Z westchnieniem wyszedłem z krzaków malin. A były takie pyszne... Nadal trzymałem kilka w łapie.
- Przerwałaś mi śniadanie. - powiedziałem, teatralnie omdlewając. Uśmiechałem się jednak, z ciekawością patrząc na dwa pozostałe psy. Jednego z nich wcześniej widziałem, ale suczka stojąca po lewej wydawała się nowa. Imion też nie kojarzyłem.
- Malinki?! - Moja nieoficjalna przełożona bezwiednie zamerdała ogonem i uśmiechnęła się niczym Gollum patrzący na swój pierścień. Podszedłem do grupki, po drodze wciskając owoce do łapy medyczki, która od razu je zjadła.
- Cześć. - niepewnie odezwałem się w stronę psów.
- Ty jesteś Robin?
- Tak. - wyręczyła mnie Casey. - To wilk, ale was nie zje.
- A wy to...? - spytałem, pozostawiając odzywkę chirurga bez komentarza.
- Angel.
- Zoe.
Podaliśmy sobie łapy, a potem Casey wytłumaczyła, że mamy pomóc Zoe wybrać sobie mieszkanie. Angel stwierdził jednak:
- Obiecałem Ma... komuś, że pomogę w polowaniu.
Zanim wypytaliśmy go o szczegóły, znikł w zaroślach.
Casey? Zoe?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz