Po spotkaniu się z Elijah’om byłam lekko rozdarta. Czasami miałam nadzieje że to tylko zły sen, ale się z niego nie budziłam. Chciałam się po prostu poddać. Uznałam że może lepiej żebym nie chodziła po lesie sama. Więc postanowiłam, że przez czas bliżej nieokreślony będę badać Fallendeer z Neli. Miałyśmy zamiar pójść na polanę w głębi lasu, gdzie zwykle pasą się sarny. Przez praktyczne całą drogę milczałam i chyba Neli już tego nie wytrzymywała.
- Czy wszystko u Ciebie okej? – Zapytała.
- Tak, zaraz co ja mówię. Nic nie jest dobrze.
- Więc o co chodzi ?
- Dopiero co odzyskałam brata, myślałam że nie będę sama. A on mnie tak po prostu zostawił.
- Przecież nie jesteś sama. Masz nas.
- Ale to nie to samo. Zapomniałam, że moja rodzina w ogóle istnieje. I zapomniałam o nim i o Enzo. A to przecież tylko oni mnie trzymali tutaj.
-Czyli gdzie ?
- Na ziemi, jakbym mogła to bym już się zabiła.
-Nie chcesz być chyba samobójcą ? – Zapytała z przerażeniem.
- Parę razy o tym myślałam.
- Nawet tak nie mów. Jak się zabijesz, a oni się o tym dowiedzą to też popełnią samobójstwo.
- Dlaczego ? – Zapytałam Neli .
- Będą mieli wyrzuty sumienia, że to przez nich.
- Szkoda czasu na nich, oni nigdy nie mieli wyrzutów sumienia. Chwile myśleli o tym, a potem nagle wszystko przestawało ich obchodzić, jakby potrafili wyłączyć swoje emocje.
- Ale mówiłaś, że mówili Ci że się zmienili. Może są bardziej wrażliwi.
- Wątpię.
Po tych słowach nastała cisza. Gdy byłyśmy kilka metrów od polany w powietrzu zaczął unosić się zapach strachu. Czułam, że coś jest nie tak. Idąc na polanę zupełnie przypadkowo odwróciłam się w bok i zobaczyłam co jest nie tak. Na ziemi obok mnie leżała martwa sarna, Wyglądała tak jakby ktoś, albo coś podgryzło jej gardło i ją udusiło. Ale nie była nawet trochę podgryziona. Ktoś nie zabił jej dla jedzenia tylko aby zdechła. Postanowiłyśmy iść dalej, lecz to nie był chyba dobry pomysł. Bo im byłyśmy bliżej tym bardziej było czuć zapach krwi .Było coraz więcej martwych ciał, nie mogłam na to patrzeć. Zdecydowałam że poinformujemy o tym alfę. Gdy już miałyśmy zawrócić usłyszałam szelest. Nie zastanawiając się co to jest od razu zaczęłyśmy biec. Zanim się obejrzałam czyjś „cień” powalił mnie na ziemię. A jeszcze inny pies złapał Neli i przycisnął ją łapą, żeby nie uciekła. Jak tylko mnie przewrócono domyśliłam się, że to Wataha Braterskiej Krwi. A przynajmniej część z nich. Usłyszałam jak szeptali, że muszą się jednej z nas pozbyć i ustalili że to będę ja. Uznali że jak zabiją Yorka to nie będzie taka wielka strata jak zabicie psa który jest … jakby to powiedzieć yyy… większy i silniejszy . W jednej chwili po tym co usłyszałam nieznajomy pies rzucił mi się do gardła. Ściskał je coraz mocniej i mocniej, aż w końcu nie mogłam oddychać. Z mojej sierści zaczęły spływać krwawe smugi. Poczułam że to już koniec.
Kto mnie uratuje (w ostatniej chwili)?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz