- Nic. Wiem tylko tyle, ile powiedział mi Daren, gdy mnie obudził.
Zewsząd dochodzą odgłosy walki, wycie psów i wilków. Zastanawiam się, ile psów trafiło już do jaskini lekarzy.Przed sobą, w odległości kilkunastu metrów, widzę dwie suczki walczące z wilkiem. Chcę ich ominąć i biec dalej, żeby jak najszybciej zająć się rannymi. Hockey zatrzymuje mnie jednak, po czym podchodzi do trójki. Wilk jest już martwy, jego oczy, wciąż otwarte, wydają się puste. Jedna z suczek, Volta, leży w kałuży krwi, a jej oddech jest płytki i urywany. Podchodzę do niej, zerkam na ranę biegnącą przez jej tułów. Wiem, że suczce już nic nie pomoże, zostawiam więc Hockey'owi dotrzymanie jej towarzystwa w ostatnich chwilach, a sama zajmuję się drugą z nich, Merlyn. Jej rany nie są tak poważne jak Volty, jednak jeśli się nie pospieszymy, skończy tak samo. Wyciągam kawałek materiału - starą bluzkę wyciągniętą ze śmietnika w Pyskowicach przez jednego z psów - i zawiązuję ją sznurkiem tak, by powstrzymać krwawienie. Hockey podchodzi do mnie ze smutną miną.
- Musimy ją zanieść do jaskini lekarzy najszybciej jak się da - wskazuję głową na nieprzytomną Merlyn.
Alfa kiwa głową i bierze suczkę na plecy, po czym znów ruszamy biegiem. W końcu docieramy na miejsce.
- Robin! Chodź, pomożesz mi zająć się Merlyn - wołam.
Dingo podbiega do mnie i po jednym spojrzeniu na suczkę wyciąga ze schowka igłę, nić, bandaże i wywar z ziół przeciwbólowych.
Zabieramy się do pracy. Kątem oka widzę, jak Hockey chodzi po jaskini i przygląda się rannym psom.
Gdy kończę oczyszczać ranę, odzywa się Robin:
- Casey... Merlyn przestała oddychać.
Robin? Hockey?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz