Rozległy się liczne szepty.
- Tak, wiem, że to dość... wstrząsające. Ale prawdziwe - pociągnęłam wypowiedź bety. Krótko i treściwie poinformowałam Sforzan o podsłuchanej przeze mnie rozmowie.
- Czy wiemy, kiedy mają zamiar zacząć wyłapywać psy? - spytał rzeczowo Fart.
- Niestety nie - przyznałam się - Powiedziałam wszystko, co wiem. I... to tyle. Niech wszyscy strażnicy się w miarę ogarną i w ogóle... no, wiecie, co mam na myśli. Bądźcie zawsze w gotowości.
Odetchnęłam ciężko. Podszedł do mnie Lucky.
- No to chyba mamy przechlapane - mruknął - Historia kołem się toczy, nieprawdaż?
- Nie bądź takim wstrętnym pesymistą, Luck.
- Dobra, tylko się potem nie dziw...
To mówiąc, pies odszedł. Sforzanie nie rozchodzili się jeszcze, zbyt wielkie wrażenie wywarły na nich moje zeznania. Część otoczyła zwartym kółeczkiem Hockey'a, część Drina, parę psów znalazło się również niedaleko May. Westchnęłam po raz drugi. Zapowiada się niezły cyrk. Albo raczej masakra.
Wróciłam do swojej jaskini i poszłam spać. A rano...
- Susan, wstawaj, zaczyna się! I obudź jak najwięcej Sforzan! - krzyknął Drin. Zerwałam się z miejsca.
- I jeszcze jedno... - zatrzymał się w pół drogi do drzwi i obejrzał w moją stronę.
Drin?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz