piątek, 4 lipca 2014

Od Vexona

 Biegiem opuściłem jaskinię. Tuż za mną pędziła mała grupka wilków. To, że na nią trafiłem, było stuprocentowym przypadkiem... W końcu kto spodziewałby się wrogich wilków w Navydeer!? No dobrze, może to i moja wina, że wziąłem te jaskinie za grotę medyków, jednakże prawdopodobność tego zdarzenia wynosiła niemalże 0, mimo wszystko. Biegłem po mokrej ziemi, zapadając się w niej co chwila. Wataha licząca pięć wilków niemal deptała mi po ogonie. Skupiłem się na drodze, ostrożnie i w skupieniu mijając każdą przeszkodę. Liczyłem, że uda mi się zgubić pościg, jednak ten postanowił nie odpuszczać. Gdzie podążałem? Rozglądałem się, ale nie mogłem skojarzyć tego miejsca... Jak większości, zresztą. Zostało tylko mieć nadzieję, że albo nie trafię na nikogo, albo na jakiś miszczów woju. Jednakże jestem mistrzem wpadek, także...
- Uuuuuuuwaga! - Krzyknąłem, gdy ktoś pojawił się w małym przesmyku, gdzie nie miałem najmniejszych szans, by go wyminąć.
 Pies uniósł łeb i rozejrzał się pospiesznie, po czym rzucił się przed siebie. Co sił, dorównałem mu kroku. Husky, którego jeszcze nie miałem okazji poznać. Rzuciłem za siebie okiem, by upewnić się, że wilki nie odpuściły nawet tutaj, a następnie spytałem towarzysza:
- Dokąd biegniemy?
- Kierujemy się na Pole Marzeń! - Odkrzyknął, bym usłyszał.
 Pole Marzeń, Pole Marzeń... Byłem pewien, że znajduje się w Fallendeer, a przecież jeszcze chwilę temu byłem w Navydeer...
- Czy nawiedzamy właśnie Fallendeer? - Wolałem się upewnić.
- Owszem - rzucił krótko.
 Nagle przesmyk przestał być przesmykiem i wpadliśmy na jakąś polanę.
- To tu..? - Spojrzałem na rudego.
- Niet, Pole Marzeń zaczyna się za tymi drzewami - skinął głową w stronę kilku samotnych wyrośniętych krzaków. - Ale obawiam się, że zastaniemy tam nie tylko zboże...
- Raz kozie śmierć...
- Em.. No właśnie? - Mruknął, ale przyspieszył ze mną.
 Po krótkiej chwili wyskoczyliśmy spomiędzy roślin, prosto na tak zwane Pole Marzeń, a wzrok kilku psów przeniósł się na nas. Przebiegliśmy pomiędzy nimi.
- Coś się stało? - Rzucił w naszą stronę jakiś owczarek australijski.
- Wilki... - Zacząłem, ale uprzedził mnie Dry:
- Goniły nas wilki. Najwyraźniej je zgubiliśmy.
 Rzeczywiście, po odwróceniu się bestie zniknęły. Mogliśmy odetchnąć z ulgą. Owczarek pokiwał głową, a pozostałe psy lekko się zaniepokoiły, ale pozostały na swoich miejscach.
- Warto poinformować o tym Alfę - dodał aussie i zajął się sobą.
 Zerknąłem na husky'ego.
- Nie mieliśmy przyjemności.
- Dry - uśmiechnął się.
- Vexon - odwzajemniłem gest. - Nowy. - Dodałem.

Dry?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz