Hmm, a gdyby tak wyruszyć w nową przygodę... Na pola Elizejskie. Ja
już to zrobiłem. Tylko byłem jeszcze na środku... Jak by podzielić tęczę
i wskazać środek. Szkoda tylko, że moje życie już się skończyło. No, ale
cóż trzeba mknąć dalej ku uwolnienia swojej duszy. Suczkę, którą
kochałem, zostawiłem na pastwę własnego losu. Gdyby tylko to uczucie było odwzajemnione. Gdyby Maddy mnie kochała, ach! Czuję się teraz niezręcznie... Bo kiedy dotykałem jej miękkiej sierści, ona czuła się
bezpiecznie. Tak jak ja, w połowie drogi do nieba...
- Angel! Angel! Obudź się! Błagam! Zostań ze mną... Angel... - skomlała za mną Madeline.
- Dlaczego? Zabierz mnie ze sobą! - próbowała wybudzić mnie ze śmierci.
Choć jej łzy zajęły połowę mojego martwego ciała, na nic się nie
zdały...
Madeline cały czas leżała przy mnie, aż do powrotu stada. A ja? Ja
czekałem na uwolnienie duszy. Nagle przede mną rozbłysło światło, a szarobury las zmienił się w pole zbóż. Poczułem radość... Potem ze światła
wyłonili się moi rodzice, aby mnie powitać. Mama spytała:
- Czy jesteś gotowy?
Nie wiedziałem co powiedzieć. Nagle poczułem ból w karku. Kości same zaczęły się łamać. Ale wyszeptałem odpowiedź:
- Nie... Jeszcze muszę coś załatwić! Muszę zostać z Madeline.
Niczym piasek ulotniłem się w powietrzu i powróciłem do Madeline.
- Madeline...- moje spojrzenie przykuły oczy Madeline. Kochałem tą sukę i będę ją kochać aż do końca swoich dni.
Otworzyłem oczy i dźwignąłem się na łapy. Mój sen na tym się urywał... Wypełniła mnie pustka. Do mojej świadomości dotarło, że Maddy mnie nie kocha, że tak naprawdę jestem sam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz