-Ja już będę musiał się zbierać...-Powiedziałem po chwili.
-Dokąd idziesz?-Spytał.
-Chciałem iść do kanionu...muszę zobaczyć jak ma się sfora po tym ataku ludzi.Jak chcesz to możesz iść ze mną...-Powiedziałem,a Jaread poszedł na początku trochę niepewnie wolno za mną.
~~~
Kiedy byliśmy już przy kanionie na przeciw wybiegł nam Zirgos - dowódca wojowników.Strasznie poraniony i można powiedzieć,że ledwo żywy.Padł przed mną na ziemię ciężko oddychając.
-D-D-Despero?-Spytał cicho.
-Tak.-Odpowiedziałem i pomogłem mu wstać.
Jaread zmierzył wzrokiem dowódcę.
-Co się stało?-Spytałem spokojnie.
-Ludzie...oni tu byli.Trzech morderców nie żyje.-Odpowiedział i złapał się za ranę na brzuchu.
-Nie mogę tu zostać Zirgos...mam rodzinę.Chciałem tylko upewnić się,że z wami wszystko dobrze.-Powiedziałem i spojrzałem mu w oczy.Potem poszliśmy wolno do kanionu gdzie była cała sfora.Wszyscy z swoich ukryć patrzyli na mnie,ale nikt nie wybiegał.Chyba bali się Jaread'a,bo większość oczy było skierowane właśnie na niego.Wojownicy powoli wychodzili z ukryć prosto na Jaread'a,ale ja zatrzymałem ich łapą.Widać było,że pies nie był tu mile widziany.
Jaread?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz