Całe moje życie było pełne troski i opiekuńczości. Jednak nie widziałem się w przyszłości w roli Alphy.
Wydawało mi się tu nudne. Dlatego właśnie postanowiłem opuścić rodzinną Francję i udać się w podróż swego życia. Wędrowałem długo. Ni to dni, ni to miesiące. Cieszyłem się jak nigdy, że mogę wreszcie sam dyrygować swoim życiem. Bez żadnych uwag, zaleceń, rozkazów.
~Rok od odejścia z rodzinnej sfory~
Szwendałem się już to tu, to tam. Lecz nigdzie, w żadnej napotkanej sforze nie było ‘tego czegoś’.
Szedłem w tym momencie przez las, poczułem zapach mięsa, a że od roku żywiłem się tylko zającami... Mój instynkt wziął górę i zacząłem ile sił w łapach biec w stronę woni. Ujrzałem małego, białego zająca na środku polany. Zaczaiłem się i skoczyłem na niczego nieświadome stworzenie. W momencie lotu coś się na mnie rzuciło.
Był to pies… lub suka. To zależy.
- Ej. Co jest?! – mruknąłem z oburzeniem w głosie. – To już nawet zjeść nie można?
<Ktoś? Najlepiej jakaś suczka XD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz