyniosłem cię tutaj, gdy zemdlałaś- powiedział
Przyniosłem? Drzewo?- zapytałam
Nie.- powiedział wychodząc z drzewa
Był to duży pies rasy doberman, wyglądał strasznie, ale mimo tego starałam zachować spokój.
Jak się nazywasz i kim jesteś?- zapytałam
Jestem Killer i jestem duchem...- powiedział
Duchem?-zapytałam
Tak, duchem...- odpowiedział spokojnie
Po co mnie tu zabrałeś?- zapytałam
Zauważyłem, że jesteś samotna i chcę ci pomóc- powiedział
Pomóc? Mi? Duch?- zdziwiłam się
Tak... Ja chcę ci pomóc i dać rady- powiedział
No dobrze- spojrzałam na niego
„Dostrzegaj we wszystkich zalety, a wady omijaj łukiem”- powiedział to i po chwili zniknął
Ja znowu zemdlałam... Obudził mnie jakiś pies ze sfory... Chyba 25% wilk, 25% seter irlandzki i 50% chinook, a z tego co wiem to właśnie taki jest Napoleon.
<Napoleon?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz