Wstaliśmy i spacerowym tempem obeszliśmy obszerną górkę, którą śmiało nazwać można było lekką wyżyną. Z każdym nowym miejscem, z każdym nowo postawionym krokiem czułam energię, która mnie wypełniała, od łap aż po koniuszki uszu. Oczyma z ciekawością dziecka badałam każdy skrawek ziemi. Szliśmy mniej więcej podobnym krokiem, obok siebie; łapa w łapę. Raz po raz pod naszymi łapami szeleściła soczyście zielona trawa, chrupał złocisty piasek i dzwoniły rzeczne kamienie. Po, mimo wszystko, krótkich oględzinach terenów przystanęliśmy na rozległej łące. Coś kazało mi wyładować wewnętrzną energię. Staliśmy chwilę w milczeniu, aż nagle wykonawszy szybki ruch łapą, dotknęłam Hockey'a w kark i uskoczyłam w bok.
- Berek! - krzyknęłam śmiejąc się. Nagle oprzytomniałam i zdałam sobie sprawę, iż wysoko postawiony i dojrzały pies, tak jak on, nie będzie chciał bawić się z jakąś ułomną dziewicą, która nie wiadomo jakie ma zamiary i co ma pod czupryną. Zatrzymała się i niepewnie odwróciłam szyję, by sprawdzić czy pies już stoi i patrzy na mnie z wyrazem zniesmaczenia wymalowanym na twarzy, tak jak to czynili inni moi pobratymcy. Pomyliłam się o 360 stopni. Nie zdążyłam jeszcze dokładnie odwrócić głowy, gdy coś, a właściwie Hockey, przycisnął mnie swoim cielskiem. Stał nade mną z satysfakcją malującą się na pysku.
- Dobra, wygrałeś - zaśmiałam się, próbując się spod niego wydostać. Uśmiechnął się i usiadł obok mnie w milczeniu. - Nie wiem dlaczego, ale miałam cię za większego sztywniaka - zachichotałam, lekko szturchając go w bok.
Hockey, dokończysz?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz