To był mój pierwszy tydzień w SPG forever. Uwielbiałam tą sforę kiedyś i chyba już zawsze będę uwielbiać. Wracając... Był to dość chłodny poranek. Mgła pokrywała ziemię, przez co nie było widać horyzontu. Lekka mżawka moczyła me włosy, a łapki tonęły w kałuży. Stałam na skraju półki skalnej, która była pięć centymetrów oddalona od wodospadu (nie pytajcie jak tam wlazłam). Mieści się ona na samym czubku wodospadu. Przed sobą miałam przepiękny widok... Mostek Wodospadowy i piękny wschód słońca. Położyłam się (byłam wyczerpana, ponieważ mieszkam w Fallendeer), łapki zwisały mi z półki skalnej.
- Jak tu pięknie... - Westchnęłam, ponieważ jest to moje ulubione miejsce w SPG. Co dzień, przed wschodem słońca zjawiam się tam i po prostu spoglądam na ten przepiękny widok.
Słońce wzeszło. Wstałam i ruszyłam w drogę powrotną. Po drodze myślałam o Camperze.
- Czemu on tu znowu dołączył?! Jesteśmy na siebie skazani, czy co? Może chodzi o mnie? Czemu ja dołączyłam? Nie, nie tu na pewno nie chodzi o to... jak bym mogła nie dołączyć. A zresztą babcia mówiła żebym szła głosem serca, a ja naprawdę chciałam tu dołączyć! - Nagle poczułam gwałtowne odbicie się od czegoś. Gdy się podniosłam ujrzałam psa, nie był wiele większy ode mnie.
- Yyy... Przepraszam, j...ja nie chciałam. To było niechcący...
Haryst?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz