Siedzę przy wejściu do jaskini lekarzy. Casey, jako główna lekarka, powiedziała, żebym patrzyła, czy idzie ktoś ranny. Wypatruję psów z SPG, z nadzieją, że nikt ranny nie przyjdzie. Wdycham lekko. Seth gdzieś tam jest i walczy.
Czuję zapach zbliżającego się psa. Jest ranny.
A raczej ranna.
- Sasza? - szepczę.
Suczka z zakrwawionym pyskiem czołga się w moim kierunku. Podchodzę do niej i pomagam dojść (na ile jestem w stanie, w końcu Sasza jest ode mnie wyższa).
- Verona, zajmij się nią. - mówi Casey. - Chili, mogłabyś teraz ty wypatrywać rannych? - pyta suczka. Samica Beta, z którą dawniej się pokłóciłam, ale potem pogodziłam, kiwa głową.
Posłusznie opatruję rany Saszy. Nie jest źle, w przeciwieństwie do kilku innych psów. Ale walka wyraźnie była. Robin pociesza Saszę, a ta wyraźnie się uspokaja. Zerkam kątem na wejście do jaskini. Chili siedzi tam, jej oczy skierowane są w las. Nagle coś przykuwa jej uwagę i szybkim krokiem idzie w tym kierunku. Nie wiem, o co chodzi, jednak wiem, że mam teraz zająć się Saszą. Gdy kończę, suczka kładzie się, aby odpocząć.
- Verona. - odzywa się.
Sasza?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz