Wydarłem się na cały głos. Usiadłem spanikowany na kocu. Oddychałem z trudem.
- Niemożliwe. Sfora jest strzeżona całodobowo, i to z każdej strony - powiedziałem głośno.
Nigdy nie wierzyłem w prorocze sny. Ale ten był tak przekonujący, że przestałem wierzyć w swoją niewiarę. Sfora Psiego Glosu skutecznie poradziła sobie ze wszystkim, co ją spotkało. Oprócz ludzi, którzy powrócili. Odrzuciłem pled i wyszedłem z jaskini.
Było chłodno, ale nie zważałem na to. Szedłem gętym lasem, a gałęzie smagały mnie po całym ciele. Deszcz szumiał w koronach drzew.
Zapukałem.
- Luck? Co ty tu robisz? I to o tej porze! - przywitała mnie ciepło Eileen - No nic, właź. Zakładam, że masz jakiś dobry powód...
Po pięciu minutach siedziałem na bezładnej kupie tkanin nad miską parującej zupy.
- Więc co sprowadza cię w gościnne progi siostry o godzinie... - zerknęła na zegar wodny, który sama zrobiła - ...trzeciej dwadzieścia cztery?
- Sen - odparłem treściwie.
- Sen? - Leen uniosła brwi.
- Inaczej marzenie senne - wyjaśniłem - Konkretniej zły sen, zwany również koszmarem.
- Rozumiem. Dojrzały pies budzi się z krzykiem - krzyczałeś, prawda? - z powodu nieprzyjemnego snu. Wychodzi z domu i idzie do swojej siostry - podsumowała - Bardzo dojrzale postąpiłeś - pokiwała głową z ledwo wyczuwalnym złośliwym uznaniem - O czym był sen?
- Śniło mi się, że Sfora została otoczona przez ludzi, którzy podpalili las... - zacząłem.
- Niestety, ale to nic nadzwyczajnego - prychnęła.
- Dzięki. Później, gdy jakoś udało nam się ugasić pożar, nastąpiła powódź. Całe tereny zmieniły się w bagna. Gdy powódź została opanowana, nastąpiła wielka susza i wiatr. To również udało nam się przetrwać. Ale później... - potrząsnąłem głową - ...ludzie wrócili. Gdziekolwiek się nie ruszyć... Byli wszędzie, dosłownie. Z siatkami... Z furgonetkami ze schroniska...
- Okej, rozumiem - przerwała mi Eileen, słysząc, że głos już mi się załamuje.
- Czekaj, to jeszcze nie koniec...
Moja przybrana siostra przewróciła oczami, ale nie odezwała się.
- A kiedy już cała sfora została wyłapana, ludzie spalili cały las. I stworzyli wielki napis, kopiąc rowy w kształcie liter. Napis brzmiał "KONIEC. NA ZAWSZE".
Eileen milczała przez chwilę, ale w końcu powiedziała:
- Lucky, mam nadzieję, że wiesz, jak bardzo niepoważnie to brzmi.
- Oczywiście, że wiem!
- Nie czytałeś żadnych thrillerów przed snem?
- Ja i thrillery? Leen...
Odpowiedź Lee została zagłuszona przez nieludzki huk, który, jestem przekonany, był słyszalny w promieniu minimum dziesięciu kilometrów. Trwał kilkanaście sekund.
- Lucky, tempo. Musimy biec pod Drzewo Karea. Wszyscy powinni tam czekać - powiedziała z przejęciem - Myślę, że wiem, o co chodziło w twoim śnie...
Domyśliłem się, że to nie czas na zadawanie pytań. Wybiegliśmy z jaskinii.
Gdy dotarliśmy pod Balkonik, była tam już conajmniej połowa Sfory. Hockey właśnie zaczynał coś mówić.
Hockey/Drin?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz