Słońce stało już wysoko na niebie, kiedy wytropiłem odpowiednią zwierzynę. Przyczajony między liśćmi leszczyny obserwowałem dorodnego jelenia, który nie wiedzieć czemu odłączył się od stada. Kiedy obrałem dobrą pozycję do biegu, szybko wypadłem z krzaków, bo wiatr w każdej chwili mógł zmienić kierunek i zdradzić rogaczowi moją obecność.
Dopiero kiedy doskoczyłem do gardła ofiary, zauważyłem drugiego psa, atakującego z drugiej strony. Najwidoczniej nie tylko ja widziałem w jeleniu swoją zdobycz.
- Skoro... - suczka drapnęła po boku zwierzęcia - już tu jesteśmy, to możemy się podzielić, ok? - oznajmiła między jednym ciosem a drugim.
Czemu nie? Potakująco kiwnąłem łbem, jednocześnie wyrywając kawał mięsa z szyi zwierzęcia i wpijając pazury przednich łap w łopatkę zwierzyny. Poczułem metaliczną, gorącą krew w pysku, co pobudziło mnie do ataku.
Szybko załatwiliśmy jelenia, w końcu było nas dwoje. Stojąc nad drżącym w agonii ciałem, patrząc na suczkę rasy belgian malinois, oznajmiłem:
- Mam na imię Robin.
- Ja nazywam się Madeline.
< Madeline? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz