Maya pobiegła, a ja patrzyłem na wilki i Kasumi. Nie mogłem znieść, że tak nią pomiatały. Po chwili eksplodowałem, pobiegłem do nich i rzuciłem się na jednego z nich. Nie zauważyły jak biegłem i dzięki temu miałem przewagę. Jednego z nich udało mi się przytrzymywać przy ziemi, inny dalej trzymał Kasumi, w końcu dołączyć i ją puścił.
- Uciekaj! - krzyczałem.
- Ja... Nie...
- Uciekaj, powiedziałem!
Widziałem jak uciekła, byłem szczęśliwy. Nie obchodziło mnie czy zginę czy nie, najważniejsza była Kasumi. Kątem oka dostrzegłem ludzi i kolejne wilki, którzy mogli zagrozić suce. Poderwałem się z ziemi. Ugryzłem jedno wilka bardzo mocno w gardło, sparaliżowałem, ale nie zabiłem. Na kolejnego rzuciłem się z łapami i mocno podrapałem jego oko, do niesprawności, on porozpruwał mi zszyte rany. Mocno krwawiłem, ale ostatnimi siłami powaliłem potężnego, częściowo niewidomego wilka. Starałem się doczołgać na teren sfory, by pomóc Kasumi. Słabo widziałem, byłem na w pół zdechły. Lecz dalej walczyłem. Dla Kasumi! Usłyszałem hałas, potem ból, a na końcu po prostu zasnąłem. Obudziłem się w ciasnym pudle, razem z Mayą i Kasumi.
- Gdzie jesteśmy? - spytałem oszołomiony.
- Schwytali nas... Tak mi się wydaję...
- A co z resztą? - spytała Kasumi.
- Chyba ocaleli, ale ludzie wrócą - oznajmiła z bólem serca - Mogły też wykończyć ich wilki...
- Na pewno nie, jest nas zbyt dużo - wtrąciłem.
Maya? Kasumi?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz