Bitwa była zacięta i jak dla mnie przerażająca ale w życiu bym się nie
wycofała, w końcu uczymy się na własnych błędach. Oprócz mnie i Hockey'a
walczyło kilka psów, nie rozpoznawałam ich, może dlatego że nie znam tu
za dużo psów, a sfora jest liczna. Hockey i inni sobie radzili a ja nie
za bardzo ale i tak się starałam jak tylko mogłam, aż w końcu powaliłam
jakiegoś wilka. Radocha mnie ogarnęła że coś takiego zrobiłam, no ale
pewnie tamci z doświadczeniem nie raz coś takiego zrobili. Moja radość
nie trwała długo, gdy zobaczyłam że nie którzy opadają z sił, a ja i
Hockey jakoś jakoś jeszcze się trzymaliśmy. Najwięcej wilków rzucało się
na Hockey'a i na tych najlepszych, pewnie dlatego że jak się pozbędą
tych najważniejszych tym szybciej opanują sforę. Na Hock'a rzuciło się
już trzech a czwarty miał od tyłu go zaatakować i pewnie zabić, poświęcę
się, bo ja to taki zwykły pies i do tego zbędny a gdybyśmy stracili
Hockey'a, to byłaby tragedia dla sfory. W sumie co cię nie zabije to cię
wzmocni. Wyleciałam na niego czyli tego wilka powalając go na ziemię
ale to i tak nic nie dało jak po walce z nim ledwo żyłam. Tamci się
wycofali ale pewnie nie na długo, rany miałam wszędzie nie miałam siły
wstać, Hockey podbiegł do mnie.
-Sarabi...-Zaczął ale nie kończył patrząc na moje rany.
-Tak wiem, nie wyglądam najlepiej no ale czego się nie robi dla
przyjaciół-zaśmiałam się, chyba pierwszy raz od...Od....Nie ważne.
Hockey? Nadajemy na tej samej fali, też nie miałam weny :/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz