Dry powoli przeżuwał jagodę przyglądając mi się uważnie, tak jakby spodziewał się, że w każdej chwili mogę paść na ziemię i krzyknąć, że owoc jest zatruty. Zerwała kilka kolejnych i zjadłam je ze smakiem, uśmiechając się do psa.
- Widzisz? Nie są trujące.
- Nie są - potwierdził Dry - i może się nimi nawet najem.
- Na pewno. Mnóstwo tu tego rośnie - odparłam połykając kolejną porcję jagód.
W ciszy zajadaliśmy się owocami. Gdy wydawało się, że na krzaku nic już nie ma, zachciało mi się pić, podbiegłam więc do jeziora. Westchnęłam głośno, gdy się napiłam.
- Już dawno się tak nie najadłam - mruknęłam pod nosem.
Dry spojrzał na mnie sponad krzaka, z którego wciąż zbierał jagody.
<Dry? Sorry, że dopiero teraz :)>
Pissem sobie z Phoenixville :)) Yay.
OdpowiedzUsuńCo to za kanibalstwo! Jecie jagody!
No wiesz... ;)
OdpowiedzUsuń