Wielki wódz nie upada nawet w najtrudniejszych chwilach. Ja, jako już jeden z nielicznych, nadal myślałem trzeźwo. Jednakże nie potrafiłem już panować nad sobą...
- Jakto co!? - Wybuchłem. - Jesteś ich matką, a nie masz innych uprawnień niż dostarczanie LDK! Pilnuj ich, zajmuj się nimi, proste! Póki nie jesteśmy w naprawdę krytycznej sytuacji, siedź i nie przeszkadzaj! - Warknąłem.
Miałem teraz pełno zadań, byłem bardzo zabiegany, więc od razu pobiegłem z Sarabi dalej. Jednak nie zdążyłem przebiec daleko, a zdałem sobie sprawę z tego, jak okropnie potraktowałem Saszę. Nigdy tak naprawdę nie nawrzeszczałem na nikogo. Suczka nie zasługiwała na coś takiego, to nie jej wina. Zatrzymałam się i obejrzałem, ale ona już zniknęła. Musiałem ją przeprosić przy najbliższej okazji... No cóż, może zrozumie...
- Co jest? - Spytała Sarabi. - Nie spieszysz się jednak?
- Wybacz... Już biegnę.
Jeśli chcesz, możesz skończyć (Sarabi, Sasza...)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz